Bako - FanTOUR
Ostatnie wpisy
+48 605 24 24 20
fantour@fantour.eu
+48 605 24 24 20
Top
FanTOUR  / Nasze Podróże  / Borneo  / Bako
Borneo Malezja

Bako

Borneo Malezja Artykuły

Leśni ludzie zagrożeni przez cywilizowanego człowieka

Ja sem nietoperek z jeleniej jaskini

Park Narodowy Bako Dzień po Dniu

Kuching – Bako

21 kwietnia 2017

 

Wstajemy rano, pakujemy bagaże, które zostawiamy na kolejne dni w dormitorium Hero Hostel link w Kuching (kochana recepcjonistka Regina zostawiła nam wczoraj klucze) i idziemy na przystanek autobusu nr 1 do Bako (nazwa przystanku docelowego: Taman Negara Bako). Ustawiamy się najpierw na przystanku obsługującym autobusy w przeciwnym kierunku, jednak przezornie dopytujemy pana, który na nim czeka na swój autobus, czy to właściwe miejsce. Kieruje nas na przeciwną stronę ulicy, czyli od strony rzeki i promenady.

Tam jeszcze dopytujemy dwie czekające tam panie ale… NIE WIEDZĄ jak się jedzie do Bako! No po prostu nie do wiary. Toć to największa atrakcja okolicy! Jednak bardzo się przejęły, że nie potrafią pomóc. Zaczepiają przechodnia, dopytują w naszym imieniu. Przechodzień potwierdza, że jesteśmy na właściwym przystanku.

 

Borneo Bako 1 300x169 - Bako

Przystanek autobusowy 🙂

 

Podjeżdża mały, biały busik. Autobus miejski to to nie jest, jednak zatrzymał się ewidentnie dla nas i chce nas zawieźć na miejsce. Pytamy, ile to będzie kosztowało: 6 Ryngitów/osoba. W sumie żaden majątek, a zapewne dojedziemy wcześniej niż autobus.

Panie widząc, że rozmawiamy zamiast wsiadać już biegną pomóc i dopytują kierowcy, czy aby na pewno zawiezie nas we właściwe miejsce. Potem pokazują, że jest OK, żeby wsiadać. Gdy odjeżdżamy machają nam serdecznie na pożegnanie. No uroczy ludzie tu są ?

Miejski autobus nr 1 jedzie do Bako Bazaar półtorej godziny, kosztuje 3 Ryngity, czyli o połowę mniej. Nie wiadomo jednak, o której by przyjechał. Podobno jeżdżą jak chcą. Tambylcy na blogach radzili udać się do Informacji Turystycznej i potwierdzić rozkład zarówno autobusów jak i łódek na kolejnym etapie. Nam się nie chciało, więc busik był prawdopodobnie dobrym wyborem. Dojechaliśmy w niecałą godzinę.

Do Bako można wybrać się też z lokalnym biurem podróży, ale chyba nie ma sensu przepłacać. To tylko 37km od Kuching. Zorganizowanie się samodzielnie jest naprawdę dziecinnie proste, znacznie tańsze i jest większy ‘fun.fun, fun’ jak to mówiła Carol Beer z Little Britain ?

Kierowca podwozi nas pod samo wejście na przystań. Z autobusu wysiada się na ogromnym parkingu w Bako Bazaar zaraz naprzeciwko przystani. Nie da się nie zauważyć. Zresztą kierowca albo współpasażerowie na pewno wysadzą białasów w odpowiednim miejscu.

 

 

Borneo Bako Park narodowy 9 300x169 - Bako

Jetty

 

 

Na przystani jest tylko jedno molo i bardzo pomocna obsługa w kasie. Pobierają opłatę wejściową do Parku Narodowego Bako (10 Ringitów), opłatę za nocleg (lub proszą o pokazanie potwierdzenia rezerwacji i wcześniejszej opłaty – my wykonaliśmy przelew jeszcze z Polski), oraz sprzedają bilety na łódeczki.

 

Borneo Bako 2 300x169 - Bako

Przystań skąd odpływa się do Parku Narodowego Bako

 

Są dwa rodzaje biletów: na tańszą, większą łódkę, do której mieści się kilkanaście osób i trzeba czekać aż się zapełni lub prywatną 5ciosobową łódeczkę, która może nas zawieźć od razu. Płacimy więc 1200 Ryngitów za prywatną łódkę zamiast 20 Ryngitów /osoba za tą większą.

