Wielorybnicy z Filipińskiej wyspy Pamilican
Pamilican
Pamilican to mała wysepka położona czternaście kilometrów od mola w Baclayon na wyspie Bohol. Piasek jest tu biały i miałki jak mąka. Woda turkusowa, ciepła i przejrzysta. Zielone palmy nadają rajskiego klimatu, bambusowe chatki zbliżają do natury, a uśmiechnięci i gościnni mieszkańcy to dopełnienie tego raju na ziemi.
Na wyspie mieszka nieco ponad dwieście rodzin, które od zarania dziejów trudniły się rybołówstwem. Szczególnie atrakcyjną zdobyczą był rekin wielorybi, którego mięso jest rarytasem i można je było bardzo dobrze sprzedać. Rekin wielorybi to największa ryba na świecie. Osiąga nawet do dwudziestu metrów długości. Jest planktonożerny i nie stanowi żadnego zagrożenia dla człowieka. Za to człowiek dla rekina już tak. W 2016 roku zostały uznane za gatunek zagrożony wyginięciem. Już od 2000 roku mają status ‘narażone na wyginięcie’, a odławianie ich stało się nielegalne.
Źródło dochodu straciła wtedy połowa rodzin na Pamilican. Dlaczego tylko połowa? Ponieważ północna część wyspy otrzymała zgodę na budowanie bungalowów i restauracji do celów turystycznych, południowa nie. Dlaczego filipiński rząd podjął akurat taką decyzje? Tego nie potrafi nam już wytłumaczyć nasza gospodyni z Mery’s Guesthouse. Może chciano zachować przynajmniej odrobinę lokalnego smaczku i nie dopuścić do zamienienia wyspy w malediwsko-podobny kurort? Jakoś to mało prawdopodobne.
Taka decyzja doprowadziła natomiast do antagonizmów między dwiema połówkami tej malusieńkiej wyspy. Nasza gospodyni opowiada, że od tamtej pory mieszkańcy są ze sobą skłóceni. Sprawdziliśmy. Po drugiej stronie wyspy turystycznych chatek i restauracji rzeczywiście nie ma. Południowi eks-wielorybnicy oferują turystom usługi eksploracji okolicznego, podwodnego życia, w tym obcowanie z delfinami, mantami i rekinami wielorybimi, jednak mają znacznie bardziej ograniczony dostęp do klientów. Północna część ma znacznie ułatwioną sprzedaż takich usług mieszkającym u nich gościom. Standard życia mieszkańców północy i południa jednak niewiele się różni. Wszędzie takie same chatki, zwierzęta, sklepiki. Czyżby wielorybnicy z południa ciągle nielegalnie odławiali manty, delfiny i rekiny wielorybie w celu zapewnienia sobie utrzymania? Nasza gospodyni nie potwierdza, ale też nie zaprzecza odpowiadając wymijającym ‘Me no know, no know’.
Pamilican jest przedstawiane przez władze jako sukces transformacji wysepki z destrukcyjnej dla dzikiej przyrody do jej chroniącej. Społeczność otrzymała nawet szereg nagród za tą transformację od wszelakich komitetów promowania turystyki i ochrony przyrody. My rekinów wielorybich nie mieliśmy szczęścia spotkać, chociaż ponoć żyją wokół Pamilican cały czas. Może boją się podpływać do brzegów?
Najpopularniejszym miejscem na Filipinach do obcowania z rekinami wielorybimi jest Oslob na wyspie Cebu. Tam akurat nie ma ryzyka, że się ich nie spotka. Są dokarmiane przez obsługę i przypływają każdego dnia. Przypływają też tam łodzie z dziesiątkami turystów pragnących sobie zrobić z nimi zdjęcie. Nie ma to wiele wspólnego z obcowaniem z naturą. Radzę sobie trochę o tym poczytać przed podjęciem decyzji o wizycie. Abstrahując od tematu rekinów wielorybich, sama wyspa Pamilican to prawdziwy raj! Wpisuję na listę ‘wrócić koniecznie’.
Można o naszym pobycie tam poczytać TUTAJ.
Przeczytajcie też:
Wyraki. Zwierzątka o największych oczach na świecie