Phuket - FanTOUR
Ostatnie wpisy
+48 605 24 24 20
fantour@fantour.eu
+48 605 24 24 20
Top
FanTOUR  / Nasze Podróże  / Tajlandia  / Phuket
Tajlandia Thajland Phuket 5 - Phuket

Phuket

Kambodża, Siem Reap – Tajlandia, Phuket 

9 marca 2010

Wyruszamy na Phuket. Taksówka bez żadnych przygód zawozi nas z kambodżańskiego Siem Reap na przejście graniczne z Tajlandią do Poipet. Zatrzymujemy się tylko raz, pod budynkiem Czerwonego Krzyża, gdzie kierowca zostawia tajemnicze kartony, które wręczył mu Gordon. Gordon to chyba aktywista z pasją, bardzo wspierający rozwój lokalnej kambodżańskiej społeczności. W jego pensjonacie znaleźliśmy ogłoszenia zachęcające anglojęzycznych przyjezdnych do nauki Kambodżan języka angielskiego. Znając język Kambodżanie mogą znaleźć pracę w szybko rozwijającej się tam po otwarciu granic w 1986 roku turystyce.

Gordon prowadzi też własną stronę internetową www.talesofasia.com , którą codziennie aktualizuje i która na pewno zachęca do odwiedzenia Kambodży na własną rękę, zostawiając pieniądze bezpośrednio w kieszeniach lokalnej społeczności, bez turystycznych pośredników. Organizacje naszej wizyty oparliśmy właśnie na informacjach z tej strony. Bardzo sprawnie przechodzimy też granicę i po może 20 min jesteśmy z powrotem w Tajlandii. W Aran wynajmujemy kolejną taksówkę na lotnisko za 1800 BTH + 30 BTH za bramki na autostradzie.

Po ostatnich przeżyciach, autobus mnie trochę przeraża a cena za wygodną podróż klimatyzowanym samochodem pod sam terminal nie wydaje się być wygórowana. Nasz kierowca bardzo się stara umilić nam 2 godzinną podróż. Puszcza nam koncerty na DVD: najpierw Jon Bon Jovi,  potem rożni, głównie amerykańscy artyści. Zatrzymywaliśmy się jedynie na stacjach benzynowych uzupełnić zimne napoje i dalej w drogę. Do lotniska dojechaliśmy w 2h! (dla porównania rozklekotany autobus jechał poprzednio ponad pięć!). Taksówkarz dostaje napiwek a my idziemy poszukać knajpki na obiad.

Jesteśmy dużo za wcześnie. Sprawdzamy, czy są wcześniejsze samoloty jednak gdy dowiadujemy się jaka jest ich cena (jakieś dziesięć razy więcej!) postanawiamy jednak poczekać na nasz 🙂 Po obiedzie i kawie szperamy w Internecie szukając hotelu na Phuket. Dokonujemy wyboru: uroczy Butikowy Hotel – Amber Resort. Najtańsze pokoje są po 700 THB. Zlokalizowany blisko plaży. Seb w między czasie zjadł jeszcze jeden obiad i oczywiście SAJGONKI, zrobiliśmy małe zakupy. W końcu ładujemy się do samolotu i po bardzo spokojnym, godzinnym locie lądujemy na Phuket.

Na lotnisku w Phuket cena za taksi jest z góry ustalona. Nasz kierowca twierdzi, że nie wie gdzie jest wybrany przez nas Amber Resort, więc wiezie nas do swojej znajomej w biurze podroży, która najpierw próbuje nam wcisnąć, że wszystkie pokoje w Amber Resort są już zajęte ale ona oczywiście ma jakieś promocje w innych miejscach itp… Proszę ją bardzo stanowczo, żeby jednak pokazała kierowcy, jak dojechać do Amber Resort i wychodzę. Kierowca wraca po chwili i jedziemy prosto do celu. Oczywiście pokoje są dostępne. Nie mówiąca ani słowa po angielsku obsługa hotelu prowadzi nas prosto do pokoju de luxe za 1500 BTH. Ale… pokój jest piękny, czysty, duży, komfortowy, gustownie udekorowany. Ma przepiękną, dużą łazienkę, mały balkonik, wygodną leżankę wzdłuż okna, ogromne łóżko na drewnianym podeście, klimatyzację i lodówkę a na ścianie kilkudziesięciocalowy Samsung LCD. Chwila zastanowienia (bo jednak dość drogo)  ale zostajemy!

