W poszukiwaniu niepasującego elementu na indonezyjskiej Sumatrze.
Przepiękne bielusieńkie plaże okolone palmami. Turkusowy ocean z białymi koronami fal, rozbijającymi się z hukiem o skały. Zielone wzgórza porośnięte soczyście zieloną, tropikalną dżunglą. Sceneria wręcz idealna na wymarzony wypoczynek. Jednak coś tu nie pasuje. Czegoś matka natura nie zaplanowała na tym obrazku.
Śmieci
Puste opakowania po szamponach, papierki po lodach, niepotrzebny już klapek, którego partnera porwał ocean, puszka po wszechobecnej coca-coli, plastikowe butelki po napojach i, największa zmora Matki Natury, plastikowe torebki. Problem dotyczy całego globu, jednak najbardziej widoczny jest w krajach mniej rozwiniętych i gęsto zaludnionych.
Najwięcej śmieci w przeliczeniu na jednego mieszkańca produkują Japończycy, bo aż 1000 kilogramów na osobę. Zaraz za nimi są Amerykanie, wytwarzający nieco ponad 860 kilogramów na jednego obywatela. Jednak te kraje potrafią sobie jako tako z tym radzić. Indonezja produkuje około 73 milionów ton śmieci rocznie, a ich produkcja ciągle rośnie. Średni roczny wzrost sięga nawet 4%. Jest drugim, na świecie źródłem śmieci w oceanach. Prześcigają ją jedynie Chiny.
Z roku na rok zwiększa się tu zużycie plastiku. Kiedyś sprzedawane na targu towary pakowało się we własnoręcznie utkane worki, wiklinowe kosze czy sklecone samemu bambusowe skrzynki. Obecnie, naśladując zachodnie zwyczaje, nad każdym straganem wisi plik plastikowych jednorazówek. Dodatkowo, nie wypada już włożyć jabłka razem z pomidorem, cebuli razem z kokosem, wszystko musi być zapakowane w oddzielną plastikową torbę.
Pakowanie ryżu w liście bananowca też już nie jest w dobrym tonie. Przyrastająca klasa średnia coraz częściej woli kupić przetworzony i zapakowany produkt niż skorzystać z naturalnych dóbr. Ryż z pudełka w supermarkecie smakuje jakby nieco lepiej…
W Indonezji nie ma efektywnego systemu wywozu i obróbki śmieci. Na terenach wiejskich nie występuje w ogóle – kto by za to zapłacił? Taniej wyrzucić śmieci na brzegu rzeki lub na plaży i czekać na ulewny deszcz, który ‘sprzątnie’ je do oceanu. Ci, którzy do rzek i plaż mają daleko, najczęściej śmieci palą lub zakopują. Najbardziej leniwi tworzą sobie wysypisko obok domowego gospodarstwa, gdzie śmieci czekają na ewentualne drugie życie, bądź na biodegradacje, która w przypadku plastiku, będzie trwała od 100 do nawet 1000 lat, w zależności od rodzaju tworzywa. W przypadku tak bardzo popularnej plastikowej reklamówki to jakieś 450. Aluminiowej puszcze zajmie to jedynie 200.
Wszystkie powyższe metody ‘utylizacji’ mają swoje konsekwencje dla środowiska.
Wrzucanie śmieci do oceanu skutkuje nie tylko smutnym widokiem zbezczeszczonych rajskich plaż, na które przypływ wyrzuca z powrotem część odpadów. Najbardziej dotkliwie odczuwa to żyjąca tam fauna i flora. Zdjęcia rybich żołądków wypełnionych plastikiem, uduszonych wodnych ptaków, które zaplątały się w reklamówki czy nurków próbujących dojrzeć rafy koralowe wśród pływających w wodzie odpadów niejednokrotnie obiegły Internet. Pływające odpady także często niszczą rybackie sieci, wkręcają się w silniki łodzi, uszkadzają ekwipunek do połowów.
Palenie śmieci generuje szkodliwy dym, mający negatywny wpływ zarówno dla ludzkiego zdrowia jak i całego ekosystemu.
