Uliczki George Town zamieszkane przez sztukę
George Town to stolica malezyjskiej wyspy Penang. Malowniczo odrapane, kolorowe budynki okalające wąskie uliczki miasta pochodzą z XVIII i XIX wieku, kiedy to Brytyjczycy sprowadzili na wyspę handlarzy z Indii, Chin, Europy, zamieniając uśpioną, niewielką wysepkę w bardzo dobrze prosperujący ośrodek handlowy. W latach sześćdziesiątych XX wieku George Town zaczęło popadać w ruinę, ze względu na zamrożenie ustawowo poziomu czynszów. Właścicieli nie było stać na modernizację i remonty nieruchomości, stąd warunki bytowe mieszkańców jedynie się pogarszały. Na początku XXI wieku miasteczko praktycznie się wyludniło. Wymusiło to natomiast zachowanie pierwotnego charakteru starego miasta. W rezultacie, w 2008 roku, zostało oficjalnie wpisane na listę światowego dziedzictwa UNESCO, jako żywe muzeum dawnej kultury, architektury i rzemiosła.
Natychmiast na wąskich uliczkach pojawili się turyści. Zrujnowane budynki zaczęto stopniowo przekształcać w małe hostele i restauracyjki. Miasteczko nie straciło jednak swojego niepowtarzalnego klimatu.
Na uliczkach toczy się najprawdziwsze życie. Pod kolorowymi arkadami siedzą wyplatacze wiklinowych koszy. Na parterach upchane są malutkie sklepiki z rękodziełem, przyprawami, tradycyjnymi medykamentami, wzbogacone jedynie o turystyczne suweniry. W warsztacikach naprawiane są stare rowery. Z ukrytych za drewnianymi okiennicami okien sterczą bambusowe stelaże, na których suszy się pranie. Sprzedawcy toczą po ulicach wózki z przekąskami, mijając się z trudem z rikszarzami, wożącymi zwiedzających.
Aczkolwiek życie toczy się tu ciągle bardzo powoli.
W 2009 roku władze miasta wpadły genialny pomysł udzielenia miasteczku głosu za pomocą sztuki. Zabytkowe budynki miały stać się przewodnikami, wprowadzając przyjezdnych w klimat George Town, uliczki miały opowiadać o historii miasteczka i życiu jego mieszkańców. Zaproszono do inicjatywy wielu artystów. Zwycięskie pomysły uformowano w projekt, którego koordynacją zajął się lokalny artysta, Tan Mun Kian. Zaproponował stworzenie całej serii komiksowych płaskorzeźb, które w humorystyczny sposób opowiedzą historyjki ze starego i współczesnego George Town. Obrazy złożone z rzeźb opatrzone są krótkimi, ażurowymi inskrypcjami, dokładnie jak w komiksach. Projekt, zatytułowany ‘Głos Społeczności’ (‘The Voice of the People’) objął 52 metalowe konstrukcje, które zostały rozstawione po miasteczku w wcale nie przypadkowych miejscach.
Można zobaczyć ulicznego sprzedawcę jedzenia ze swoim wózkiem, już przygotowanego żeby nałożyć coś do miski. Zapewne coś smażonego w głębokim tłuszczu, ponieważ w ręku trzyma cedzak. Jednak najpierw zadziera wysoko głowę w kierunku okna, skąd zwisa lina zakończona zakupowym koszykiem. Z okna, w komiksowej, ażurowej chmurce inskrypcja: ‘jedna duża, jedna mała’. Druga postać, zapewne pomocnik handlarza, uderza dwa drewienka, co sugeruje inskrypcja ’TOK! TOK! To anons, że nadchodzi, krążący po całym mieście sprzedawca. I już nie ma wątpliwości, jak się odbywał catering w George Town sto lat temu. Na boku handlowego wózka dodatkowo można przeczytać, że drewienka uderzano w specjalny sposób, by przypominały dźwięki ‘Tok Tok Mee’. Taki też jest tytuł tej rzeźby.
W 2012 władze miasta zwróciły się do urodzonego na Litwie, wykształconego w Londynie, artysty Ernesta Zacharevica z prośbą o wykonanie projektu murali pod hasłem ‘Zwierciadła George Town’(‘Mirrors George Town’). Artysta namalował 8 najbardziej popularnych obecnie murali, które stały się celem pielgrzymek turystów z całego świata. Najsłynniejszy to dwójka dzieci, jadąca na za dużym dla nich rowerze. Inspiracją do tego muralu było rzeczywiste rodzeństwo, Tan Yi i Tan Kern, które artysta spotkał, włócząc się po uliczkach miasteczka.
W 2014 do projektu dołączyła słynna rosyjska artystka, Julia Volchkowa, uwieczniając w swych dziełach mieszkańców przy ich codziennej pracy, jak na przykład przepiękny duży mural przedstawiających starego Hindusa, wioślarza.
Jednak nie tylko pracami tych trzech artystów miasto opowiada swoje historie. Murali jest cała masa. Niektóre pokrywają całe ściany budynków, inne są zupełnie malutkie, jak przykład mały mural przedstawiający trzy dziewczynki. Każda pochodzi z innej kultury, ubrana jest w swój tradycyjny strój, symbolizując wielokulturowość społeczności Penangu i afirmację harmonii w jakiej żyją.
Murale, wkomponowane w przedmioty codziennego użytku, czy elementy architektury, tworzą niesamowite trójwymiarowe lub zupełnie płaskie obrazy, przy czym tak realistyczne, że czasem trzeba przyjrzeć się dwa razy, by odróżnić sztukę od rzeczywistości. Przykładem jest chłopiec sięgający do prawdziwej wnęki w murze, stojący na prawdziwym krześle, sam będąc jedynie malowidłem.
Niektóre murale mają charakter edukacyjny. Na przykład gigantyczne niedopałki papierosów wbitych w ścianę, nad namalowaną postacią w masce gazowej, zatytułowany: tylko ty możesz zatrzymać zanieczyszczanie powietrza.
Lub szeroko zakrojony projekt o nazwie ‘101 zagubionych kociaków’, który miał na celu zwrócić uwagę na ciężki los zabiedzonych kotów, które wałęsają się po ulicach George Town. Murale miały uczulić i zachęcić mieszkańców do zaproszenia zwierząt do swoich domów i zaopiekowania się biedactwami.
Powstały też takie, które reklamują produkty i usługi.
Mural na klubie z muzyką na żywo
Jeszcze inne mają po prostu wywołać uśmiech na twarzach przechodniów, jak na przykład cała seria murali przedstawiających Minionki.
Jednak zdecydowanie najwięcej jest tych przemawiających do estetycznych uczuć odbiorcy.
Obecnie, słysząc George Town, przed oczami większości automatycznie stają murale, rzeźby, aranżacje, zamieniające zwykłe ściany i przedmioty codziennego użytku w sztukę. To jedno z najbardziej znanych centrów sztuki ulicznej na świecie.
Dostępne są specjalne mapy prowadzące turystów szlakami najsłynniejszych dzieł. Warto się w takie zaopatrzyć, ponieważ chociaż niektóre wyrastają przed oczami bez żadnego uprzedzenia, innych trzeba będzie poszukać w bocznych uliczkach i w podwórkach. Najwięcej znajduje się na uliczkach Labuh Armenian i Gat Lebuh Armenia.
George Town to oczywiście nie tylko ‘street art’. To urocze knajpki, przepyszne jedzenie, kolonialne budynki odziedziczone po Brytyjczykach, chińskie i indyjskie dzielnice, żywi, kolorowi mieszkańcy. Na zwiedzenie murali wystarczy nawet jeden intensywny dzień. Warto jednak zostać dłużej, wyściubić nos poza ‘muralowy’ szlak i odetchnąć otaczającą wyspę morską bryzą i piękną zielenią.
Przeczytaj też:
Malezja. Prawdziwa Azja. Truly Asia