Tajlandia Thajland Phuket 2 2 300x225 - Phuket

Pokój w Amber Resort

Obsługa hotelu dwoi się i troi żeby nam pomoc załatwić kabel do Internetu (niestety hasło do Wi Fi wykracza poza ich możliwości). Po 15 min nerwowych ruchów rezygnujemy mówiąc, że przyjdziemy juro. Słowo ‘tomorrow’ jest chyba ich ulubionym słowem – pada w trakcie meldowania co najmniej kilka razy: money tomorrow, Internet tomorrow, passports tomorrow – widać, że nocna zmiana nie za wiele potrafi. Ale jest już tak późno, że właściwie zależy nam tylko na kąpieli i wygodnym łóżku. Idziemy spać przeglądając przed snem satelitarne TV – programów po angielsku pod dostatkiem.

Phuket

10 marca 2010

Tomorrow w recepcji siedzi najprawdopodobniej właścicielka hotelu. Świetnie zna angielski i natychmiast dostajemy kabel do Internetu. Poleca nam tez wycieczki, doradza plan dnia, sugeruje właściwe ceny za taksówki. Jest przemiła i bardzo pomocna. Plaża jest jakieś 150 metrów od hotelu i, ku naszemu ogromnemu zdziwieniu, jest cudowna, niezatłoczona, czysta i szeroka plus bieluśki piasek, mięciutkie dno, szafirowa woda. W porównaniu do naszego Sopotu, gdzie w pogodny dzień nie ma gdzie koca rozłożyć, tu mnóstwo wolnych leżaków, ludzi w wodzie tyle co kot napłakał, cisza i spokój.

Tajlandia Thajland Phuket 5 300x225 - Phuket

W rezultacie całe przedpołudnie odpoczywamy na leżakach pod parasolami i wariujemy w falach, które są ogromne! Zabawy jest co niemiara – fale czasem przewracają nami jak laleczkami – zaliczyłam parę fikołków po których nie miałam pojęcia gdzie jest góra a gdzie dół. Po południu dopada nas chyba udar – musimy się przespać, bo dosłownie słaniamy się na nogach. Przesadziliśmy z kąpielami na otwartym słońcu bez nakrycia głowy. Po godzinnej drzemce chcemy jechać na punkt widokowy z wielkim buddą, ale taksówkarze twierdzą, że już jest zamknięty i nie mamy po co tam jechać. Nie wiemy czy nie chce im się wdrapywać na górę więc kłamią, czy to rzeczywiście prawda. Nie chce nam się tam wdrapywać piechotą więc nie mamy wyjścia i rezygnujemy z wycieczki. Czujemy się lekko otępiali przedpołudniowym słoneczkiem więc idziemy tylko na spacer do osławionego centrum Patong Beach.

Tajlandia Thajland Phuket 2 2 1 300x225 - Phuket

Tu rzeczywiście widzimy to, czego obawialiśmy się na całym Phuket: seks turystyka, tłumy turystów, mnóstwo sklepów i mało ciekawych knajp. Szybko uciekamy na plażę. Podziwiamy zachód słońca. Jest tak romantycznie, że aż kiczowato, wokół same przytulające się pary. No ale widok zachodzącego słońca nad różowym morzem wśród ciemnych skał przepiękny. Tajlandia Thajland Phuket 6 300x225 - Phuket

Chcieliśmy już po zmroku wrócić plażą na nasz spokojny koniec Patong ale okazało się, że plaża nocą żyje swoim życiem: przechadzają się tam ogromnej wielkości chrabąszcze, kraby, szczury i nie-wiadomo-co jeszcze więc zrezygnowaliśmy po paru krokach. Wróciliśmy na oświetlony chodnik biegnący wzdłuż plaży i zasiedliśmy w bardzo miłej knajpce na skraju piasku na wysokości naszego hotelu. Dostajemy tam dzbanek Kamikadze polecony przez kelnera. Drink wyśmienity! Mix świeżych owoców i alkoholu – zupełnie inna jakość niż sztuczne kamikadze w polskich knajpach przyrządzone z syropu.

Po opróżnieniu dzbanka wracamy spacerkiem do hotelu i padamy ciągle czując na sobie efekty ostrego, azjatyckiego słońca. Jutro prom na rajską wysepkę Phi Phi, o czym można przeczytać tutaj 

Polecane książki

Przepraszamy, ale obecnie brak jest możliwości komentowania.