Równina dzbanów Phonsavan Laos blog - FanTOUR
Ostatnie wpisy
+48 605 24 24 20
fantour@fantour.eu
+48 605 24 24 20
Top
FanTOUR  / Nasze Podróże  / Laos  / Równina Dzbanów Phonsavan
Blog podróżniczy Phonsavan równina dzbanów Laos

Równina Dzbanów Phonsavan

Laos Artykuły

MAG. Kobieta Potrafi

Równina Dzbanów Phonsavan Dzień po Dniu

 

Luang Prabang – Równina Dzbanów Phonsavan

11 marca 2012 

Wstajemy, pakujemy plecaki: znowu czas w drogę. Pan z recepcji pyta czy jedziemy dziś do (i tu wymienia nazwę nie-do- powtórzenia, ale zdecydowanie nie Phonsavan) więc lekko poddenerwowana, że coś pomylił pytam, czy będzie też transport do Phonsavan. Pan odpowiada tylko ‘yes, yes, yes’, co oznacza, że prawdopodobnie nic kompletnie nie zrozumiał. Zrezygnowani postanawiamy po prostu zaczekać na rozwój wydarzeń. O 8.30 w recepcji pojawił się osobnik, który nam bilety organizował i potrafił powiedzieć: ‘Phonsavan pick up here, wait here please’ więc uspokoiliśmy się już całkowicie.

Jedynie z 10 min opóźnieniem pojawia się kolejny Laotańczyk i zabiera nas do 12 osobowego mini-vana – oczywiście wypełnionego po same brzegi. W Azji żadne miejsce nie może się zmarnować. Na początku mieliśmy jeszcze nadzieję, że to jedynie transfer na dworzec, gdzie przesiądziemy się do większego autobusu ale szybko nam przeszło. Kierowca zbyt skrupulatnie przywiązywał nasze plecaki do dachu. No więc kolejne 7h jedziemy wciśnięci ja, między Sebę i sympatyczną Nowo Zelandkę rozmiarów XXXL, Seba między mnie i szybę na rozkładanym dodatkowym siodełku z nogami prawie pod brodą.

Laos 2 300x225 - Równina Dzbanów Phonsavan

W drodze do Phonsavan

Laotańskie drogi są fatalne. Miejscami zamieniają się z asfaltu w żwir i są jedną wielką serpentyną. 90% powierzchni Laosu to góry. Szczyty tych po których jedziemy spowijają nierzadko chmury. Nasz Van do najnowszych nie należy. Nie cierpię na chorobę lokomocyjną ale w tym autku wszystko może się zdarzyć, bo czuje się lekko słabo od tych wysokości, przepaści i zakrętów. Chyba zmienię zdanie o lataniu.

Widoki przepiękne ale warunki do zachwytu raczej marne. Kierowca trafił się oczywiście rajdowiec. Wyprzedza na serpentynach nad przepaściami licząc po prostu, że nikogo z naprzeciwka nie spotkamy. Kilka razy omal nie zderzyliśmy się czołowo z ciężarówką wyprzedzającą oczywiście przed zakrętem (tu właściwie każdy kawałek drogi jest przed zakrętem) drugą ciężarówkę. Nasz kierowca musiał się zatrzymać, tak jak i wyprzedzana ciężarówka, żeby wyprzedzający zmieścił się ze swoją.

O dziwo przy tej sytuacji panowie się nawet nie otrąbili! Znak to, że prędkość jednak dostosowana do warunków a takie zachowanie to norma. Nasz kierowca w ogóle dużo trąbi. Po obserwacjach dochodzę do wniosku, że bardzo słusznie. Nie zauważyłam, żeby choćby jedna osoba włączająca się do ruchu na skuterku obejrzała się czy droga wolna (żeby było jasność: lusterek oczywiście brak). Kierunkowskazów albo nie ma albo nie działają/nie są używane. Nie jest rzadkością, że skuterki nagle postanawiają sobie zjechać na przeciwległe pobocze… Trąbienie ostrzega ich przed nadjeżdżającym vanem i kolizją. Odstrasza też włóczące się w samopas zwierzęta i dzieci beztrosko zajmujące asfalt do swoich celów.

