Mulu - FanTOUR
Ostatnie wpisy
+48 605 24 24 20
fantour@fantour.eu
+48 605 24 24 20
Top
FanTOUR  / Nasze Podróże  / Borneo  / Mulu
Borneo jaskinia mulu deer cave nietoperze

Mulu

Malezja Borneo Artykuły

śni ludzie zagrożeni przez cywilizowanego człowieka

Ja sem nietoperek z jeleniej jaskini

Mulu Dzień po Dniu

Kuching – Mulu

24 kwietnia 2017

 

Rano wymeldowujemy się z Hero Hostel a dokładniej to zostawiamy klucze na ladzie w recepcji, ponieważ Regina jeszcze nie przyszła do pracy. Rysujemy jej też dziękczynną laurkę (Kasia poświęciła swoją czerwoną szminkę)  i zostawiamy czekoladki. Rewelacyjna, wiecznie uśmiechnięta i bardzo pomocna kobieta! Taki pracownik to skarb! Zamówiona dla nas taksówka już czeka pod hostelem. O 11.20 wylatujemy do kolejnej dżungli: Narodowego Parku Mulu.

Park Mulu jest wpisany na listę światowego dziedzictwa UNESCO gównie ze względu na swoje piękne krasowe jaskinie. Nazwę zawdzięcza górze Mulu, drugiej co do wysokości w prowincji Sarawak (2376 metrów n.p.m.).

 

Borneo 96 300x169 - Mulu

Lotnisko w Mulu

 

Lądujemy o 12.55 na jednym jedynym pasie startowym, który kończy się i zaczyna po środku buszu. Gdzie się nie spojrzy dokoła dżungla i zieloniutkie góry. Przepięknie!

 

 

Borneo 94 300x169 - Mulu

Lotnisko w Mulu

 

Do Mulu najprościej dostać się samolotem (za bilet zapłaciliśmy 150 PLN / osoba). Dróg nie ma. Alternatywny sposób, żeby tu dotrzeć to 12 godzinny rejs po 100 kilometrowym odcinku rzeki wyczarterowaną łódeczką. Najbardziej hardcore’owy sposób to trekking z maczetą i przewodnikiem przez dżungle. Ponieważ nie znam osobiście nikogo, kto by taką drogę wybrał podaję wszystkie wersje, które słyszałam, bo ktoś słyszał, że ktoś inny słyszał w Internetach też nie ma zgodności: od dwóch do czterech dni. To musi być dopiero przeżycie!

 

Borneo 4 300x187 - Mulu

Lotnisko w Mulu

 

Borneo 5 300x164 - Mulu

Lotnisko w Mulu

 

Na lotnisku widzimy najkrótszą taśmę bagażową: właściwie tak na jedną walizkę. Panowie wykładają bagaż z wózka, trzeba go od razu odebrać, bo kolejny już się nie zmieści. Bardzo fajne to lotnisko

 

Borneo 6 300x169 - Mulu

Odbiór bagaży 🙂

 

Wszystkie towary transportowane są na Mulu samolotem więc tanio nie jest. Nawet woda mineralna kosztuje majątek. Ale my też na pewno trochę przepłacaliśmy robiąc zakupy w knajpach zamiast w jedynym (jaki widzieliśmy) mini-supermarkecie. Niestety jakoś nie mieliśmy na niego czasu. Usytuowany był między wejściem do parku a naszym homestay’em a ten dystans zawsze pokonywaliśmy taksówką i zawsze jakoś się, nie wiedzieć czemu, spieszyliśmy.

 

Borneo 7 300x169 - Mulu

Odległości z lotniska w Mulu

 

Przed lotniskiem czeka na nas transport w postaci malutkiej czarnej Toyoty. Okazuje się, że do tego samego Mulu Village Homestay zabiera się z nami jeszcze Amerykanin więc postanawiamy podzielić się na dwie grupy. Najpierw jedzie Seb z Markiem i Kaśką, ja zostaje z Amerykaninem i sobie opowiadamy, co już zdążyliśmy zobaczyć i co nam się najbardziej podobało. Standardowy backpackerski temat ?

Toyota wraca po nas po maksymalnie 10 minutach i za momencik już jesteśmy pod Mulu Village Homestay. Wita nas uśmiechnięta właścicielka, Brenda z Sigapuru, która wyszła za lokalesa.

 

Borneo 34 300x169 - Mulu

Mulu Village Homestay

 

Nie mamy za dużo  czasu ponieważ o 14.00 jesteśmy zapisani na pierwszą naszą wycieczkę, czyli Canopy Skywalk, a musimy się jeszcze zarejestrować i wszystko opłacić.

 

Borneo 71 300x169 - Mulu

Mulu Village Homestay

 

System rezerwacji wycieczek w Mulu jest zupełnie inny niż w Bako. Większość wymaga przewodnika i wcześniejszego zapisania się na konkretną datę i godzinę. Nie wszystkie wycieczki są dostępne codziennie, obowiązuje konkretny limit uczestników więc warto sobie zaplanować poszczególne dni i zarezerwować terminy z wyprzedzeniem. My nasze bookowaliśmy mejlowo, jeszcze przed wyjazdem z Polski. Płacimy dopiero na miejscu.