 

Borneo Bako 11 300x169 - Bako

Transport do Parku Narodowego Bako

 

Prowadzą nas natychmiast do łódeczki. Rejs trwa pół godzinki i jest bardzo przyjemny. Mijamy rybacką wioseczkę Bako Bazaar

 

Borneo Bako Park narodowy 8 300x169 - Bako

wioska

Podglądamy rybaków przy pracy

 

Borneo Bako 2 300x169 - Bako

rybak

 

Borneo Bako 3 300x169 - Bako

połów

 

Nasz kierowca nagle zwalnia, podpływa bliżej brzegu i stara się nam pokazać wygrzewającego się na brzegu krokodyla. No i rzeczywiście był! Jednak maleństwo, taki może półtorametrowy. Potem mówi, że są tu takie nawet kilkumetrowe i pożerają ludzi. No to chyba się nie pokąpiemy.

 

Borneo Bako 40 169x300 - Bako

;0

 

W końcu dopływamy do Parku Narodowego Bako. Jest to najstarszy narodowy park regionu Sarawak.

 

Borneo Bako 44 300x170 - Bako

Dopłynęliśmy 🙂

 

Widoki przepiękne już na dzień dobry.

 

Borneo Bako 5 300x169 - Bako

Klify

 

Najpierw idziemy do recepcji sprawdzić, czy nasze domki są już gotowe. Niestety nie więc zostawiamy plecaki w przechowali, pobieramy darmowe poglądowe mapki szlaków i postanawiamy iść na najkrótszy z nich nr 3 T. Paku, czyli na plażę.

 

Borneo Bako 9 300x213 - Bako

Mapa obozu w Parku Narodowym Bako

 

Borneo Bako 8 300x207 - Bako

Trasy trekingowe w parku Narodowym Bako

 

Można po parku poruszać się samodzielnie albo z przewodnikiem (za opłatą oczywiście). W tym pierwszym przypadku tylko i wyłącznie po wyznaczonych szlakach. Wcześniej należy wpisać się do książki w recepcji: czas wyjścia na szlak, ile osób, jaki numer szlaku etc. Po powrocie trzeba się zameldować, w przeciwnym razie zaczną nas szukać (taki przynajmniej jest zamysł księgi, bo jak to działa w praktyce nie sprawdzaliśmy).

 

Borneo Bako 14 300x169 - Bako

treking w dżungli

 

Trasa wydaje się być bułką z masłem. Co to jest 800 metrów w jedną stronę? (odległości trzeba mnożyć przez dwa) Jednak nic bardziej mylnego. W dżungli panuje ogromny upał. Jak tylko wchodzimy w gąszcz od razu jesteśmy caluteńcy mokrzy.

 

Borneo Bako 17 300x169 - Bako

treking w dżungli

 

Trasa prowadzi cały czas w górę, w dół, w górę w dół, po kamieniach,

 

Borneo Bako 18 300x169 - Bako

Treking w dżungli

 

korzeniach, lianach

 

Borneo Bako 21 169x300 - Bako

treking w dżungli

 

Borneo Bako 31 169x300 - Bako

treking w dżungli

 

błotach, kałużach. Myśli: ‘nie ma czym oddychać’, ‘zaraz dostanę zawału’, ‘gdzie tu się ochłodzić’ były obecne, ale jedynie na chwilę. Były też momenty grozy: ‘ło bosze cos na mnie usiadło’ po opadnięciu listeczka z drzewa. O korzeniach drzew na ścieżce przypominających węże nie wspomnę…

Do plaży docieramy z potem lejącym się po właściwie całym ciele.

 

Borneo Bako 24 300x169 - Bako

Odpoczynek na plaży

 

Z czerwonymi z wysiłku twarzami i całkowicie mokrymi ciuchami na nas.

 

Borneo Bako 27 169x300 - Bako

uff

 

Dzika, mała plaża okazała się bardzo malownicza

Borneo Bako 30 300x169 - Bako

Odpoczynek na plaży

 

Odpoczęliśmy chwile. Po pierwszym szlaku tak się rozochociliśmy, że postanowiliśmy zrobić jeszcze kawałek następnego, czyli nr 7 Tajor.

