Kagoshima
Japonia
Artykuły
15 Największych Japońskich Dziwactw według Gajdżina
Onsenowe Szaleństwo Japończyków
Nagasaki. Godzina w której Zatrzymał się Czas
Kagoshima Dzień po Dniu
Japonia, Nagasaki – Kagoshima
30 października 2016
Miało tu być bardziej śródziemnomorsko, otwarcie i żywiołowo. I może rzeczywiście trochę było. Na pewno piękna pogoda, słońce i palmy zrobiły swoje. Od razu nam się jakby bardziej spodobało.
Jednak Japończycy byli tak samo opanowani i uprzejmi, żeby nie powiedzieć pokorni i potulni. Tak samo nie podnosili głosu, nie demonstrowali irytacji, zawsze służyli pomocą. Z śródziemnomorskim temperamentem miało to niewiele wspólnego.
W Japonii jest naprawdę mało ludzi w ludziach. Jakoś bardziej mi ich szkoda od mieszkających w chatkach z liści bananowca otwartych Birmańczyków, czy ciekawskich Kambodżan. W Japończykach nie widać tej prostej radości życia, która jest tak zauważalna w innych azjatyckich krajach.
Ponieważ pierwotny plan był taki, żeby się tu nie zatrzymywać na noc i natychmiast po odwiedzeniu słynnego wulkanu Sakurajima wsiąść na nocny prom do wysepy Yakushima, nie mieliśmy zarezerwowanego hotelu. Niestety okazało się, że ten prom już nie zabiera pasażerów. Od początku wiedzieliśmy, że to prom towarowy i będziemy spać na pokładzie na glebie. Prom płynie cała noc, a właściwie przez 6 godzin w nocy stoi gdzieś w porcie po drodze. Samego rejsu wystarcza jedynie na 4 godziny. Niestety nie sprzedają już na niego biletów.
Z dworca poszliśmy więc piechotą do typowego hotelowca Drogo, ale szkoda nam było czasu na szukanie czegoś innego. Hotelowiec stał po prostu w zasięgu, zaraz przy budynku dworca.
Spieszymy się, żeby jak najwcześniej popłynąć promem na ciągle czynny wulkan Sakurajima. W tym celu trzeba się udać do portu Kagoshima, co zajmuje jakieś 10-15 minut spaceru z okolic dworca i wykupić bilety na prom w terminalu Sakurajima.
Prom kursuje całą dobę co 10-20 minut (w nocy trochę rzadziej) i kosztuje 160 Jenów za osobę w jedną stronę. Po 15 minutowym rejsie przez zatokę Kinko wysiada się na wysepce niemal całkowicie zdominowanej przez wulkan, a tak naprawdę dwa wulkany: Kita-Dake (Szczyt Północny) i Minami-Dake (Szczyt Południowy). Wyglądają bardzo imponująco.
W 1914 roku wulkan solidnie eksplodował. Wypluł trzy miliony ton lawy, które zalały ponad 1000 domostw i połączyły wysepkę z wysuniętym z głównego lądu półwyspem. Tym samym na wyspę można się też dostać asfaltową drogą numer 220, jednak najprzyjemniej i najwygodniej dotrzeć tam drogą morską.
Kagoshima słynie z tego, że wulkan Sakurajima ciągle pluje wulkanicznym pyłem, który wiatr często przywiewa do miasta. Dla mieszkańców oznacza to miej więcej tyle, że sprawdzają codziennie prognozy pogody i podejmują decyzje, czy muszą okryć swoje samochody pokrowcami, natomiast siebie zaopatrzyć w maski na twarz, peleryny i parasole w celu ochrony przed uciążliwym czarnym pyłem.
Podczas naszej wizyty pogoda była niestety idealna, a wulkan postanowił zrobić sobie przerwę. Ogromny pech, ponieważ bardzo chcieliśmy zobaczyć te słynne erupcje. Widzieliśmy jedynie niedokładnie zamieciony czarny pył wulkaniczny, wypluty w poprzednich dniach, który zalegał gdzieś w zaułkach.
Cała wyspa w obwodzie ma 36 kilometrów. Na miejscu można wynająć samochód (co jest chyba najlepszą opcją) i objechać ją dookoła po solidnej, asfaltowej i pustej drodze. Nas jest jednak trochę za dużo i obawiamy się, że przegapimy jakieś atrakcyjne punkty widokowe, wiec idziemy na łatwiznę: kupujemy sobie bilety na Sakurajima Island View Bus. Można to zrobić w Sakurajima Visitor Center zaraz przy porcie, do którego dowozi nas prom.
Autobusy odchodzą z portu mniej więcej co godzinę i kursują dwoma trasami: krótszą i dłuższą. My przybyliśmy na wyspę za późno na pokonanie trasy dłuższej, więc nie mieliśmy dylematu, którą wybrać. Całodniowy karnet na autobus (nie trzeba przemieszczać się cały czas tym samym pojazdem – działa na zasadzie hop-on hop-off) kosztuje 500 Jenów. Bilety na krótsze odcinki od 120 do 440 Jenów, w zależności od odległości.