Taksówka wiezie nas pod recepcję Parku. Umawiamy się z kierowcą, Moniką, na 5 Ryngitów od osoby za każdy kurs a korzystamy z jej usług codziennie do i z Parku. Rozliczamy się po ostatnim kursie na lotnisko (wyszło 35 Ryngitów od osoby). Nie są to jakieś dalekie odległości (w Mulu wszędzie jest blisko) ale wycieczki rozpoczynamy zawsze rano i nie chce nam się zbyt wcześnie zrywać a wracamy do homestay’a już po ciemku. No i całe dnie przecież łazimy… Natomiast chłopaki z naszego homestay’a jeżdżą rowerem (są do wypożyczenia w naszym homestay’u), chodzą piechotą, albo po prostu ładują się do Marriotowego busika (zaraz obok naszego hostelu jest 4,5* Marriot). Obsługa nigdy nie wygania białasów. My tam na przykład chodziliśmy na Internet, bo ich działał znacznie szybciej niż nasze karty. Bez problemu podawali nam hasła ?

 

Borneo 8 300x169 - Mulu

Wejście do parku

 

Borneo 10 300x169 - Mulu

Transport

 

Najpierw rejestrujemy się w wypasionej i nowoczesnej recepcji parku. Płacimy 5 Ryngitów za pięciodniowy wstęp, pani zapina nam na nadgarstkach żarówiasto zielone opaski i gotowe. Następnie potwierdzamy wszystkie zarezerwowane wycieczki i za nie płacimy. Można tu nawet płacić kartą!

 

Borneo 81 300x169 - Mulu

Biuro Parku Narodowego w Mulu

 

Borneo 82 300x176 - Mulu

Biuro Parku Narodowego w Mulu

 

Borneo 83 300x169 - Mulu

Biuro Parku Narodowego w Mulu

 

Obok wypasionej recepcji równie wypasiona restauracja z widokiem na rzekę. Też można płacić kartą! Co za kontrast w porównaniu do Bako.

Wszystko w okolicach recepcji elegancko oświetlone, równo przystrzyżona trawka, ozdobnie przycięte krzaczki. Bungalowy na terenie parku na pełnym wypasie. Zupełnie inny styl niż w swojskim Bako. Dziwne to takie trochę. Jak nie w dżungli.

Udaje się nam wszystko załatwić w ekspresowym tempie. Ba! Jeszcze piwo udaje się nam spić. O 14.00 wyruszamy na spacerek po bambusowych linowych mostkach zawieszonych między olbrzymimi drzewami. Nazywany jest też czasem ‘spacerem w chmurach i uważany ponoć za najlepszy w całej południowej Azji. Kosz takiej wycieczki to 42,40 Ryngity /osoba.

Najpierw musimy dojść kilkaset metrów do schodów na pierwszy most. Dojście jak po molo w Sopocie, szerokie, piękne kładki, barierki… Zaczynam się zastanawiać czy to jakaś dżungla dla emerytów???

 

Borneo 11 300x169 - Mulu

Kładki w Parku Narodowym w Mulu

 

Spacer w koronach drzew daje możliwość obserwacji co się dzieje w tropikalnym lesie ponieważ większość fauny tu właśnie urzęduje. Po pierwsze przez gęste korony drzew na ziemie dociera tylko 2% promieni słonecznych, po drugie na drzewach zwierzęta czują się bezpieczniej i mogą się schować przed poprzednim ogniwem swojego łańcucha pokarmowego. Liczyliśmy, że zobaczymy stada kolorowych ptaków i egzotyczne rośliny używane w medycynie tropikalnej do współczesnych czasów. Takich opisów się naczytaliśmy.

 

Borneo Mulu canopy walkway 1 300x169 - Mulu

The Canopy Walk

 

Niestety nie widzimy właściwie żadnych zwierząt. Zapewne dlatego, że złośliwy deszcz postanowił dziś spaść wcześniej niż zwykle. Nam on właściwie w tej temperaturze nie przeszkadza, jednak zwierzętom jak widać tak. Wielka szkoda ☹

 

Borneo 13 300x169 - Mulu

The Canopy Walk

 

Wszystkie kładki Canopy WalkWay mają w sumie 480 metrów długości a zawieszone są na wysokości 50 metrów.

 

Borneo 14 300x169 - Mulu

The Canopy Walk

Widoki widziane z góry piękne. Na szczęście skończyły się wygodne, emeryckie pomosty i widać już tylko same odcienie zieleni.

 

Borneo 15 300x169 - Mulu

The Canopy Walk

 

Sam spacer dość emocjonujący. Na kładce jednoczenie mogą być maksymalnie dwie osoby ale i tak pod ciężarem nierówno poruszających się ciał kładka wije się i przechyla. Sebastian oczywiście musiał trochę poskakać, żeby podwyższyć poziom mojej adrenaliny. Jednak znacznie bardziej panikowałam kilka lat temu w dżungli Taman Negara na kontynencie. Tym razem byłam wyjątkowo spokojna. Może dlatego, że wiedziałam czego się spodziewać, a może jestem już coraz bardziej odporna na Azję i coraz to nowe wyzwania.

 

Borneo 12 169x300 - Mulu

The Canopy Walk

 

Wracamy do recepcji Parku. Przed wejściem na teren parku zauważyliśmy swojsko wyglądającą knajpę. Postanawiamy tam dziś zjeść obiad. Wygląda na zdecydowanie tańszą niż knajpa na terenie parku.