Ulubione zajęcie mieszkańców mijanych wiosek to obserwowanie drogi. Ulubionym miejscem zabaw dzieciaków to droga lub jej bezpośrednie sąsiedztwo.

W Europie ich matki zapewne odsiadywały by już kary za zaniedbania opiekuńcze… Jednak kierowcy są widać przyzwyczajeni i zawsze zdążają przed nimi wyhamować.

Laos drogi górskie 300x225 - Równina Dzbanów Phonsavan

Wioska w górach w Laosie

Po 2h jazdy w stresie nabrałam trochę zaufania do umiejętności kierowcy i mogę się bardziej skupić na widokach za oknem i pisaniu dziennika. Po bogatym Luang Prabang górskie wioski przypominają nam, że jesteśmy w jednym z najbiedniejszych krajów świata.

Laos wioska w górach 300x225 - Równina Dzbanów Phonsavan

Wioska w górach

Dopiero od lat 90-tych ciągle jeszcze komunistyczny rząd stara się liberalizować socjalistyczną gospodarkę. Na razie idzie słabo. Laos, dzięki swojej górzystej strukturze geograficznej, produkuje prąd, czyniąc go swoim znaczącym produktem eksportowym. Laotańczycy żyją jednak bardzo biednie. 80% ludności zatrudniło się w rolnictwie, które dostarcza 49% PKB. Nędzne chatki kryte liściem bananowca to przeważająca zabudowa mijanych osad, chociaż temperatury wcale nie rozpieszczają. Górscy mieszkańcy ubrani często w utkane przez siebie ubrania wyglądają jak z pocztówek prezentujących laotańskie stroje ludowe. Chińskich dresów uniknąć nie da rady, ale na szczęście nie zdążyły jeszcze całkowicie wyprzeć lokalnego rzemiosła.

Laos village in the mountains 300x225 - Równina Dzbanów Phonsavan

Wioska w górach

W trakcie drogi siedzący za mną Austriak prosi kierowcę o przystanek na ‘siku’. Kierowca, nie pozbawiony widać poczucia humoru (bo o złośliwość raczej go nie podejrzewam) zatrzymał się na zupełnie gołej drodze: po lewej przepaść, po prawej prostopadła skarpa góry. Brak nawet jednego krzaczka! Ale widać chłopakowi się mocno chciało i obsikał skalistą skarpę :-). A ja wykorzystałam okazję, żeby zrobić chociaż jedno zdjęcie w Annamskich górach. Niestety nic spektakularnego w porównaniu z tym, co widzieliśmy wcześniej zza szyby vana, ale zawsze coś.

Laos gory andamanskie 300x225 - Równina Dzbanów Phonsavan

Góry andamańskie w Laosie

Phonsavan, w miejscu gdzie zostawia nas nasz van, już czekają naganiacze. Jeden z nich zabiera nas do Nice Guesthouse, przekonując, że jest czysty, pokoje są z łazienkami, położony w samym centrum miasteczka. Po organoleptycznym sprawdzeniu wszystkie cechy krytyczne wydają się być spełnione – zostajemy. Dodatkowo okazuje się być bardzo tani bo jedynie 160 000 Kip za 2 noce, które zamierzamy tu spędzić. Laotańczyk, który nas do niego przywiózł, ma (a jakże!) również agencję turystyczną, Sousath Travel, więc za jednym zamachem kupujemy od niego wszystko czego jeszcze w Laosie potrzebujemy: całodniową wycieczkę z przewodnikiem na Równinę Dzbanów na kolejny dzień oraz bilet na bezpośredni autobus do Vinh Wietnamie z dowozem na oddalony o kilka kilometrów od miasteczka dworzec autobusowy. Za taki komplet usług wystawia nam rachunek na 760 000 Kip, z czego 300 000 Kip to koszt 2 biletów na autobus.

