Doc Let - FanTOUR
Ostatnie wpisy
+48 605 24 24 20
fantour@fantour.eu
+48 605 24 24 20
Top
FanTOUR  / Nasze Podróże  / Wietnam  / Doc Let
Wietnam Vietnam Doc Let 10 - Doc Let

Doc Let

Wietnam Artykuły

Cuda natury. Nadnaturalne smoki. Ryż.

Doc Let Dzień po Dniu

 

Na Trang – Doc Let

16 marca 2012

Nasz nocny pociąg, który wyruszył wczoraj z Da Nang, zbliża się do Na Trang.  Seb budzi mnie koło 7.00. Spało się wyśmienicie. Górne Soft Sleepery wietnamskich pociągów są naprawdę wygodne. Wejście jest dość akrobatyczne (nie ma drabinek, jedynie podest na stopę wielkości historycznej już popielniczki w PKP) ale jest bezpieczne miejsce na bagaż (nad korytarzem pociągowym) i większy komfort spania.

Jeszcze chwilę dosypiam, ale w końcu muszę wstać bo ogłaszają, że dojeżdżamy. Zaspać na swoją stację ogólnie się nie da.

Wietnam Vietnam train pociąg 300x225 - Doc Let

Na Trang okazuje się w pełni zasługiwać na swoje niepochlebne opinie: głośno, paskudnie, wysoka miejska zabudowa. Jakiś taksiarz oczywiście ciągnie nas do swojej taksówki. Ponieważ nie mamy pojęcia, gdzie chcemy spać oglądamy foldery hoteli, które nam pokazuje. Niestety same hotelowce z rzędami takich samych, bezdusznych pokoi. NIE NIE NIE! Mówimy, że chcemy bungalow. Mówi, że w Na Trang nie ma bungalowów – musimy jechać 50km do Doc Let. Chce za kurs 700 000 dongów – dużo ale umawiamy się, że jeżeli w  Paradise Resort nie będzie dla nas miejsc obwiezie nas po okolicy aż znajdziemy odpowiadający nam bungalow na piasku. Zgadza się z błyskiem w oku i z typowo cwaniackim wietnamskim uśmieszkiem. Oj, nie wróży to dobrze a na dodatek my naprawdę nie wiemy gdzie takich szukać.

Brak planowania z odpowiednim wyprzedzeniem zawsze, ale to zawsze kosztuje za dużo! Oczywiście jak na polskie warunki opłata 110 PLN za 50 km kurs to nie jest wygórowana cena, ale tu powinniśmy zapłacić maksymalnie połowę tego. Tylko tak naprawdę mało nas to teraz obchodzi: stresujemy się co zrobimy, jeżeli w Paradise Resort nie będzie dla nas miejsc. Brak planowania z odpowiednim wyprzedzeniem generuje też zupełnie niepotrzebny stres!

Po przejechaniu przez miasto Na Trang utwierdzamy się tylko, że pozostanie w nim na wypoczynek byłoby najgorszą z opcji więc w sumie nie ważne już gdzie trafimy byle jak najdalej stąd. Jest głośno, brudno, betonowo, plaża godna pożałowania (przepraszam cię moja sopocka plażo, że w kontekście Na Trang śmiałam cię nazwać miejską. Na Trang nie dorasta ci nawet do… wydm!) Jedziemy prawie godzinę. Seb pociesza mnie, że skoro to tak daleko to rzadko komu chce się tu przyjeżdżać ale jakoś mnie to nie przekonuje. Ja bym pojechała nawet dwa razy dalej byle odpocząć na cichej i niezatłoczonej plaży.

Taksiarz wiezie nas najpierw do jakiegoś wypasionego hotelu. Fakt, są tam same bungalowy ale bungalowy 4*! Wchodzimy sprawdzić najtańsze: 99 USD, te z widokiem na morze 160 UDS za dobę. No to chyba podziękujemy. Każemy mu szukać Paradise Resort (www.vngold.com/doclet/pradise/paradise_doclet@hotmail.com). Trochę błądzi, dzwoni po pomoc, pyta lokalnych ludzi i w końcu docieramy do ukrytego raju.

Wita nas uśmiechnięty Chorwat – Vladimir. Pyta czy to my wysłaliśmy mejla i od razu przeprasza, że nie odpowiedział, ale dopiero dziś rano odebrał komputer z naprawy. Najpierw widząc jaką kwotę wręczamy taksiarzowi ewidentnie go ochrzania po wietnamsku bardzo podniesionym głosem a z mowy ciała i gestów rozumiemy, że każe się mu natychmiast wynosić z jego posesji.