 

Borneo Bako 32 300x165 - Bako

Drogowskazy

 

Już na początku szlaku napotykamy całkiem pokaźne stadko nosaczy, czyli Proboscis Monkeys. Mają charakterystyczne długie nochale u dorosłych samców osiągające rozmiary, nawet ponad 10 cm. Zabawnie zwisają im nad pyskiem i śmiesznie kołyszą się w czasie jedzenia. Ponoć im dłuższy nos tym samiec jest bardziej atrakcyjny dla samic.

 

Borneo Bako 79 300x225 - Bako

Nosacz

 

Małpy te żyją w lasach deszczowych, namorzynowych, w pobliżu rzek i zbiorników wodnych. Żyją dziko tylko na Borneo i indonezyjskiej Sumatrze i niestety grozi im wyginięcie. Tu w Bako jest ich już tylko 150 sztuk. Nie unikają ludzi, jednak raczej nie zbliżają się do oglądających. Warto zabrać ze sobą lornetkę lub aparat z dużym zoomem, by móc je swobodnie obserwować.

Tak długo je podglądamy jak skaczą między drzewami, wybierając sobie najlepsze liście, jak kłócą się o najsmaczniejsze gałązki, że zrobiło się za późno na dokończenie szlaku. Wspięliśmy się tylko na dziwną, kosmicznie wyglądającą skalną równinę i wróciliśmy do recepcji po nasze bagaże.

 

Borneo Bako 33 300x169 - Bako

Księżycowe widoki

 

Nasze domki są już gotowe. Warto rezerwować je z wyprzedzeniem. Ilość miejsc noclegowych w Bako jest ograniczona. My zrobiliśmy to bezpośrednio na stronie Parku Narodowego Bako tutaj i zapłaciliśmy przelewem jeszcze z Polski (225 za pokój z łazienką i klimatyzacją). Jeżeli to nie wyjdzie jest się już niestety skazanym na biuro podróży, które blokują noclegi dla swoich klientów. Można też liczyć na łut szczęścia: w ostatnich chwilach biura zwalniają swoje rezerwacje, jeżeli nie uda im się sprzedać wycieczki.

Do wyboru są domki drewniane o różnym standardzie (lodge, hostel, chalet) ale tak naprawdę to są to po prostu zwykłe kampingowe bungalowy, bardzo proste, skromne, bez większych wygód. My wynajęliśmy  Leśny Domek typ 4 – dwa pokoje w domku  z własnymi łazienkami i wspólnym tarasem. Klimatyzowane. Cena za pokój to 225 PLN za dobę/za pokój. Pokoje były trzyosobowe. Dwójki (najmniejsze i najtańsze) są najszybciej rozchwytywane i się już nie załapaliśmy.

 

Borneo Bako 83 300x169 - Bako

Domek

 

W Parku Narodowym Bako grzech nie zatrzymać się na noc, a nawet na kilka nocy. Nocleg w dżungli jest sam w sobie atrakcją. Wieczorne odgłosy i zwierzęta podchodzące pod sam domek to niezapomniane przeżycie. Do snu przygrywała nam właściwie cała kakofonia dźwięków dżungli,  zupełnie innych niż za dnia.

 

Borneo Bako Park narodowy 3 300x169 - Bako

Domki

Dodatkową atrakcją są stada złośliwych makaków, bardzo upierdliwych, które kradną z kampingów, co popadnie. Robią też na złość obsłudze kempingu zrywając ogłoszenia, rozwalając śmietniki i podbierając jedzenie ze stołówki.

 

Borneo Bako 35 300x169 - Bako

Makaki

 

Napotkaliśmy takie stado rezydujące centralnie na chodniku przy recepcji. Miny miały wredne. Jedna zaczęła szarpać Marka za spodenki, druga przyatakowała łydki. Lepiej mieć ze sobą jakiś kij, bo z nimi nigdy nic nie wiadomo.

Najlepszym gratisem są jednak przydomowe, dzikie, brodate świnie, które pilnowały każdego zamieszkałego domku w nadziei na resztki z pańskiego stołu. Próbowaliśmy je karmić z ręki, jednak  podejść bliżej niż na pół metra nie chciały (nie licząc świni, która obstawiała stołówkę – jej prawie nadepnęłam po zmroku na pysk!).

 

Borneo Bako 38 300x169 - Bako

Brodata świnia pilnowała naszego domku 🙂

 

Nasze domki są duże i wygodne. Jest nawet coś w rodzaju kuchni z lodówką.