 

Borneo 87 300x169 - Mulu

Knajpa przed wejściem do parku

 

Borneo 88 300x166 - Mulu

Knajpa przed wejście do parku

 

Nie mylimy się. W środku swojsko. Za barem cała rodzina ogląda telewizje. Podstawowy wystrój. Widok na rzekę jest. Zostajemy.

Knajpa okazała się być głównym miejscem żywieniowym backpackersów. W parkowej restauracji raczej goście Mariotta albo wypasionych bungalowów o znacznie wyższej średniej wieku i zasobności portfela. Tu bardziej swojsko.

 

Borneo 86 300x169 - Mulu

Knajpa przed wejściem do parku

 

Zjadamy całkiem znośny obiad, popijamy piwem i czekamy na kolejną wykupioną na dziś wycieczkę, czyli nocny półtoragodzinny spacer po dżungli, który rozpoczyna się o 19.00. Koszt to 20 Ryngitów/osoba.

 

Borneo 36 300x169 - Mulu

Część menu 🙂

 

Prawdę powiedziawszy do kupna tej wycieczki nastawieni byliśmy najbardziej sceptycznie. Jeszcze jak zobaczyłam dziś tą oświetloną szeroką kładkę z poręczami to stwierdziłam, że będą na pewno nudy. Na szczęście się pomyliłam!

Co było do przewidzenia, nie zobaczyliśmy żadnego dużego zwierza. Za to w nas z totalnych ciemności wpatrywało się dosłownie setki iluminujących w świetle latarek oczu. Świadomość, że w otaczającej nas smolistej dziczy siedzi tyle żywych stworzeń, których my nie widzimy a one doskonale widzą nas była lekko przerażająca. Do tego działająca na wyższych obrotach wyobraźnia, że zaraz któryś z tych ogromnych włochatych pająków z błyszczącymi oczami skoczy mi na głowę…BRRRR!

 

Borneo 22 226x300 - Mulu

Nocny spacer po dżungli

 

Borneo 29 188x300 - Mulu

Nocny spacer po dżungli

 

Borneo 32 194x300 - Mulu

Nocny spacer po dżungli

 

Na szczęście zwierzęta głupie nie są i nie wychodzą na spotkanie idącej z latarkami grupie homo sapience, którą słyszą już na kilometr wcześniej, no bo po co im to.

 

Borneo 31 300x169 - Mulu

Nocny spacer po dżungli

 

Nie dotyczyło to jedynie jednego węża, którego wypatrzył na ścieżce mój mąż. Nikt na niego na szczęście nie nadepnął i skończyło się dobrze. Widać było, że nawet nasz wychowany w dżungli przewodnik nie odważył się wziąć go na ręce. Pociągał tylko na krótko za ogon, żeby wąż za szybko nie zwiał i żeby wszyscy zdążyli go sobie obejrzeć.

Widzieliśmy dziesiątki patyczaków o kolosalnej wielkości i kosmicznych kształtach. W dzień albo tak się integrują z otoczeniem, że ciężko je zauważyć albo wyłażą tylko w nocy.  Przypominały statki kosmiczne z ‘Gwiezdnych Wojen’.

 

Borneo 21 172x300 - Mulu

Nocny spacer po dżungli

 

Widzieliśmy kolorowe stonogi, chrabąszcze, olbrzymie ważki i jadowite żaby.

 

Borneo 30 217x300 - Mulu

Nocny spacer po dżungli

 

Borneo 20 204x300 - Mulu

Nocny spacer po dżungli

 

A to wszystko przy kakofonii najdziwniejszych dźwięków, zupełnie innych niż dźwięki jakie dżungla wydaje za dnia.

Najgłośniej darły się żaby.

 

Borneo 28 300x200 - Mulu

Nocny spacer po dżungli

 

Przewodnik bardzo zaangażowany. Wyszukiwał dla nas żywe istotki, które my byśmy zapewne przeoczyli i opowiadał, które są dla kogo groźne i w jakim stopniu.

 

Borneo 25 300x192 - Mulu

Nocny spacer po dżungli

 

Borneo 18 300x196 - Mulu

Nocny spacer po dżungli

 

W pewnym momencie kazał nam wszystkim zgasić latarki. To, jak głęboka jest ciemność w dżungli nocą, jest nie do opisania. Dosłownie bolały mnie oczy kiedy starałam się dojrzeć własną rękę, którą machałam sobie przed nosem. Nie widać kompletnie nic. Niebo szczelnie zakryte przez grubą pokrywę drzew.

 

Borneo 24 300x169 - Mulu

Jak z horroru 🙂

Nauczył nas jak patrzeć, żeby dostrzec iluminujące mikroskopijne grzybki na pniach i liściach, które nagle rozświetliły się przed naszymi oczami. Kiedy włączyliśmy ponownie latarki pień wyglądał jak najzwyklejszy pień a nie jak laserowa maczuga a liście jak zeschłe liście. Warto się wybrać na taki spacer.

 

Borneo 33 169x300 - Mulu

Nocny spacer po dżungli

 

Wracamy do naszego backpackerskiego baru i prosimy właścicielkę, żeby zadzwoniła do Moniki – jesteśmy gotowi wracać do naszego hostelu i czekamy na nią i jej Toyotę. Monika poinstruowała nas, żeby tak zrobić, bo właścicielka baru to jej znajoma. Właścicielka baru też ma reklamę oferującą usługi Taxi ale widocznie w takiej dziurze jak Mulu mieszkańcy szanują swoje interesy zamiast konkurować. Po 5 minutach jedziemy naszą malutką Toyotka do hostelu.