Potem jeszcze raz nas przeprasza i tłumaczy, że gdyby odczytał nasze zapytanie wysłałby po nas zaufaną, uczciwą taksówkę.

W końcu prowadzi nas do murowanego apartamentu na plaży.

Wietnam Vietnam Doc Let 5 300x225 - Doc Let

Hmmm, w sumie miał być bungalow na piasku kryty liśćmi bananowca ale jak zobaczyliśmy widok z tarasu…

Wietnam Vietnam Doc Let 10 300x225 - Doc Let

i komfortowy ogromy pokój…

Wietnam Vietnam Doc Let pokój room 300x225 - Doc Let

to już nawet nie zapytaliśmy o cenę. W apartamencie wszystko nówka-blaszka (taka nówka, że nawet jeszcze zamiast jednego kinkietu mieliśmy słodko sterczące ze ściany dwa białe kabelki). Frontowa ściana to szklane rozsuwane drzwi na taras gdzie mamy dwie leżanki, oraz stół z krzesłami. Do plaży 10 metrów. Morze szumi tak głośno, że werbalna komunikacja między człowiekiem na tarasie a człowiekiem w pokoju bywa czasami niemożliwa. To będzie boski odpoczynek.

Vladimir od razu zabiera nas na śniadanie, dosadza do Kanadyjczyków mówiąc, że trzeba się integrować. Strasznie śmieszny z niego gość. Rozmawia z nami trochę po angielsku, trochę po rosyjsku i trochę po polsku. Do mnie cały czas krzyczy: Serce Ty moje! Po śniadaniu szybki prysznic i już tylko plaża.

Wietnam Vietnam Doc Let beach 300x225 - Doc Let

Plaża jest wąska, ma może maksymalnie 15 metrów szerokości ale ludzi na niej brak więc w niczym to nie przeszkadza. Znacznie bardziej przeszkadzają śmieci. Nie mogę pojąć Azjatów – jak mogą tak zaśmiecać swoje bogactwo naturalne. Woda jest cudownie turkusowa. Na horyzoncie góry ze szczytami schowanymi w chmurach. Porośnięte dzikie wydmy. Piaszczyste piękne dno. Nad głowami palmy. Kilkadziesiąt metrów poza granicami Paradise Resort…. kupa śmieci!

Wietnam Vietnam Doc Let 8 300x225 - Doc Let

Na plażę przychodzi po nas Wietnamka i stara się przekazać jakąś ważną wiadomość na migi. Wkłada pół swojej dłoni do buzi i porusza szczękami w górę i w dół, drugą ręką energicznie wskazuje na nas i na ląd. Okazuje się, że wcale nie ostrzega nas, że powinniśmy zejść z plaży bo coś nas tu zje (jesteśmy na niej sami, zaczyna się przypływ), ale że czas na obiad.

Idziemy do ‘stołówki’ pod wiatą, z widokiem na morze, gdzie międzynarodowe towarzystwo przy dwóch długich, wspólnych stołach już pałaszuje jakieś warzywa umilając sobie czas rozmową. Atmosfera jak na koloniach 🙂 Vladimirowi bardzo zależy, żeby jego goście poznawali się nawzajem, nie ma osobnych stolików i jedzenia tylko we własnym sosie – genialny pomysł. Poznajemy w ten sposób większość współmieszkańców resortu w przeróżnym wieku. Międzynarodowe rozmowy przy posiłku nie cichną jeszcze długo po obiedzie. Sam obiad jest przepyszny i bardzo obfity. Nie ma tu menu. Każdy dostaje to samo – to co akurat ugotuje kuchnia.

Obfitość i smak obiadu potwierdza fakt, że oboje z Sebą potrzebujemy popołudniowej drzemki na tarasie. Okazuje się, że chyba nie tylko my. Paradise Resort na dwie godziny zamiera w totalnej ciszy jeżeli nie liczyć szumu fal.

Wietnam Vietnam Doc Let 3 300x225 - Doc Let

I tak już do końca leniwie upłynął dzień: drzemki, gapienie się na morze, książki, od czasu do czasu kąpiel dla ochłody.

Wietnam Vietnam Doc Let 4 300x225 - Doc Let

Na kolacje pani Wietnamka przychodzi po nas do pokoju – musimy się nauczyć godzin posiłków, żeby jej tak nie fatygować. Panie pilnują kompletu ‘kolonistów’ na posiłkach oraz żeby wszystko zostało zjedzone. Jak coś zostaje na talerzu robią niezadowoloną minę pokazując na migi, jak bardzo im przykro, że nam nie smakowało a przecież tak się dla nas starały. Działa! Vladimir krąży po stołówce sprawdzając czy wszystko zostało odpowiednio podane i wesoło zagaduje swoich gości. Atmosfera jest tu po prostu niesamowita!