Po załatwieniu wszystkiego idziemy na taką sobie kolację do pierwszej lepszej knajpy i zachodzimy do UXO (Unexploded Ordnance Program), czyli miejsca przybliżającego wojenną tragiczną przeszłość i teraźniejszość LaosuLaos jest najbardziej zbombardowanym krajem świata. Między 1964 a 1973 USA, uwikłane w wietnamską wojnę, zrzuciło na ten kraj ponad 2 miliony ton bomb – ponad 270 milionów sztuk. Szacuje się, że blisko 30% z nich nie eksplodowało a w blisko 25% laotańskich wiosek zalegają ciągle niewypały.

Bieda zmusza Laotańczyków do zbierania żelastwa – złomiarze płacą 20 centów za kilogram. Przerabiają też bomby na różnego rodzaju sprzęt gospodarstwa domowego: koryta, garnki, łyżki. Niewypały zebrały już żniwo ponad 50 000 ofiar, z czego 20 000 śmiertelnych. UXO Lao oraz MAG (Mines Advisory Group) odminowują metr po metrze kraju i edukują Laotańczyków jak wielkie podejmują ryzyko. W UXO można obejrzeć filmy o MAG i amerykańskich bombardowaniach. Można tam też wpłacić dotacje na szerzenie działalności MAG, co też czynimy. Przy dotacji powyżej 10 USD dostaje się koszulkę z logo MAG.

Następnie kierujemy się na piwko do Bamboozle Bar, który wręcz rzucał się w oczy schludnością i wyjątkową, jak na Azję, dbałością o estetykę. Po zajęciu miejsca przy stoliku wszystko staje się jasne – podchodzi do nas uśmiechnięty białas i piękną angielszczyzną zapytuje czego nam trzeba. Trochę nas dziwi, że chciało mu się otworzyć biznes w takim miejscu – Phonsavan ani metropolią ani urokliwą prowincją raczej nie jest. No ale widocznie miał jakieś powody. Ceny jak wszędzie – czyli przyzwoite, jedzenie pyszne! Nic dziwnego, że w ciągu kolejnych godzin restauracja zapełnia się szczelnie turystami. My również dokańczamy tam wieczór i wracamy już prosto do guesthouse’u.

Równina Dzbanów Phonsavan

12 marca 2012 

Wstajemy od razu na wycieczkę, która zaczyna się o 9.00 – w tym roku jakoś ciężko nam idzie wstawanie o brzasku! Omija nas więc śniadanie. Podchodzimy kilkadziesiąt metrów do biura, gdzie już czeka na nas minivan i nasz dzisiejszy przewodnik. Po chwili (punktualnie!) razem z Irlandką, Japończykiem i francuską parą wyruszamy. Przewodnik mówi świetnie po angielsku, ostrożnie prowadzi samochód, dużo wie i jest przemiły! Jeden z lepszych jakich udało się nam trafić w Azji.

Najpierw jedziemy do Centrum Turystycznego po zgodę na zwiedzanie (eh, ta komunistyczna biurokracja). Wpisujemy się do jakiegoś zeszytu, nasz przewodnik znika załatwić wejściówki, my oglądamy zdjęcia i łuski po amerykańskich pociskach i bombach. Po kilkunastu minutach jedziemy już na Równinę Dzbanów Phonsavan.

Laos bomby rzed informacja turystyczna 300x225 - Równina Dzbanów Phonsavan

Laos bomby przed informacją turystyczną

Archeolodzy do dziś debatują jaka cywilizacja dzbany zbudowała i w jakim celu. Wiodące teorie są dwie: albo palono w nich zwłoki, albo przechowywano żywność. Legend krąży co niemiara. Nam najbardziej podoba się ta o siedmiodniowej imprezie, jaką zarządził laotański król po zwycięstwie nad swoim nieprzyjaciółmi i dzbanami wypełnionymi z tej okazji Lao Lao, czyli lokalnej ryżowej whiskey.