My z Sebą postanawiamy jeszcze wspiąć się na punkt widokowy trasą nr 1 Tg. Sapi, która zaczyna się zaraz za naszym domkiem.

Najpierw droga prowadzi przez bardzo malowniczą kładkę i tunel wyrastających prosto z ziemi palmowych liści.

 

Borneo Bako 4 300x164 - Bako

Tunel w dżungli 🙂

 

Następnie zaczynają się wielkie głazy i błota, ale ciągle jest łatwo i po płaskim. Ostatni odcinek to strome podejście w górę, możliwe jedynie dzięki umocowanym na zboczu linom, po których musieliśmy się wciągać.

 

Borneo Bako 5 169x300 - Bako

Pomocne liny 🙂

 

Na czubku góry czeka mały, drewniany podeścik, ławeczka i piękny widok. Warto było się pomęczyć.

 

Borneo Bako 55 300x169 - Bako

Punkt widokowy

 

Gdy schodzimy zaczyna padać deszcz. Deszcz to właściwie codzienność na Borneo, jednak jest dość przewidywalny: zaczyna się codziennie mniej więcej o tej samej porze, czyli około 17.00

 

Borneo Bako 3 300x169 - Bako

Ścieżki w dżungli

 

Zaczyna się ściemniać. Bierzemy prysznic i idziemy na stołówkę na prostą kolacje nakładaną z bemarów (rarytasów tam nie serwują) i zimne piwko w małych puszkach, piekielnie drogie (12 Ryngitów). Wszystko jest tu dwa razy droższe niż poza parkiem, więc warto się zaopatrzyć chociaż w batony czy kabanosy.

Kolejny minus stołówki i bardzo miernie zaopatrzonego sklepiku to fakt, że nie można płacić kartą. Akceptują tylko Ryngity i nie wymieniają innych walut. Oczywiście innych sklepów nie ma, o bankomacie nie wspomnę.

Próbujemy skorzystać z Internetu (własnego, Park nie oferuje wi-fi). Działa tak wolno, że bardziej jest to irytujące, niż pożyteczne. Najlepszy zasięg jest na plaży, ale szału nie ma.

Wracamy na kolejne piwo na nasz wspólny ganek. Niestety nieprzyjemnie zaczynają nam nad głowami krążyć nietoperze i przeróżne latające kolosalne owady. Jeden, pięciocentymetrowy, wyglądający jak żarówiasto-zielona wersja chrabąszcza zdołał nawet wlecieć nam do pokoju. Udaje się nam usunąć nieproszonego gościa (niestety razem z kocem, na którym siedział). Po krótkiej konwersacji rozchodzimy się każdy do swojego pokoju. Siedzenie na zewnątrz groziło atakiem paniki.

Życie w całym obozie kończy się zresztą prawie zaraz po nastaniu zmroku.  Stołówkę też zamykają dość wcześnie. To nie jest absolutnie miejsce dla imprezowiczów. Tu każdy chce wypocząć przed kolejnym trekkingiem.

To był męczący, ale cudowny dzień.

 

Bako

22 kwietnia 2017

 

Wstajemy właściwie o brzasku. Jako pierwsi zapisujemy się do książki w recepcji i wyruszamy w obliczoną na 2,5 godziny trasę nr 7 Tajor.

Pierwszy etap trekkingu to trasa, którą zrobiliśmy już wczoraj, czyli na kosmiczny skalisty i płaski szczyt, który prowadzi przez pogrążoną w półmroku głęboką selwę (las równikowy).

 

Borneo Bako 61 300x169 - Bako

Dżungla

 

Właściwie w tym samym miejscu spotykamy znowu zapoznane wczoraj stado słodziaków-nosaczy. Spotkaliśmy je na prawie wszystkich szlakach, a nawet w naszym obozie. Były dosłownie na wyciągnięcie ręki, a ich śmieszne odgłosy o bardzo niskim ‘e-ooo’ rozlegały się właściwie z każdego kierunku. Po minięciu skalistej, kosmicznej równi tym razem kontynuujemy po płaskiej, piaszczystej ścieżce wzdłuż klifu, między drobnymi drzewkami, egzotycznymi krzakami i ogromnej ilości drapieżnych dzbaneczników.