Po kolacji bierzemy sobie piwo z wielkiej lodówy w kuchni zaznaczając kreski na wiszącej obok tablicy przy numerze naszego apartamentu 5a.

Posiłki w Paradise Resort są wliczone w cenę pobytu (której cały czas jeszcze nie znamy 🙂 ). W cenie jest też nieograniczona ilość wody mineralnej, herbaty, kawy, bananów i pomidorów. Za inne drinki, takie jak piwo, cola, wino i mocniejsze trunki, trzeba dodatkowo płacić zgodnie z cennikiem na lodówce. Wychodzą grosze. Za duże piwo płacimy jakieś 3 PLN. Płaci się na koniec pobytu. W trakcie dostawia się samemu kreski na tablicy, zgodnie ze spożytą ilością. Dostęp do kuchni – całą dobę. Wieczorami w stołówce zbierają się backpackersi nad grami i butelką Whiskey.

My wieczór wolimy spędzić przy świeczkach na naszym tarasie z szumiącym morzem w tle.

Wietnam Vietnam Doc Let 11 300x225 - Doc Let

Doc Let

17 marca 2012

Kolejny dzień w Raju. Zaraz po przebudzeniu obserwuję jak dwóch Wietnamczyków sprząta śmieci, które przypływ wieczorem naniósł na naszą plażę. Nazbierali po dwie czubate taczki każdy. Robią to zapewne dzień w dzień. To po prostu niewiarygodne ile śmieci Wietnamczycy wrzucają do swojego przepięknego morza! Niestety najbardziej kretyńskie jest to, że taczki wywożą poza granicę Paradise Resort i… wywalają na plażę. Wieczorem znowu przyjdzie przypływ, woda je zabierze, wymiesza i znowu wyrzuci przed hotelem. A panowie swoją syzyfową pracę zaczną od początku. Po prostu niepojęte!!!

Wietnam Vietnam Doc Let 9 300x225 - Doc Let

Słońce wstało tu bardzo wcześnie. Jest dopiero 8.30 a ja już od dobrej godziny smażę się w pełnym słońcu na tarasie. Jednak wschód przegapiłam. Temperatura jest tak wysoka, że pot leje się ze mnie strumieniami. Muszę co chwilę wskakiwać do turkusowej wody. Na szczęście daleko nie mam ?Wietnam Vietnam Doc Let 300x225 - Doc Let

Leniuchowanie, książki, posiłki, kąpiele, opalanie, urozmaicamy sobie spacerem po plaży.

Wietnam Vietnam Doc Let 1 300x225 - Doc Let

Idziemy do pobliskiej wioski rybackiej pozbierać muszle i wykąpać się na tych niewysprzątanych częściach plaży. Nie jest fajne zobaczyć pływające obok nas plastikowe butelki czy zaplątać się w reklamówkę. Wolimy jednak kąpać się u siebie. Po drodze spotykamy Francuza z żoną i synkiem zbierającego śmieci sprzed swojej letniej willi. Zamieniamy parę zdań, jakie to smutne.  Następnego dnia spotykamy go u nas w resorcie – okazuje się, że to dobry przyjaciel Vladimira.

Wietnam Vietnam Doc Let 7 300x225 - Doc Let

Jakość jedzenia w Paradise Resort sięga zenitu – niby już nie może być pyszniej a co posiłek jest! Sałatki z soczystych warzyw doprawione pysznie orzechowo-czosnkowymi sosami, grillowane ryby, pieczony w orientalnych przyprawach kurczak, zupa Tom Yam, świeże spring rollsy i oczywiście owoce… Jest przepysznie! Pyszniej niż w każdej dotychczasowo odwiedzonej restauracji, chociaż tu menu wybiera za nas Vladimir i jego ekipa.

Pełen relaks, prawdziwy raj. W stołówce znowu mała imprezka przy whisky i kartach. My na tej niewyobrażalnej plaży wolimy znowu posłuchać szumu fal we dwoje. Gdybyśmy mogli tu zostać dłużej na pewno byśmy dołączyli do backpakerskiego towarzystwa.

Doc Let – Na Trang

18 marca 2012

Dziś udaje mi się wstać na wschód słońca, który obserwuję z leżanki na tarasie.