Atmosfera w Mulu Village Homestay przednia. Niemal wszyscy goście i właściciele (Brenda i jej mąż James) siedzą w otwartej części jadalnej popijając piwo i wino ryżowe zaserwowane przez uroczą gospodynię. Prąd właśnie wyłączyli, bo jest w Mulu reglamentowany, więc impreza odbywa się przy świecach. Jest bardzo wesoło. Gdy Brenda zauważa, że wróciliśmy, podbiega i zaprasza do dołączenia do reszty. Lubi jak się jej goście integrują.

Bierzemy prysznic i dołączamy. Brenda nalewa nam po szklaneczce ryżowego wina własnej roboty i od razu marketingowo informuje, że ma dużo takich butelek więc jak nam zasmakuje, to możemy zakupić do użytku własnego lub jako lokalne suweniry.

Siedzi tam już poznany na lotnisku Amerykanin, jest Niemiec, z którym też już się zdążyliśmy poznać na Canopy Walkway, jest parka Irlandczyków i trzy dziewczyny z Francji. Po chwili do hostelu zbliżają się dwie kolejny osoby. Czujna Brenda już biegnie zaprosić ich na wino ryżowe i do integracji. Mąż Brandy, James, doskonale zna okolice i organizuje wyprawy na ryby, trekkingi, spływy, opowiada historie okolicy i lokalnych mieszkańców. Brenda jest z Singapuru. Pracowała tam w biurze, potem pojechała do Brunei i zarządzała Muzeum Insygnii Królewskich. Ponieważ zamierzamy się tam wybrać opowiada nam ciekawostki o tamtejszych wystawach.

Nie chce się wychodzić, ale tylko my musimy wcześnie wstać i zaliczyć najcięższą ponoć jednodniową trasę w Mulu: ośmiogodzinny trekking do Doliny Edenu prowadzący przez największą tu i jedną z największych na świecie Jaskinie Jeleni. Jest grubo po północy. Mówimy więc wszystkim ‘dobranoc’.

 

Mulu

25 kwietnia 2017

 

Dziś w planie tylko jeden punkt programu: PODRÓŻ TAM I Z POWROTEM czyli całodzienny trekking przez Jaskinię Jelni do Doliny Edenu. Koszt to 140 Ryngitów / osoba, czas 8h.

Rano wczesna pobudka: startujemy spod recepcji Parku Mulu o 8.30 a chcemy jeszcze zjeść spokojnie śniadanie, zaopatrzyć się wodę i prowiant na cały dzień.

W części jadalno-kuchennej już krząta się Brenda. Poszła spać na pewno znacznie później od nas (kiedy nasz rozsądek zwyciężył impreza jeszcze trwała w najlepsze). My dziś ledwo się zwlekliśmy z łóżka a tu już szwedzki stół gotowy, wrząca woda w czajnikach, a po wczorajszej imprezie nie ma śladu. Jednak prowadzenie homestay’a to ciężki kawałek chleba. Wszyscy na wakacjach a gospodarze ciągle w pracy.

 

Borneo 72 300x169 - Mulu

Mulu Village Homestay

 

Przyjeżdża po nas Monica, odstawia na miejsce i wyruszamy na nasz najcięższy trekking.

Najpierw ten najnudniejszy, godziny odcinek po drewnianych pomostach aż do samej bramki wejściowej na teren jaskini. Nie, żeby nie było ładnie. Jednak jakoś po dzikiej wersji dżungli w Bako te kładki mnie rażą…

 

Borneo 17 300x169 - Mulu

W drodze spotykamy różne żyjątka 🙂

 

Bramki pilnuje parkowy strażnik. Wpuszcza tylko grupy z licencjonowanymi przewodnikami, którzy wpisują się do prowadzonej przez niego księgi. Jeżeli strażnik nie pracuje klucz do bramki pobiera się z recepcji, ale zrobić to mogą tylko uprawnieni grotołazi.

Do jaskiń Mulu ciągle przyjeżdżają badacze. Są szacunki, że odkryto dopiero 70% istniejących jaskiń. Ostatnią odkrył brytyjski grotołaz Andy Eavis w 2015 roku po 23 ekspedycjach do Mulu. Jaskinia ma 6 milionów lat i najprawdopodobniej znajdzie się w piętnastce największych jaskiń na świecie.

My do Jaskini Jeleni (Deer Cave) wchodzimy z dwoma licencjonowanymi przez park  przewodnikami. Najpierw czekają nas ponad dwa kilometry przeprawy przez tą jedną z największych jaskiń na świecie. Jest ponoć tak duża, że pomieściłaby pięć londyńskich Katedr Świętego Pawła.

 

Borneo 38 300x169 - Mulu

Jaskinia Jeleni Deer Cave

 

Pierwsze odcinki są proste. Idziemy betonowym chodnikiem jakieś 300 metrów. Można sobie wykupić godzinny spacer po jaskini tylko po tej wygodnej wersji, jeżeli ktoś woli potem nie przeżywać tego co my.