Zakopane śmieci, w szczególności plastik, utrudniają przesiąknięcie deszczówki w głąb ziemi, w wyniku czego na powierzchni tworzą się zatęchłe bajora, będące siedliskiem pasożytów i bakterii. Opady, które znajdą ujście między odpadami, są przez nie zanieczyszczane, w konsekwencji zanieczyszczając podziemne wody zasilające studnie, z których mieszkańcy czerpią wodę do gotowania posiłków, mycia, a nawet bezpośrednio do picia.
Przydomowe wysypiska są źródłem bakterii, które biegające w samopas zwierzęta roznoszą po całym gospodarstwie domowym. Wszystko to ma negatywne konsekwencje dla stanu zdrowia zarówno ludzi, jak i zwierząt.
Śmieci produkowane w indonezyjskich wioskach są w 70% organiczne, jednak nie ma powszechnej świadomości, że można je wykorzystać do karmienia zwierząt domowych lub kompostowania i użyźniania pól uprawnych.
Chociaż pojawiają się niewielkie firmy i pojedynczy rzemieślnicy, którzy skupują takie odpady, jak szkło, plastik, czy metal, oferowane stawki są na tyle niskie, że motywują do segregacji jedynie nieliczne jednostki.
Sytuacja wydaje się być beznadziejna. Jednak organizacja RIMBA, ściśle współpracująca z ośrodkiem turystycznym Ecolodge, położonym na pięknej plaży w miejscowości Pamotusan na Sumatrze, uważa inaczej.
RIMBA Ecolodge
Zaczęli od dwóch wiosek, Sungai Pisang i Sungai Pinang, zlokalizowanych w pobliżu ośrodka Ecolodge. Celem ich działalności jest uświadomienie mieszkańców, jak ważna jest dbałość o środowisko naturalne, w którym żyją. Zdając sobie sprawę, że wykładanie o grożącej ludzkości katastrofie ekologicznej za jakieś 100 lat ludziom, których głównym zmartwieniem jest wyżywienie rodziny, a głównym celem przetrwanie kolejnego dnia, nie przyniesie efektów, zaczęli od edukacji dzieci.
Organizują zajęcia poświęcone ochronie środowiska. Uczą, co to jest recycling i pomagają zrozumieć jak śmieć może stać się zasobem i źródłem oszczędności.
Niestety dużym problemem jest nieposyłanie dzieci do szkoły. Pomimo tego, że szkoła w Indonezji jest obowiązkowa od 7 roku życia, 15 % dzieci jej nie kończy. Nie pozwala na to ubóstwo i konieczność pomocy rodzicom w utrzymaniu rodziny. Głównym źródłem utrzymania jest tu rybołówstwo i rolnictwo. Niektórzy są właścicielami wiejskich sklepików lub prowadzą małe warungi, czyli jadłodajnie, gotujące dla rodziny i sąsiadów. Stąd większość mieszkańców zarabia nieregularnie. Jeżeli ojciec po całym dniu pracy przyniesie 30 000 Rupii, a dziecko poprosi go o 20 000 Rupii na podręcznik i kilka długopisów, woli nie posłać dziecka do szkoły, a fundusze przeznaczyć na pożywienie i benzynę do swojej rybackiej łodzi. Nie wie przecież, czy kolejnego dnia uda mu się coś złowić i sprzedać, a jeść trzeba. Rybackie kutry pełne dzieci w wieku szkolnym są w Indonezji równie popularnym obrazkiem, co umundurowane dzieci maszerujące do szkoły. Ten sam problem dotyczy dzieciaków pracujących na roli.
Organizacja RIMBA Ecolodge dotuje obecnie szkolny ekwipunek 260 dzieciom ze szkoły podstawowej w Sungai Pisang oraz 280 dzieciom ze szkoły podstawowej we wiosce Sungai Pinang. Pokrywa również dowóz do szkół 25 dzieci, mieszkających za daleko, żeby dotrzeć na piechotę, a rodziców nie stać na transport.