Wietnam Vietnam Doc Let 2 300x225 - Doc Let

Panowie znowu sprzątają plaże. Na plaży o tej porze duży ruch. Rybacy wypływają na baliach do swoich kutrów, Wietnamki idą gdzieś z wioski do wioski. Trochę siedzi w ciuchach w wodzie i rozmawia. W ciągu dnia w ogóle ich tu nie widać. Dwie panie podpływają pod naszą plaże i zanoszą świeże ryby do naszej kuchni.

Wietnam Vietnam Doc Let 6 300x225 - Doc Let

To niestety nasz ostatni dzień w raju. Rano idziemy jeszcze popływać. Po 12.00 chcemy opuścić nasz apartament, żeby ustąpić gościom, którzy mają go zając w tym dniu. Vladimir mówi, że możemy do samego wieczora korzystać z bungalowu, do którego daje nam klucze, więc w razie czego mamy się gdzie wykąpać i gdzie posiedzieć. Zanosimy tam bagaże i okazuje się, że jednak dobrze, że się przy nim nie upieraliśmy.

Wietnam Vietnam Doc Let bungalow 300x225 - Doc Let

Nie to że jest zły! Widok na morze jest, zadbany jest ale jest ciemny i znacznie mniej przyjemny w porównaniu z naszym apartamentem. Vladimir ma kilka takich bungalowów. Różnica w cenie jest mi nieznana ale na pewno są tańsze. Zostawiamy tam tylko bagaże i idziemy jeszcze skorzystać z plaży i posiedzieć w integracyjnej stołówce podziwiając z wysoka rajskie widoki.

Na lunchu Vladimir krzyczy do nas, że jednak kolejni goście nie przyjadą tak szybko i oddaje nam nasz klucz do apartamentu życząc miłej sjesty na tarasie. Spędzamy ostatnie godziny w raju gapiąc się na morze z leżanek. Seba sprawdza godzinę odjazdu naszego pociągu i okazuje się, że kupiliśmy bilet na pociąg wcześniej niż to było w pierwotnych planach. Rzeczywiście przypominam sobie korespondencje w tej sprawie z agencją Dan Viet – w późniejszym pociągu nie było wolnych kuszetek. Idziemy przełożyć godzinę zamówionej taksówki na 2h wcześniej ale jest siesta! Vladimir śpi u siebie na górze. Wietnamska szefowa kuchni mówi coś o skuterze – kompletnie nie możemy się dogadać. Postanawiamy czatować na Vladimira na stołówkowym tarasie. W końcu schodzi, odwołuje naszą taxi i mówi, że w takim razie możemy zabrać się taksi z parą Francuzów, po których właśnie podjeżdża taksówka, na co oczywiście chętnie przystajemy.

Idziemy się rozliczyć. Chwila prawdy: za 2 noclegi, 3 pełne dni wyżywienia, sporą baterię piw i taksi 50 km do Na Trang płacimy 149 USD. Jesteśmy bardzo miło zaskoczeni (mniej niż za 1 noc w luksusowym bungalowie z widokiem na morze, bez wyżywienia w resorcie obok). Żegnamy się czule z Vladimirem – są uściski, buziaki – jak ze starym dobrym przyjacielem. Jest po prostu przesympatyczny!

Taksiarz najpierw odwozi francuzów do hotelowca w Na Trang i kasuje od nich 300 000 Dongów (a przecież mówiliśmy im, że Vladimir już mu zapłacił!!!). No cóż, oszuści z tych Wietnamczyków straszni. Nie przepuszczą żadnej okazji. Nas odwozi na dworzec – nie dopłacamy ani donga. Mamy jeszcze trochę czasu, więc idziemy na piwko do przydworcowego baru, czyli mini-plastikowych stoliczków i krzesełek oraz piwa wyciąganego z termosów wypełnionych lodem.

Pociąg przyjeżdża w miarę punktualnie. Do kuszetki wsiada z nami Wietnamka. Trzecie łóżko jest puste. Postanawiamy zaryzykować i Seba zamiast na dole (tam miał wykupioną pryczę) kładzie się na górze. Zasypiamy natychmiast. Niestety po 2h wsiada jakiś biały, budzi Sebę i nie chce się zamienić na dolną pryczę. Seba musi zejść i przez resztę podróży już się nie widzimy. Wysypiamy się pomimo białego intruza.

Wyruszamy na podbój Delty Mekongu. Można o tym poczytać tutaj

Przepraszamy, ale obecnie brak jest możliwości komentowania.