 

Borneo 41 300x169 - Mulu

Jaskinia Jeleni – Deer Cave

 

Borneo 39 300x169 - Mulu

Jaskinia Jeleni – Deer Cave

 

My zdecydowaliśmy się na tą trudniejszą trasę. Schodzimy z chodniczka i zaczyna się najpierw żwirek, kamyki, kałuże potem coraz większe i coraz bardziej śliskie kamienie. Buty z przyczepną gumową podeszwą to konieczność. W naszym hostelu można było wypożyczyć gumowce, ale nie takie, jakie znamy z domowego podwórka: z wysoką cholewką do kolan – te się tu kompletnie nie nadają. Woda wleje się górą i zamieszka w nich zapewne stadko krwiożerczych pijawek. Gumowce do jaskini to wąziutkie, wciągane buciki do kostek całkowicie zrobione z gumy – bardziej przypominające buciki surferów, ale sztywniejsze. Przyczepność do śliskich kamieni idealna, woda nie wleje się do środka. Sprzedają je też  w sklepiku przy recepcji Parku ale nie zawsze mają potrzebne rozmiary. My poszliśmy w adidasach. Dały radę. Chociaż ja swoje po tej wyprawie wyrzuciłam. Nie żeby coś im się złego stało, ale nie miałam ich jak wysuszyć a nie chciałam narażać po sąsiedzku zapakowanych ciuchów na przegniły smrodek. Stare i wysłużone już zresztą były ?

Konieczna jest też latarka czołówka. W Deer Cave warto mieć wolne ręce do przytrzymywania się skał przy wdrapywaniu się na wyższe kamienie lub kamienne półki. Oświetlenie występuje jedynie na początku.

 

Borneo 54 300x169 - Mulu

Jaskinia Jeleni

 

Jeżeli taplanie się w guano, czyli odchodach nietoperzy, nie sprawia Wam przyjemności radzę wziąć również rękawiczki. W Jaskini Jeleni żyje 2,5 miliona nietoperzy. W ciągu dnia śpią sobie grzecznie pod ‘sufitem’ , jednak wypróżniają się chyba przez sen. Skały, których trzeba się czasem przytrzymać są właściwie w całości pokryte ich ekskrementami.

Nawet wiedząc, że jest ich 3 miliony to wręcz NIE DO UWIERZENIA ile produkują odchodów zważywszy na ich wzrost. To co w pierwszej chwili bierzemy za ogromne skały są zwykłymi górami netoperkowych fekaliów. Określenie ‘kupa gówna’ zmaterializowało się do n-tej potęgi.

 

Borneo Mulu Deer Cave 300x225 - Mulu

Jeden z milionów

 

W góry kup zbłądzić się raczej nie da: po pierwsze przewodnik poprowadzi nas po właściwych ścieżkach, po drugie z bliska widać wyraźnie, że miękkie i obłe cos to tony małych bobków, na których żeruje zylion robali (muchówki, chrząszcze, ćmy, roztocza). Robale te następnie zjadają nietoperze i kółko się zamyka. Zostało obliczone, że jeden nietoperz zjada codziennie około 25 gramów owadów, co w przeliczeniu na wszystkie osobniki daje dziennie ponad 100 ton. TUTAJ zobacz krótki film.

W tym ekosystemie uczestniczyły też jelenie (stąd nazwa jaskini). Jelenie przychodziły do jaskini pożywić się guano, które ma bardzo wysoką zawartość wapnia, fosforu i azotu. Zaobserwowali to myśliwi i odtąd przychodzili do jaskini na polowania jeleni. Mieli tu pewną zdobycz. Pomimo codziennego uboju jelenie, nie ucząc się na błędach, przychodziły każdego dnia – prawdziwe ‘jelenie’ ?

Są też teorie, że jaskinie wyżłobili kosmici i wypełnia ją kosmiczna energia, która nakazywała jeleniom codzienne wizyty skazujące je tym samym na rzeź ? No cóż, nas też tam coś przyciągnęło. Może ci kosmici wcale nie są taką nieprawdopodobną wersją.

Niestety nie wszystkie nietoperze są zdyscyplinowane i walą w wyznaczone ‘kupy gówna’, albo puszczają im zwieracze i popuszczają również na ścieżkach, co powoduje, że kamienie są jeszcze bardziej śliskie. Przyczepne podeszwy to tu naprawdę konieczność. Trochę się trzeba było tam nagimnastykować.

 

Borneo 42 300x169 - Mulu

Guano – góry tego zalega w jaskini

 

Nie radzę zakładać krótkich spodenek, chyba, że lubicie być upaprani w guano bezpośrednio na skórę. W sumie może to nawet mieć jakieś pozytywne efekty kosmetyczne. Guano to bardzo cenny nawóz wspomagający rozwój warzyw i trawników, przyspieszający kompostowanie. Przy moim z metra ciętym wzroście musiałam czasami włazić (a właściwie być wciągana przez Sebę) na kolejny poziom na kolanach bo nogi tak wysoko już zadrzeć nie mogłam. Szybko schnące, długie, cienkie spodnie trekkingowe się bardzo sprawdziły. Ja ograniczałam mój kontakt z guano do minimum. Nie do końca mi się to niestety udało. Ręce miałam całe upaprane. Wolę nie myśleć, że otwierając bidon z wodą pozwoliłam jakimś cząstkom przedostać się do wnętrza ciała. Fuj!

Jaskinię Jeleni określiłabym bardziej jako przerośniętą grotę.

 

Borneo 44 300x169 - Mulu

Jaskinia Jeleni

 

Borneo 56 300x169 - Mulu

Jaskinia Jeleni

 

Nie oczekujcie tu formacji pięknie rzeźbionych stalaktytów i stalagmitów. Owszem, występują, jednak w przeważającej większości to po prostu nieociosane skały.