 

Borneo Bako 63 300x169 - Bako

Dzbaneczniki

 

Borneo Bako 49 300x169 - Bako

Dzbaneczniki

 

Borneo Bako 47 300x169 - Bako

Dzbanecznik

 

 

Z dołu dochodzi szum rozbijających się o skaliste klify fal. Kolejny etap to drewniana kładka nad grząskimi bagienkami, zatopiona w egzotycznych trzcinach.

Cały czas jest płasko, więc idzie się łatwo. Tyko słońce niemal wypala nam mózgi. Nie możemy się zdecydować, czy lepszy jest kapelusz i spływający spod niego ciurkiem słony pot do oczu i ust, czy udar słoneczny. Kapelusz grzeje co najmniej jak wełniana czapka. Nie ma tu żadnego cienia ani nawet lekkiego powiewu wiatru. Stopni chyba ponad 40!

Nie spotykamy też żadnych zwierząt. Nie są widocznie na tyle głupie, żeby wychodzić na taką patelnię i siedzą sobie zagrzebane w zacienionych selwach.

Za to widoki przepiękne! Po jakimś czasie schodzimy w dół przez bardzo podmokły las.

 

Borneo Bako 54 300x169 - Bako

Dżungla

 

Brodzimy przez strumienie. Pokonujemy kałuże i stawy po przerzuconych nad nimi kłodach. Albo po prostu brodzimy w grząskim, rudym błocie. Wato mieć tu dobrze trzymające się stóp buty. W przeciwnym razie można je łatwo utopić.

 

Borneo Bako 58 169x300 - Bako

Treking w dżungli

 

Dźwięki dżungli przechodzą same siebie. Czujemy się jak w jakiejś fabryce ze skrawarkami, szlifierkami, wiertarkami. Co jakiś czas wrzeszczą jakieś ptaki, żaby i małpy. NIESAMOWITE!

 

Borneo Bako 51 300x169 - Bako

Treking w dżungli

 

Cały czas trzyma nas przy życiu wizja orzeźwiającej kąpieli w zimnym wodospadzie. Niestety, gdy dochodzimy do rzekomego celu naszej podróży zastajemy coś takiego…

 

Borneo Bako 59 300x169 - Bako

Wodospad 🙂

 

Borneo Bako 60 300x169 - Bako

Gdzie ten wodospad? 🙂

 

Nie chce nam się wierzyć, ze to TO! (chociaż wszystkie znaki na to wskazują). Przechodzimy na drugi brzeg tego ‘bosze-pożal-się’ strumyczka i zauważamy kierunkowskaz na plażę ‘to the beach’. Postanawiamy zejść.

I tu się dopiero zaczęło schody. Zarówno dosłownie jak i w przenośni! Był to bardzo stromy, zupełnie zapuszczony i nieprzygotowany szlak w dół. Trzymaliśmy się już nawet kujących agaw, żeby nie polecieć w przepaść. Czasami musiałam skakać z półtorametrowych bloków, bez żadnych lin czy drzew do przytrzymania się. Z przerażeniem zastanawiałam się tylko jak ja na to się wdrapię z powrotem???!!!. Szlakiem tym można normalnie robić pętle, żeby wrócić do centrali. W czasie naszych odwiedzin połowa szlaku była zamknięta, więc trzeba było wracać tą samą drogą.

Raz na jakiś czas włodarze parku robią renowacje (liny się z czasem rwą, drabinki łamią). Myślę, że ta część szlaku również była zamknięta, tylko zapomnieli zdjąć kierunkowskaz, albo postawić wyraźny zakaz, że dalej iść już nie można. Niby jakiś szlaban był, jednak niejednoznacznie informujący, gdzie wolno, a gdzie nie.

Gdy dotarliśmy do plaży moje kolana były jak z waty, cała byłam w błocie i ja sama lekko przerażona.

 

Borneo Bako 66 300x169 - Bako

Zejście na plażę

 

Za to plaża okazała się być piękna.

 

Borneo Bako 68 300x169 - Bako

Plaża

 

Niestety woda w zatoczce płytka i gorąca jak zupa. Ponownie nadzieję na chwilę ochłody legły w gruzach. No i te krokodyle… Mieliśmy obawy, żeby wyjść za bardzo w morze. Podobno skubane są szybkie jak ważki!