RIMBA Ecolodge utworzyła również w szkołach ‘zielone biblioteki’, zaopatrywane w książki w języku indonezyjskim i angielskim, traktujące o skutkach zanieczyszczenia powietrza, wody, gleby, wycinki lasów, zbyt intensywnego połowu ryb, czy kłusownictwa. Książki dotowane są przez organizację non-profit ‘Green Book’. Dzięki zdobytym informacjom dzieci nie tylko same stają się świadome popełnianych zbrodni przeciwko matce naturze, ale też pomagają podnieść świadomość rodziców i wpłynąć na zmianę ich nawyków na bardzkiej proekologiczne.
Działalność RIMBA nie kończy się tylko na szerzeniu ekologicznej świadomości. We współpracy z organizacją GetPlastic, został opracowany projekt urządzenia do recyclingu plastiku. Wykorzystując proces pirolizy (z greckiego pyro, ogień, lysis, rozpad) maszyna wydestyluje pod wpływem wysokiej temperatury odizolowany od tlenu plastik, zamieniając go w gaz. W kolejnym kroku gaz zostanie schłodzony i skroplony, stając się w rezultacie paliwem. Z jednego kilograma plastiku uda się pozyskać jeden kilogram paliwa. Ponieważ urządzenie samo będzie potrzebowało paliwa, by działać, uzysk netto to 8 litrów paliwa na 10 kilogramów plastiku. Za przyniesienie każdego kilograma czystego plastiku do punktu skupu, mieszkańcy otrzymają 25% zniżki na każdym zakupionym litrze paliwa. Organizacja liczy, że taki rabat zmotywuje mieszkańców nie tylko do przynoszenia własnych śmieci, ale też zebrania tych porzuconych na brzegach rzek czy plażach, oczyszczając tym samym okolice. Dodatkowo obsługa maszyny i całego procesu utworzy kolejne miejsca pracy i wygeneruje dochód ze sprzedaży na kolejne projekty.
Całkowity koszt projektu to 6850 Euro, w co wchodzi koszt wyprodukowania i transportu maszyny (2650 Euro), koszt wydzierżawienia i przystosowania powierzchni potrzebnej do obsługi procesu (2550 Euro), koszt szkoleń i marketingu (1650 Euro). Organizacja zebrała już 2895 Euro! Projekt można wspierać stronie organizacji TUTAJ.
Ecolodge nie poprzestaje tylko na tematach związanych z ochroną środowiska. Problemem wiosek jest także odpływ młodzieży do miast w celach czysto zarobkowych. W rezultacie rdzenne tradycje i kultura zanikają z pokolenia na pokolenie. Ci, którzy zostają, to przeważnie niewykształceni rolnicy i rybacy, którzy w przesadny i niezarządzany sposób eksploatują lasy i oceany. Jedyne, co mają na uwadze, to zapewnienie sobie dochodu. Takie działania zagrażają ekonomicznej przyszłości wiosek, których zasoby zbyt szybko się wyczerpują. Zagraża to też zaniechaniem kultywowania lokalnych zwyczajów, na które ciężko pracująca ‘klasa robotnicza’ najzwyczajniej nie ma siły i czasu. Dlatego Ecolodge wprowadza do programów szkolnych również zajęcia z wiedzy o naturalnych zasobach okolicy i bogatych lokalnych tradycjach, wskazując jak ogromy potencjał eko-turystyczny posiada ten region oraz jak można go spieniężyć. Tłumaczy, dlaczego nie warto wyjeżdżać do miasta, ponieważ tu, na miejscu, można zarobić nawet większe pieniądze, pod warunkiem… zadbania o środowisko.
Organizacja ma także swój wkład w lokalną ekonomię. Zatrudnia w Ecolodge jedynie mieszkańców wioski. Kobiety gotują turystom tradycyjne posiłki. Ich mężowie i bracia sterują łodziami wożącymi turystów na wycieczki, przywożą zakupy. Zajmują się reperacją ciągle występujących usterek, grabią liście. Jak trzeba kroją warzywa lub idą do dżungli po kokosy.