Radzę wziąć wodoodporne worki albo nic do plecaków, czemu woda mogła by zaszkodzić. Jest odcinek przy wyjściu z jaskini kiedy przechodzi się przez wodę po szyję (ja tam sobie nawet podpłynęłam, bo szybciej było).

 

Borneo 45 300x169 - Mulu

Jaskinia Jeleni

 

Stosowaną techniką było też niesienie bagażu wysoko nad głową, ale dno to kupa kamieni różnej wielkości i o różnym stopniu stabilności więc jak się człowiek poślizgnie albo stanie na niewłaściwy to może być kłopot.

 

Borneo 51 169x300 - Mulu

Jaskinia Jeleni

 

Borneo 52 169x300 - Mulu

Jaskinia Jeleni

 

Po wyjściu z jaskini czeka nas najpierw spacer kamienistymi strumieniami i dróżkami wzdłuż ich brzegów

 

Borneo 49 169x300 - Mulu

Przez góry i rzeki 🙂

 

A następnie znowu wspinaczka po dzikiej dżungli do zamkniętej w skałach doliny Eden.

Po sforsowaniu leśnych ścieżek, strumieni i wąwozów czeka nagroda: docieramy do raju. Ale w raju jakby tak trochę skromnie. Spodziewałam się głębokiej na kilkaset metrów doliny, rwącego wodospadu a zobaczyłam w rzeczywistości niewielki wodospad (aczkolwiek bardzo rwący).

 

Borneo 48 300x169 - Mulu

Wodospad w Dolinie Edenu

 

I niewielką dolinkę (aczkolwiek przepięknie dziką). Niewielu chce poświęcić tyle trudu, żeby tu dotrzeć, więc zachowała naprawdę dziewiczy klimat.

Mamy tu zaplanowaną przerwę na lunch. Wodospad pełen jest żarłocznych czerwonych pijawek więc znalezienie jakiegoś piknikowego kamienia wskazane. Rozsiadamy się na kamieniach i  zwalonych drzewach i wyciągamy nasz suchy prowiant. Pomimo tego jedna wredna pijawka jakimś cudem wyfrunęła i wbiła mi się w kolano. Została jednak szybko zauważona i pogoniona.  Druga próbowała przebić się przez but (trochę nierozsądnie z jej strony skoro kilka centymetrów wyżej miała nieosłonięte nóżki). Ostatecznie obyło się bez ran kłutych a dźwigana przeze mnie od początku podróży butelka octu się nie przydała.

Delektujemy się hukiem wodospadu, pięknem natury i przyniesionym lunchem. Niestety nasz przewodnik po 15 minutach nawołuje do powrotu. Zaczęło padać. Jego krótkofalówka mająca cały czas kontakt z centralą parku ostrzega, że będzie padało już do końca dnia i poziom wody w Jaskini Jeleni może się podnieść tak, że zaleje nam ścieżkę powrotu. No cóż, niechętnie zbieramy nasze zmęczone tyłki i tą samą drogą wracamy do jaskini.

Do Doliny Edenu nie ma innej drogi niż przez Jaskinie Jeleni.

Krótkofalówka naszego przewodnika się nie myliła: rozpadało się na dobre. Każą nam się spieszyć. Dość błotnista, jednak wcześniej jeszcze nie grzęska, ścieżka zamieniła się w mały potok. Robi się coraz bardziej ślisko. Z jednej skarpy prawie bym zjechała: na szczęście Seb chwycił mnie za plecak i uratował przed poślizgiem jakieś kilkanaście metrów w dół po błocie i korzeniach.

Przez Jaskinię Jeleni wracamy nieco inną drogą. Przechodzimy obok ‘prysznica’ czyli ogromnego stalaktytu w kształcie główki prysznica, z której naprawdę cieknie woda! Czysta, przyjemnie chłodna woda. Wzięcie takiego prysznica całkiem wskazane po bliskich kontaktach z guano i błotnistych ścieżkach. My skorzystaliśmy.

 

Borneo 57 169x300 - Mulu

Jaskinia Jeleni

 

W końcu wychodzimy na otwartą przestrzeń. Wiedzieliśmy, że łatwo nie będzie, ale nie wiedzieliśmy, że będzie aż tak trudno… Brawo My! Daliśmy radę. Bardzo nam się podobało.

 

Borneo 59 300x169 - Mulu

Jaskinia Jeleni

 

Okazuje się, że to jeszcze nie koniec programu. Tuż obok wejścia do Jaskini Jeleni znajduje się jaskinia Lang.

Jaskinia swoją nazwę zawdzięcza swojemu odkrywcy, panu Lang, który polując zauważył ślady zwierząt prowadzące do, jak mu się wydawało, litej skały. Gdy za nimi podążył odkrył małe wejście do jaskini zupełnie zabudowane roślinnością. Zwierzęta urządziły sobie w niej bezpieczną noclegownie.

Jaskinia zupełnie inna od Jaskini Jeleni. Wszędzie przepiękne stalaktyty i stalagmity, wnętrze wręcz bajkowe.

 

Borneo 64 300x169 - Mulu

Jaskinia Lang

 

Na szczęście to już tylko przyjemny spacerek a nie kolejna przeprawa.