Autobusy zatrzymują się przy najważniejszych punktach wyspy. Ponieważ nam się już trochę spieszyło, wyszła z tego najśmieszniejsza wycieczka na jakiej w życiu byłam. Po zatrzymaniu przy danej atrakcji kierowca pokazuje kartonik z ilością minut, jaką mają turyści na jej zwiedzenie i dopisuje dokładną godzinę odjazdu. Jak to w Japonii, wszystko musi być perfekcyjnie zorganizowane, więc robi to z dokładnością co do minuty, na przykład 13 minut, 14.43 albo 6 minut, 15.07. Wtedy cały autobus biegnie na zwiedzanie, robi zdjęcia i punktualnie wraca. O umówionej godzinie kierowca zamyka drzwi i rusza dalej. Jeżeli ktoś nie zdąży, jest zostawiany samemu sobie. Najprawdziwsza, przysłowiowa japońska wycieczka.
Warto na pewno odwiedzić punkt widokowy Yunohira, skąd rozciąga się najlepszy widok na krater, zatokę i Kagoshimę.
Ale na wyspie jest znacznie więcej do zobaczenia. W centrum turystycznym (Hinoshima Megumikam Rest Stop) jest sklepik z pamiątkami wśród których można obejrzeć, a nawet kupić, największe na świecie rzodkiewki, a raczej gigantyczne rzepy wielkości dyni. Dzięki bogatej glebie wulkanicznej osiągają tu nawet półtora metra średnicy i znalazły nawet swoje miejsce w księdze rekordów Guinessa. My kupiliśmy jedynie nasiona – a nuż w polskiej glebie też dadzą radę?
Można też się trochę więcej dowiedzieć o historii wyspy i wulkanu oraz jak się zachować w przypadku erupcji. Ogólnie erupcji nie należy się obawiać. Najgorsze, co może się stać, to uszkodzenie szkieł kontaktowych, do których dostanie się popiół. Na wysepce normalnie mieszkają ludzie i erupcje nie robią na nich żadnego wrażenia. Jeżeli ktoś nie zdąży się schować do pomieszczenia, będzie po prostu chodził trochę zakurzony przez resztę dnia, co tu nikomu absolutnie nie przeszkadza. Erupcje to ich codzienność. Statystyki donoszą, że od 1955 roku jest ich 1000 rocznie.
Warto odwiedzić Sakurajima Yogan Nagisa Park Footbath and Yogan Nagisa Trail, gdzie można wymoczyć nogi najdłuższym na świecie spa dla stóp. W podłużnych basenach płynie woda pochodząca z gorących, wulkanicznych źródeł, a dookoła rozciągają się piękne widoki na zatokę i Kagoshimę.
Jeżeli warunki pogodowe są bezpieczne można piechotą wybrać się na krater. Znajduje się tam jeszcze brama do świątyni Kurokami totalnie pochłoniętej przez lawę podczas erupcji w 1914 roku, pomnik poświęcony ofiarom, plaża oraz kilka innych punktów widokowych. Ogólnie wyspa jest bardzo przyjemna i warto spędzić na niej trochę więcej czasu, niż nam to było dane.
Po powrocie na główny ląd jedziemy tramwajem na punkt widokowy, z którego pięknie widać miasto na tle wulkanu. Z przystanku tramwajowego idzie się tam jakieś pół godziny piechotą, a widok rzeczywiście zacny.
Wrócić w rejony naszego hotelu postanawiamy spacerkiem. Po drodze zamierzamy rozejrzeć się za restauracją, ponieważ w planach mamy już tylko kolację. Trafiamy na bardzo przytulną knajpkę serwującą, między innymi, nabite na patyki owoce morza, mięso, warzywa w przeróżnych kombinacjach. Wszystko przygotowane w stanie surowym wyłożone jest w szklanych gablotach, wystarczy więc tylko wskazać palcem na wybrany produkt, który po chwili, zgrillowany bądź usmażony w głębokim tłuszczu, trafia na talerze.
Było miło i bardzo smacznie. Trochę niepotrzebnego zamieszania się zrobiło przy płaceniu, ponieważ dostaliśmy, pomimo wcześniejszej wyraźniej prośby, wspólny rachunek. Sprawiedliwe jego podzielenie okazało się niestety niemożliwe. W Japonii często do cen doliczane są podatki w najróżniejszym wymiarze, których cena w menu nie zawiera. Nazwy dań na rachunkach, a czasem nawet liczby, podawane są w japońskich szlaczkach. Japończycy nigdy nie oszukają klienta, więc można śmiało płacić tyle ile żądają. Problem zaczyna się przy podzieleniu takiego rachunku między sobą. Większe grupy powinny koniecznie pilnować osobnych zamówień.
Po tej przyjemności wracamy już tylko do hotelu spać.
Rano dnia kolejnego wyruszamy w czterogodzinny rejs promem na wysepkę Yakushimę.