Miejsce samo w sobie jest przedziwne! Porozrzucanych po pagórkach i polach mniejszych i większych kamiennych słoi są setki. Tajemnica ich przeznaczenia czyni to miejsce dość kosmicznym. Między słojami znajdują się liczne kratery po amerykańskich bombach. Odminowany obszar, po którym można się bezpiecznie poruszać oznaczony kwadratowymi biało-szarymi słupkami: biała strona słupka oznacza, że jest bezpiecznie, szara – nie wiadomo, więc lepiej poza słupek nie wychodzić. Głównych skupisk słoi jest pond 90 jednak tylko 7 zostało otwartych dla zwiedzających. Pozostałe ciągle czekają na oczyszczenie przez MAG.

Laos Phnonsavan rownina dzbanow 300x225 - Równina Dzbanów Phonsavan

Równina dzbanów, Site 1

Site nr 1, który jest największy z otwartych słojowych miejsc, jest również jaskinia, w której kremowano zmarłych. Nasz pan przewodnik najpierw opowiada nam o tym miejscu a potem daje nam sporo czasu, żeby się swobodnie powłóczyć i zrobić zdjęcia. Fajnie, że bez pośpiechu, że można się oderwać od grup turystów i zaszyć samemu między dzbanami. Spotykamy oczywiście naszych ‘znajomych’ z vana z Luang Prabang. Śmieszne to jest jak biali ‘turyści’, którzy zawsze włóczą się po tych samych miejscach, knajpach, środkach transportu – przez sam fakt zobaczenia się po raz drugi stają się od razu znajomymi, witają się jak starzy przyjaciele i od razu zaczynają opowiadać sobie jak minął okres od ‘rozstania’, w jakim wylądowali hotelu, dzielą się wrażeniami z odwiedzonych miejsc.

Laos Phnonsavan site 1 300x225 - Równina Dzbanów Phonsavan

Równina dzbanów Phnomsavan

Kolejnym punktem wycieczki jest Site nr 2. Musimy się na niego wspinać w ogromnym upale po schodach, ale na szczęście na szczycie wzgórza słoje ocienione są drzewami. Słońce zaczęło już bardzo mocno grzać. Klimat tego miejsca inny niż na równinie – szczególnie cieszą wiejskie widoki pól uprawnych, pasących się krów i totalna cisza! Laos jest naprawdę przepiękną ogromną wioską.

Laos bawoly 300x225 - Równina Dzbanów Phonsavan

Laos bawoły

Po Równinie Dzbanów Phonsavan jedziemy do restauracji na lunch wliczony w cenę wycieczki. Dostajemy ogromną miskę najzwyklejszego rosołu z makaronem – heh, nie ma to jak dostosowanie się do podniebień turystów. Bardzo smacznie było. Następnie jedziemy do Bomb Village, czyli bombowej wioseczki, gdzie oglądamy jak mieszkańcy przetapiają resztki amerykańskich pocisków, bomb i wraków samolotów na tak pożyteczne rzeczy jak łyżki, bransoletki i tajemnicze żetony, które nie za bardzo wiedzą do czego będą służyć – ale wiedzą, że są wysyłane do USA, więc robią je na konkretne zamówienie i otrzymują za to pieniądze. Pociski i bomby, które przetapiają, dostarcza im MAG, czyli są sprawdzone, rozbrojone i bezpieczne.

Laos bomb village 300x225 - Równina Dzbanów Phonsavan

Laos Bomb Villag. Przetapianie zebranych bomb na łyzki

Dalej jedziemy do Site nr. 3. Dzbany jak dzbany – od rana zdążyliśmy przywyknąć do ich widoku. Ale krajobraz okolicznych wsi niesamowity! Zwierzęta, rude drogi, ryżowe pola na tle skalisto-zalesionych gór robią wrażenie. Przy czym panuje totalna cisza – spokojnie, sielsko, naturalnie.