 

Borneo 65 300x169 - Mulu

Jaskinia Lang

 

Borneo 60 300x169 - Mulu

Jaskinia Lang

 

Ostatnim punktem programu tego trekkingu miał być exodus blisko trzech milionów nietoperzy z Jaskini Jeleni. Wylatują prawie codziennie o zmierzchu na łowy. No właśnie ‘prawie’ robi wielką różnicę, bo nie wylatują jak pada a nam się akurat przecież tak pięknie rozpadało. Latające ssaki postanowiły głodować. No cóż. Niby pech, jednak w gruncie rzeczy lubię takie przypadki. Mamy solidny powód, żeby kiedyś jeszcze wrócić. Widowisko jest ponoć niesamowite: wylatują i najpierw wywijają esy floresy na niebie, niczym chiński smok i dopiero potem lecą na żer.

Wracamy w totalnej ulewie do recepcji. Jest już też zupełnie ciemno, więc śmiejemy się, że mamy gratisowy nocny spacer po dżungli. Ale to już nie to samo bez przewodnika. Zresztą bez przewodnika balibyśmy się zejść z drewnianej kładki.

Obiecaliśmy naszej ‘taksiarce’, Monice, że na kolacje dziś pójdziemy do jej restauracji. Wiezie nas prawie pod nasz Mulu Village Homestay i tam sadza hmmm….. pod właściwie wiatą skleconą z byle czego, przykrytą nawet nie blachą falistą a jedynie folią. Na drewnianych ławach z surowych desek i stole przykrytym ceratą pełno wody. Ale co tam, i tak jesteśmy tacy mokrzy i brudni, że zupełnie nam to obojętne. Przy barze wyglądającym na zbudowany ze skrzynek po owocach siedzi trzech lokalnych panów. Jest folklor.

Dostajemy przeciętnie smaczne jedzenie (czytaj: raczej niesmaczne, ale jadalne). W międzyczasie spada nam z dachu do talerza jaszczurka. Dobrze, że jest piwo ?

Po kolacji idziemy od razu spać. To był męczący, ale genialny dzień!

Jeżeli będziecie w Mulu koniecznie idźcie na ten trekking. Ja będę go wspominać do końca życia!

 

Mulu

26 kwietnia 2017

 

Nasz ostatni dzień w Mulu. Rano pakujemy się i zawozimy bagaże na lotnisko. Lot do Miri mamy dopiero o 14.40, ale Brenda radzi nam, żebyśmy się zaczekinowali i zrzucili bagaże, jak tylko otworzą lotnisko, czyli o 8 rano. Potem spokojnie, uwolnieni od balastu, będziemy mogli pojechać na naszą ostatnią tu wycieczkę startującą o 8.45. Bierzemy 4 plecaki, 4 paszporty, 4 bilety, ale na lotnisko jedziemy tylko ja z Sebą. Marek z Kasią się już nie zmieścili do malutkiej Toyoty Moniki.

 

Lotnisko jeszcze śpi. Jesteśmy pierwsi. Kładziemy plecaki na ławkach i czekamy na rozwój wydarzeń. Najpierw przychodzi jakiś pan z malusieńką dziewczynką na rękach. Pyta czy dziś wylatujemy. Potakujemy, więc każe nam położyć plecaki na taśmę maszyny prześwietlającej. Nikogo tam jeszcze nie ma, ale wykonujemy polecenie w słusznej wierze, że ma to jakiś przyszły sens. Za chwile na skuterze podjeżdża pracownik obsługujący taśmę. Jeszcze w klapkach i krótkich spodenkach prześwietla nasze plecaki w maszynie. W międzyczasie przebiera klapki na eleganckie buty, wkłada spodnie i koszule. Plecaki przeszły pozytywnie kontrolę. Zanosimy je (przy pomocy pana) do stanowisk check-in. Tam też dopiero co pan pojawił się w pracy i dopiero loguje się do systemu. Mamy lekkie obawy, czy uda nam się zacheckinować nieobecnych Marka i Kasię. Regina zapewniała jednak, że tu to normalne. Pokazujemy 4 paszporty i rzeczywiście otrzymujemy w zamian 4 karty boardingowe, a nasze plecaki pan zaciąga gdzieś na zaplecze. Genialne! Pod lotniskiem czeka na nas już Monica. Wcześniej wróciła po Marka i Kasię, których zawiozła do recepcji parku Mulu. Z lotniska jest tam może 10 minut piechotą. Niestety się nie dogadaliśmy i jednak po nas przyjechała.

 

Borneo 74 300x169 - Mulu

Lotnisko Mulu

 

Borneo 75 300x169 - Mulu

Lotnisko w Mulu

 

Ostatnia nasza wycieczka (bo wyprawą już jej nazwać nie wypada) w  Mulu  to dwie jaskinie: Clear Water i Wind. Ładujemy się na longtail boat i płyniemy najpierw do wioski Batu Bungan zamieszkałej przez plemię Dayaków.