Ecolodge zawiera umowy partnerskie z lokalnymi producentami eko-produktów, przypraw, tradycyjnego rękodzieła. W restauracji można kupić lokalnie wyhodowany cynamon i goździki, sól morską czy breloczki do kluczy wyrzeźbione z materiałów niezwiązanych z wycinką lasów takich jak ratan, bambus czy orzech kokosowy. Są wisiorki i bransoletki. Dochód ze sprzedaży tych produktów zasila konto organizacji, dzięki czemu może rozszerzać swoją działalność edukacyjno-rozwojową.
Starają się jak najbliżej zintegrować mieszkańców z turystami. Obsługę zachęca do wspólnych rozmów, podczas których Indonezyjczycy mogą podszkolić angielski. Turystów zachęca do odwiedzenia ich wiosek, gdzie będą mogli bliżej poznać problemy indonezyjskiej wsi i udzielić mieszkańcom autorskiej lekcji angielskiego. Angielski jest niezbędny, żeby zostać przewodnikiem turystycznym. Praca przewodnika to tutaj dobrze płatna praca. Na miejscu kapitana łodzi może ich zastąpić każdy inny mieszkaniec wioski. To tu potrafi nawet dziecko.
Obsługa angażuje się też w podnoszenie świadomości turystów i promocję odpowiedzialnego podróżowania. Organizuje krótkie, darmowe trekkingi po okolicznej dżungli, podczas których zachęca turystów do odkrywania lokalnej fauny i flory oraz zwraca uwagę na lokalne problemy z ochroną środowiska. Opowiada o prowadzonych projektach, mających na celu ochronę dzikiej przyrody dzięki tworzeniu terenów ochronnych i centrów rehabilitacji zwierząt. Przybliża zakres wymaganych prac zmierzających do obudowy zniszczonej rafy koralowej.
W Ecolodge słabo działa internet. Zasięgu telefonicznego nie ma wcale. Nieduże domki zbudowane są z bambusowych mat i drewna, pokryte liśćmi bananowca. Na gankach stoją wytarte ratanowe fotele. W wyłożonych naturalnymi kamieniami łazienkach jest tylko zimna woda. Nie ma klimatyzacji – szpary w ścianach, oknach i podłodze i tak skutecznie zniweczyłyby jej pracę. Nie ma restauracji z menu. Je się to, co akurat wymyśli lokalna kucharka. Do dopływających tu drewnianych łodzi, wykonanych przez lokalnych cieślów, nie ma schodków czy drabinek. Trzeba wskakiwać i wyskakiwać do czasem nawet po pas głębokiej wody.
Na dodatek nocleg tu nie jest wcale taki tani, jeżeli porównać jakość zakwaterowania do ceny.
Na świecie powstaje coraz więcej gwiazdkowych resortów w bajkowych sceneriach dżungli czy w turkusowych lagunach. Są nawet takie stylizowane na naturalne, udające lokalną tradycyjną architekturę. Warto tylko sprawdzić, czy takie inwestycje rzeczywiście przyczyniają się do wspierania, a nie wyzysku lokalnych społeczności, czy nie dewastują lokalnego środowiska, kosztem komfortu tych lepiej płacących gości.
Żaden Marriott czy Sheraton nigdy nie da turyście tej satysfakcji, że zostawiając zapewne ciężko zarobione pieniądze przyczynił się bezpośrednio do lepszego jutra mieszkańców, ochrony lokalnej przyrody i lepszych rokowań dla całego świata. W Ecolodge to widać, słychać i czuć.
Zapraszamy do relacji z naszego pobytu w Ecolodge TUTAJ.
Przeczytaj też:
10 faktów, które warto wiedzieć o Sumatrze
Bukittingi rządzą kobiety Mingangbaru
Największy kwiat świata: Raflezja
Pozytywny efekt tsunami w prowincji Banda Aceh
Najsłynniejszy Orang Hutan w Bukit Lawang
Rodzice chrzestni żółwi morskich