Laos site 3 300x225 - Równina Dzbanów Phonsavan

Wioska w Laosie

Pan przewodnik wiezie nas następnie na rosyjski czołg, a właściwie to co z niego zostało – samo pudełko bez płoz, lufy i kabiny. Resztę rozkradli lokalni złomiarze. Atrakcja raczej średnia – ale przewodnik broni się argumentami, że w Laosie nie ma muzeów, więc to są naturalne eksponaty, bardzo ważne dla Laotańskiej historii.

Laos rosyjski czolg 300x225 - Równina Dzbanów Phonsavan

Rosyjski czołg

Ostatnim punktem wycieczki jest Whisky Village, gdzie prowadzą nas do chaty-bimbrowni i prezentują proces pędzenia ryżowego bimbru. Na początku jest sfermentowany ryż a potem już zwykła, znana każdemu Polakowi, destylacja. W smaku okropieństwo. Mam tylko nadzieję, że ci, którzy dostaną od nas suweniry z Luang Prabang i tamtejszej whisky village, nie oślepną.

Laos whiskey village 300x225 - Równina Dzbanów Phonsavan

Produkcja whiskey w Laosie

Po całodniowym zwiedzaniu w upale padamy ze zmęczenia! Idziemy zregenerować siły do poleconej przez przewodnika knajpy. Po posiłku odżywamy. Idziemy więc obejrzeć film o skutkach amerykańskich bombardowań do UXO. Wpłacamy ponownie dotację i otrzymujemy kolejną koszulkę – będzie fajny prezent.

Potem idziemy na lokalny targ, na którym nie ma kompletnie nic do kupienia. Znowu plujemy sobie w brodę, że odkładamy zakupy ‘na później’, a później po prostu nie możemy dostać tego, co sobie zaplanowaliśmy kupić. Musimy bardzo przepłacić w naszym hotelu za 2 laotańskie ręcznie tkane portfele. Cóż, za głupotę trzeba płacić.

Wracamy do pokoju i resztę wieczoru spędzamy w necie. Jesteśmy wykończeni po całym dniu w słońcu. I chociaż obiecaliśmy właścicielowi Bamboozle Bar, że odwiedzimy go ponownie, niestety nie dotrzymujemy słowa.

Laos, Równina Dzbanów Phonsavan – Wietnam, Vinh 

13 marca 2012

Rano wstajemy tak wcześnie, że budzimy naszego recepcjonistę, który śpi na podłodze w recepcji w małej iglo-moskitierze. Płacimy za hotel i wychodzimy przed budynek w oczekiwaniu na nasz transport na dworzec. Przyjeżdża po nas Tuk Tuk – no to mega zmarzniemy! Seba jeszcze upewnia się: bus station? Ale to podstawowy błąd – ONI ZAWSZE ODPOWIADAJĄ YES! To od nich trzeba wyciągnąć informację, gdzie nas chce zawieźć. Pocieszający jest fakt, że o tej porze i tak całe miasto jeszcze śpi, więc to ze przyjechał po nas jakiś samotny pojazd daje jakąś nadzieję, że to rzeczywiście po nas. Wsiadamy i jedziemy do właściwego celu.

Kierowca kupuje nam bilet, prowadzi do autobusu i żegna. Wsiadamy do autobusu, który odjeżdża o 8.00 z dworca i…. wraca z powrotem do miasta, zatrzymuje się jeszcze z dziesięć razy, w tym jakieś 10 metrów od naszego hotelu (!!!), zbierając innych pasażerów. Przynajmniej możemy poobserwować poranne przemarsze mnichów zbierających datki i jedzenie.

Laos monks phonsavan 300x225 - Równina Dzbanów Phonsavan

Mnisi w Laosie

Oprócz nas jeszcze tylko dwóch białych – lądowe przekraczanie granicy Laos – Wietnam nie jest chyba najpopularniejsze.

Droga do Vinh to jakiś koszmar! Że będą góry to wiedziałam, że będą serpentyny, przepaście też wiedziałam, ale że widoczność miejscami zerowa z powodu gęstej jak śmietana mgły to już niekoniecznie. A kierowca rajdowiec, a jakże! Co gorsza wydaje się bardziej skupiać na rozmowie z kolegą od sprawdzania biletów lub nadawaniu przez komórkę kierując wtedy jedną ręką autobusem z czasów naszych dziadków, więc, jak mniemam, z marnym wspomaganiem! Obiecuję sobie, że już nigdy, przenigdy nie zaryzykuję autobusu w Azjatyckich górach!

W autobusie rejwach jakich mało – można zapomnieć o śnie. Laotańczycy albo Wietnamczycy (kto by ich rozróżnił) niesamowicie głośno rozmawiają. A przez komórkę wręcz się wydzierają. W dodatku kierowca oczywiście cały czas trąbi, a dźwięk tego akurat klaksonu umarłego potrafiłby obudzić. Obok nas jechał sobie kogut sprytnie opakowany w bambusową tubę. Choć może nie aż tak sprytnie bo po 2h turlania się w niej na górskich serpentynach tuba się odwiązała od nóżki siedzenia a kogut zdołał się wykaraskać i stanął dumnie na środku autobusu. Chwilę się zastanawiałam czy nie poczekać na rozwój sytuacji po tym jak kogut wyjdzie z szoku, przestanie się rozglądać i zacznie na przykład dziobać okolicznych pasażerów, ale jednak postanowiłam obudzić śpiącego właściciela, który po krótkiej szamotaninie zapakował go z powrotem do tuby.

Laos Kogut w autobusie 1 300x202 - Równina Dzbanów Phonsavan

Pasażer w autobusie z Laosu do Wietnamu

Na granicy po Laotańskiej stronie spokój. Sprawdzają paszporty hurtem bez patrzenia na zdjęcia. Więc można wyjechać na dowolny. Wjechać do Wietnamu też, bo wietnamscy celnicy postępują tak samo. Ale nie można już wjechać ze wszystkim. Autobus i bagaże (wszystkich oprócz naszych i dwóch pozostałych białych) są skrupulatnie sprawdzone. Nas wywołują w pierwszej kolejności, każą zabrać plecaki i możemy sobie spokojnie przejść na drugą stronę, gdy nasz autobus przechodzi prawie godzinne trzepanie.

Na granicy pan w budce paszportowej pyta czy chcemy wymienić Kipy na Dongi. A właściwie nie pyta tylko pokazuje to pytanie napisane po angielsku na bardzo już sfatygowanej kartce. Ponieważ nie będą nam już rzeczywiście potrzebne a nie chce nam się tracić czasu na kantory Seb dokonuje transakcji. Pojęcia nie mamy jaki jest kurs, więc bankowo nas przerobił 🙂 Tak to jest jak się takich rzeczy wcześniej nie sprawdzi.

Trzepanie dobiega końca i ładujemy się z powrotem na nasze miejsca. Chyba nic nie uległo konfiskacie bo pasażerów komplet i wydają się zadowoleni. Kogut też jest – chociaż nie wygląda na zadowolonego po kilku godzinach w swojej tubie. Po wspólnym przejściu granicy pasażerowie wydają się być już ze sobą głęboko zaprzyjaźnieni i jeszcze intensywniej krzyczą do siebie z każdej części autobusu.

Good Bye Laos, Good Morning Vietnam: Zaczynamy naszą wietnamską przygodę. Zapraszamy: Wietnam

Polecane książki

Przepraszamy, ale obecnie brak jest możliwości komentowania.