Na domiar złego zaczął się przypływ. Plaża zaczynała się nam w błyskawicznym tempie kurczyć. Za plecami skalisty, pionowy klif (na plażę spuszczaliśmy się po nim na linie) i błotnista dżungla. No po prostu dramat.

 

Borneo Bako 67 300x169 - Bako

Plaża

 

Zasięgu oczywiście brak. No co zrobić. Trzeba trochę odpocząć i zacząć wracać. Przed nami 4 godziny drogi powrotnej. Łażenie po dżungli po zmroku jakoś nam się nie marzy.

Wszystkie płyny izotoniczne wypite. Wody zostało też już niedużo. Miny nam trochę zrzedły.

I wtedy pojawił się ON: nasz wybawiciel. Lokales na łódce, który przywiózł na tą bezludną i dziką plaże jakąś francuską rodzinkę na piknik.

Biegliśmy do niego jak szaleni po płyciźnie olewając już kompletnie kryjące się w niej krokodyle z błagalnymi minami, żeby odwiózł nas do centrali Parku. Miałam już takie myśli, że jak się nie zgodzi władujemy się mu na siłę do łódki: w końcu on jest jeden, typowo azjatyckie z niego chuchro, nas jest czwórka, w tym dwóch postawnych chłopa. Jednak lokales się zgodził pod warunkiem, że od razu pakujemy się do łódki, ponieważ ma zamówiony kolejny kurs.

No i teraz kolejny problem: nie mamy Ringitów. Pytamy, czy możemy zapłacić w dolarach. Trochę się zmarszczył, jednak ostatecznie się zgodził. Nikt z nas nie wie jaki jest dokładny kurs. Za taką samą łódkę z Bako Market do parku zapłaciliśmy 120 Ryngitów, czyli prawie 120 PLN. Pamiętaliśmy, że dolar kosztuje mniej więcej 3,7 PLN więc wykombinowaliśmy, że damy mu 30 dolków. Koleś dalej nie wiedział, czy to OK czy nie OK, ale przecież i tak wracał na pusto, więc co mu szkodziło. A my zapłacilibyśmy pewnie i ze sto dolków, żeby tylko nas stamtąd zabrał.

Seba chojraczył trochę i marudził, że on chce wracać piechotą, jednak został natychmiast spacyfikowany.

Humory nam się natychmiast poprawiły. Potem oczywiście trochę nam było szkoda, że spędziliśmy na tej pięknej plaży może tylko z 20 minut. Gdyby pojawił się tak po godzince byłoby po prostu idealnie.

Żeby się dostać z powrotem do obozu opłynęliśmy dookoła praktycznie cały klif po którym szliśmy. Sami byliśmy w szoku jaki kawał drogi zrobiliśmy! Płynęliśmy tak długo, że już mieliśmy nawet podejrzenia, że się nie zrozumieliśmy i nasz wybawca wiezie nas do Bako Bazaar. Było nam już jednak wszystko jedno. Byle do cywilizacji.

Widoki mijanych dzikich plaż przepiękne! Bako naprawdę jest jednocześnie dzikie i bajkowe.

Po dotarciu do bazy, bo jednak wybawca odwiózł nas tam gdzie należy, od razu poszliśmy na zimne piwo do stołówki odreagować stres i uczcić szczęśliwy traf. Zostały nam już tylko jakieś ostatnie Ryngity. Wydaliśmy z premedytacją wszystkie! Koleś w sklepiku nie chciał się dać namówić na płatność w dolarach, nawet po zaproponowanym przez nas zdzierskim kursie. No za grosz nie mają głowy do interesów ci Malajowie.

Odpoczęliśmy trochę i postanowiliśmy zrobić jeszcze kolejny szlak na kolejny punkt widokowy oraz część szlaku okrężnego z pięcioma rodzajami lasu.

 

Borneo Bako 37 300x169 - Bako

Punkt widokowy

 

Pospacerowaliśmy sobie też jeszcze po naszej plaży przy centrali parku. Też piękna. Aż grzech się było nie wykąpać, ale nie widząc innych śmiałków, nie zaryzykowaliśmy. Przeklęte krokodyle!

 

Borneo Bako 42 300x169 - Bako

Plaża w pobliży obozu

 

Wracając udało się zobaczyć takiego oto latającego lemura. Wisiał sobie jakieś 100 metrów od naszego domku.