 

Borneo 69 300x169 - Mulu

Płyniemy do wioski i jaskiń

 

To plemię byłych nomadów, których rząd dotacjami zachęcił do osiadłego trybu życia. Zbudowano im całkiem porządne domy. Kiedyś słynęli ze ścisłego związku z dżunglą. Nie używali niczego, czego by w niej nie mogli znaleźć czy upolować. Teraz zarabiają na siebie wyplatając kosze, maty, rzeźbiąc instrumenty czy lepiąc miski, które potem sprzedają odwiedzającym ich turystom. Niegdyś mieszkali w długich domach, dziś rząd zbudował im właściwie małe bloczki. Jedynie nieliczni maja jeszcze drewniane chatki na palach. Właściwie to gubię się wśród różnic między lokalnymi plemionami. Co innego mówił Joseph we wiosce Kampung Annah Rais, co innego dowiedzieliśmy się w skansenie Cultural Viallage w Damai i co innego czytamy na standach w Batu Bungan. Ech, ta Azja…

 

Borneo 80 300x190 - Mulu

wioska

 

We wiosce jest typowo turystyczny targ. Mieszkańcy sprzedają swoje wyroby turystom. Wiklinowe kosze, flety, biżuterię… Nic nie kupujemy i kontynuujemy podróż do jaskiń.

Najpierw dopływamy do Jaskini Wiatru (Wind Cave). Główna komora nazwana Komnatą Królów robi niesamowite wrażenie. Cała masa stalaktytów, stalagmitów i stalagnatów a w centralnym miejscu coś, co przy odrobinie wyobraźni przypomina siedzącego na tronie króla w otoczeniu dworzan. Czujem się jak w krasnoludzkiej Morii z Władcy Pierścieni.

Jeżeli jest ładna pogoda w jaskini jest prawdziwy przeciąg dzięki ruchom powietrza między komorami. Mamy szczęście – naprawdę wieje. Nazwa jaskini pochodzi od tej bryzy.

Znaleziono tu kiedyś siedem ciał pochodzących z przed 1500 lat, co świadczy, że pełniła funkcje grobowca. Nigdy nie była zamieszkana.

Następnie czeka nas wspinaczka po 200 schodach do jaskini Czystej Wody i podziemnej rzeki. Jaskinia jest szeroka ma więcej niż 200 km korytarzy, które do tej pory odkryto. W jaskini płynie krystalicznie czysta rzeka. Lokalna ludność wierzy, że kąpiel w tej rzece gwarantuje wieczną młodość. Obmywamy więc dla porządku chociaż twarze.

 

Borneo 70 300x169 - Mulu

Jaskinia Czystej Wody

 

Potem kąpiemy się w tej samej rzece płynące płynącej poza jaskinią. Woda ma temperaturę 20 stopni a ledwo daje się wejść w takim upale. Odczucie, jakby miała 2 stopnie!

 

Borneo 79 300x169 - Mulu

Orzeźwiająca kąpiel

 

Borneo 78 300x169 - Mulu

Orzeźwiająca kąpiel

 

Borneo 77 300x169 - Mulu

Orzeźwiająca kąpiel

 

Nasza przewodniczka wie, że musimy wrócić punktualnie, żeby zdążyć na samolot więc bardzo pilnuje, żebyśmy jako pierwsi o stosownej porze wsiedli na powrotną łódkę.

 

Borneo 76 300x169 - Mulu

Transport

 

Dobijamy do recepcji wcześniej niż to konieczne więc jeszcze zasiadamy na ostatni obiad na Mulu w ‘parkowej’ restauracji.

 

Borneo 85 300x169 - Mulu

Restauracja przy głównej siedzibie parku

 

Potem piechotą idziemy na lotnisko. To naprawdę rzut beretem. Miło sobie obejrzeć wioskę inaczej niż z okien auta.

 

Borneo 92 300x155 - Mulu

Spacer na lotnisko

 

Borneo 91 300x169 - Mulu

Spacer na lotnisko

 

Borneo 93 300x169 - Mulu

Spacer na lotnisko

 

Borneo 90 300x169 - Mulu

Spacer na lotnisko

 

Na lotnisku straszny bałagan. Dowiadujemy się od współpasażerów, że samolot jest opóźniony. Nie wiadomo ile, nie wiadomo dlaczego. W końcu też od współpasażerów (mieli pilota, bo była to wycieczka zorganizowana), dowiadujemy się, że jest boarding. Nie ma żadnych wyświetlaczy i ogłoszeń. Po boardingu okazuje się, że nasze borading passy są nieważne… Wiedziałam, że check in na tyle godzin przed odlotem nie może przejść bez problemów, nawet na lotnisku z którego odlatują tylko dwa samoloty dziennie! Na szczęście pani z obsługi wyjaśnia sytuację. Na wydrukowanej karcie boardingowej przekreśla długopisem numery naszych miejsc, wpisuje inne i możemy lecieć. Ufffff

Z dwugodzinnym opóźnieniem ładujemy się do samolotu.

No i po Mulu.

Lecimy do Miri, miasta, które nie ma właściwie nic do zaoferowania. No może oprócz pralni – z tego je zapamiętamy. Nasza garderoba jest już bardzo mocno nadwyrężona. Ładujemy właściwie 95% zawartości naszych plecaków do pralek, potem suszarek. My w tym czasie popijamy piwko w knajpie na przeciwko.

Śpimy tu w Lixion Homestay, które z homestayem nie ma nic wspólnego, jednak typowy, hotelowy pokój jest czysty i wygodny.

Kierowca taksówki, który przywiózł nas z lotniska ma przyjechać po nas rano i odwieźć na dworzec autobusowy, z którego wyruszamy do Brunei.

Wszystko zorganizowane. Można spokojnie iść spać. Chwilowe pożegnanie z Malezją.

O naszym ekspresowym pobycie w najbogatszym państwie świata, Brunei, można poczytać tutaj

Polecane książki

Zostaw odpowiedź: