Sulawesi umiera inaczej
Nasze polskie święto zmarłych to dzień, kiedy porządkujemy groby, zapalamy znicze, przynosimy chryzantemy. Na dowód, że pamiętamy o tych, którzy odeszli. Zgodnie z powszechnie panującą religią wierzymy, że dusze żyją gdzieś w niebie. Raz w roku. Jeden dzień. Tak trzeba. Cmentarze wyglądają wtedy przepięknie. Szczególnie po zmroku.
Na indonezyjskiej wyspie Sulawesi jest inaczej. Plemię Toraja zmarłego hołubi jeszcze przed pogrzebem. Długo przed pogrzebem. Potem się o nim zapomina, Opiekę nad grobem oddaje się opiekunowi cmentarza.
To on, opiekun, dostarcza papierosy zmarłym, zmiata kurz z ich nagrobków, pilnuje zeskładowanego dobytku. Rodzina przychodzi wtedy, kiedy ma potrzebę. Nawet codziennie, dopóki ból nie zelżeje.
Torajowie całe życie pracują na swój pogrzeb. Rodzina wierzy, że odpowiednio wyprawiony na drugi świat zmarły staje się pół-bogiem i będzie się nimi opiekował, jeżeli wyprawią mu huczny pochówek. Jeżeli nie dopełni się ostatniej posługi we właściwy sposób, zmarły nie zostanie wpuszczony do nieba, będzie zawieszony gdzieś między światem żywych i umarłych i może nękać żyjącą rodzinę.
Ceremonie pogrzebowe trwają często nawet tydzień. Odbywają się na nich rytualne tańce, walki byków oraz składanie ofiar z prosiąt i bawołów.
Uczestniczą w nich nawet tysiące gości. Buduje się specjalne mini-miasteczka pogrzebowe, gdzie goście mogą wygodnie spać, jeść i godnie pożegnać zmarłego.
Na wystawny pogrzeb, ‘tomate’, rodzina zbiera nawet do kilku lat po śmierci zmarłego. Przez ten czas zmarły mieszka z rodziną w domu, w osobnym pokoju, i jest nazywany ‘chorym’. Rodzina przynosi mu jedzenie, przychodzi z nim codziennie porozmawiać i udaje, że zmarły cały czas żyje.
Zmarłym wstrzykuje się formalinę, co zapobiega rozkładowi ciała. Co jakiś czas zmienia się im ubrania i pieczołowicie myje. TUTAJ umieszczam link do artykułu ze zdjęciami zakonserwowanych zwłok, które bliscy myją, przebierają, adorują.
Zmarły, na którego pogrzeb trafiliśmy, umarł ponad rok wcześniej od swojej pogrzebowej ceremonii.
Trumnę wystawiono na specjalnie zbudowanej wieży, ‘lakkian’. Obok trumny niemal cały czas czuwała pogrążona w smutku wdowa.
Na jego pogrzeb zbudowano specjalnie całe pogrzebowe miasteczko.
Wokół ofiarnego placu rozstawiono wiaty dla gości. W dzień służyły jako ochrona przed słońcem, miejsca poczęstunku i rodzinnych pogawędek.
Członkowie najbliższej rodziny w plastikowych koszach roznosili herbatę i domowej roboty ciasteczka.
Po pogrzebie grób nie jest już ‘doglądany’. Rodzina wierzy, że duch zmarłego i tak jest cały czas z nimi. Nie trzeba stawiać zniczy i zanosić kwiatów. Bawoły przeprowadziły go na właściwą stronę.
Może my też powinniśmy zostawić zmarłych w spokoju? Znicze wyglądają pięknie, ale generują śmieci, groby zajmują miejsce do życia. Nie chcemy nikomu niczego narzucać, ale pomyślcie o swoich dzieciach. Ziemia naprawdę jest zagrożoną planetą.
Wiecej o wyspie Sulawesi i Tojach znajdziesz w naszej relacji z podróży TUTAJ.