Wikipedia pisze, że lemury osiągają wielkość kota. Ten nasz to był raczej wielkości spaniela! Pewnie wykarmiony przez turystów w obozie, chociaż ponoć jedzą jedynie rośliny. Między łapami mają fałdę skóry, przez co, rozczapierzone wyglądają jak latawiec. Wykorzystują fałdy do latania ślizgowego między drzewem a drzewem. Ponoć potrafią przelecieć nawet kilkadziesiąt metrów a Wiki twierdzi, że ich rekord to aż 136 metrów!

Nasz osobnik polatać dla nas niestety nie chciał. Gapił się tylko. Przedziwaczne stworzenie.

 

Borneo Bako 78 300x225 - Bako

Lemur

 

Również na terenie obozu znaleźliśmy węża. Siedział w krzakach. Był najedzony, trawił, więc nie poruszył się nawet na milimetr. W sumie może to i lepiej.

 

Borneo Bako 62 300x225 - Bako

Jadowity wąż

 

Gdybym musiała się zdecydować na jedno, jedyne miejsce do odwiedzenia w malezyjskiej części Borneo byłoby to Bako. Egzotyczna roślinność, rzadkie gatunki zwierząt, piękne plaże i dzikie, niezadeptane szlaki trekkingowe. Spotkaliśmy na nich w sumie może dziesięć osób przez te wszystkie dni. Atmosfera w obozie backpackersko-biwakowa. Przestrzeni tyle, że nikt się o nikogo nie potyka, no chyba, że o dzikie zwierzęta, które tam się złażą. Mogłabym się tam zaszyć nawet na dwa tygodnie, chociaż siedzenie w jednym miejscu nie jest moją najlepszą stroną.

Idziemy szybko spać. Rano wczesna pobudka. Pierwszą łódeczką o 9.00 wracamy w kierunku Kuching.

Zakupiony bilet jest ciągle ważny także na powrót z parku. Należy tylko zgłosić w łódkowej recepcji (Jetty Reception), na którą mają ją zamówić.

 

Borneo Bako 6 300x169 - Bako

Jetty w parku

Bako

23 kwietnia 2017

 

Czekając na łódeczkę przy budynku Headquarters odkrywamy, że jest tam też małe muzeum opisujące historie parku i żyjące tam gatunki fauny i flory. Szkoda, że musieliśmy je zwiedzać w takim pospiechu.

Do łódeczki musimy spory kawał dobrodzić ponieważ odpływ pozostawił molo na błocku. I jakoś nikt już nas nie straszył krokodylami?

 

Borneo Bako Park narodowy 6 300x169 - Bako

Wracamy 🙁

 

Dopływamy do przystani Bako Bazaar i szukamy przystanku autobusu miejskiego. Znajdujemy coś na kształt dużej wiaty, upewniamy się, że jest to przystanek do Kuching i czekamy.

Autobus przyjeżdża spóźniony prawie 30 min, nie z tej strony co trzeba, nie w tym kierunku co trzeba i wcale nie na ten przystanek, który wskazali nam lokalesi, ale kierowca widząc czwórkę białych z plecakami przywołuje nas przez okno magicznymi słowami ‘Kuching Kuching’. Zbiera też innych zagubionych białych z przeróżnych miejsc na ulicy, potem dopycha lokalesów i cały autobus wypełniony po sufit wyrusza dalej nie w tym kierunku co trzeba. Zdajemy się jednak na pastwę losu. Za dużo białasów w autobusie, a gdzie indziej stąd można jechać jak nie do Kuching.

Zatrzymujemy się po kilku kilometrach gdzieś w krzakach i zaczyna się zbieranie opłat za bilety (3 Ringity /osoba). Śmiejemy się, że specjalnie nas wywiózł gdzieś w pole, żebyśmy nie odmówili zapłaty, bo znaleźć się gdzieś w środku niczego w trzydziestostopniowym upale białas przecież nie zaryzykuje. Ale tak naprawdę to na placu przed przystanią panuje taki rejwach i tłok, autokary, samochody, busiki, kręcący się sprzedawcy, lokalesi i biali, że kierowca pewnie nie chciał im już kolejnego tamującego ruch autobusu dokładać.

Po półtorej godzinie docieramy do Kuching.

Relacja z miasta kotów, Kuching, dostępna tutaj.

Polecane książki

Zostaw odpowiedź: