Panglao - FanTOUR
Ostatnie wpisy
+48 605 24 24 20
fantour@fantour.eu
+48 605 24 24 20
Top
FanTOUR  / Nasze Podróże  / Filipiny  / Panglao
Filipiny

Panglao

Filipiny Artykuły

Archipelag śpiewem stojący

Wyraki. Zwierzątka o największych oczach na świecie

Filipińskie igrzyska – walki kogutów

Wielorybnicy z Pamilican

Filipińskie ukrzyżowania

Panglao Dzień po Dniu

Tajlandia, Bangkok – Filipiny, Manila – Lapu Lapu Cebu

14 marca 2016

 

Podróż do Filipińskiej wyspy Bohol zaczynamy w Bangkoku. Startujemy o 9.35 liniami Cebu Pacific, żeby o 13.55 wylądować na wyspie Luzon w stolicy Filipin: Manili.

 

Filipiny 252 300x225 - Panglao

Lot do Manili

Lądujemy tu na razie tylko po to, żeby o 14.55 przesiąść się na kolejny samolot i przelecieć z wyspy Luzon na mała wysepkę Lapu Lapu na lotnisko Mactan, obsługujące jej olbrzymią siostrę: wyspę Cebu.

Filipiny 254 300x225 - Panglao

Lądowanie w Manili

Lotnisko stolicy archipelagu okazuje się być duszne, beznadziejnie oznakowane, beznadziejnie zorganizowane, oferujące beznadziejne żarcie. Moja kanapka z tuńczykiem nawet by uszła w smaku, jednak miała fatalne skutki. Za to ludzie przemili i bardzo pomocni.

Ponowie linie Cebu Pacific dowożą nas na wysepkę Lapu Lapu. Lądujemy już po 16.00. Lotnisko jeszcze gorsze, niż te w Manili pod każdym właściwie względem.

 

 

Filipiny 255 300x225 - Panglao

Najpierw ponad godzinę spędzamy na stanowisku Globe Telecom w celu zakupienia karty SIM. Czekająca na nas Pani, z zarezerwowanego hotelu Cezario, dopilnowała, żeby wszystko poszło dobrze. Doradziła najlepszą taryfę, bardzo cierpliwie czekała, aż nasze smartfony zareagują prawidłowo. Właściwie to przeprowadziła nas przez cały proces sprzedaży i rejestracji za rączkę.

 

Filipiny globe 300x193 - Panglao

Karta SIM Globe Telecom

 

Następnie zorganizowała hotelowy transport i wsadziła nas do hotelowego busika. Cudowna kobieta! Niestety to już wszystkie dobre doświadczenia związane z hotelem Cezario. Hotel miał być położony 1 km od lotniska. W linii prostej może i był, ale jechaliśmy tam co najmniej kilka. Na dodatek w ogromnych korkach.  Pani w recepcji meldowała nas ponad godzinę! W rezultacie na planowaną eksplorację okolicy nie zostało nam już właściwie czasu.

Sam hotel to labirynt korytarzy i klatek schodowych niemających żadnego składu i ładu. Wind brak. Nasze (najtańsze) pokoje okazały się być w suterenie z widokiem na… dyktę i jakieś rozbałaganione podwórko. Oprócz lokalizacji zwabiła nas tu też cena: 115 PLN za dwójkę z łazienką, śniadaniem, darmowym spa oraz basenem i transferem na lotnisko. Niestety basen okazał się być trochę większą wanną z mętną wodą. Nie skorzystaliśmy. Spa nawet nie chciało nam się szukać w tym gąszczu korytarzy. Ledwo trafiliśmy z dachu z powrotem do naszych pokoi. Hotel, Bell View, z którym Cezario dzieli klatkę schodową i restauracje byłby na pewno lepszą opcją.

Główny powód, dlaczego w ogóle zatrzymaliśmy się na Lapu Lapu to fakt, że nie zdążylibyśmy na ostatni prom do naszego celu właściwego, wyspy Bohol. Odchodzi o 18.30. Wylądowaliśmy za późno, żeby na niego zdążyć. Czytaliśmy, że promy na Filipinach mają tendencje do wyruszania wcześniej niż w rozkładzie. Z Bangkoku nie było się jak dostać bezpośrednio na Bohol. Znacznie prościej dolecieć tam z Malezyjskiego Kulala Lumpur, no ale się uparliśmy na kilkudniowy pobyt w naszym ulubionym azjatyckim wielkim mieście. Wracać do Bangkoku będziemy z Manili, więc po sprawdzeniu przeróżnych kombinacji lotniczo-promowych, taka była najtańsza i, pomimo wszystko, najbardziej optymalna. Z Cebu można oczywiście też na Bohol dolecieć, jednak wolimy prom, widoki, morską bryzę i chill-out na cieśninie Cebu.

Wysepka Lapu-Lapu, wchodzi w skład obszaru metropolitarnego Metro Cebu, drugiej największej aglomeracji Filipin po Metro Manila. Połączona jest z główną wyspą Cebu mostem, po którym szybko i łatwo można przedostać się do stolicy wyspy o tej samej nazwie. Ponieważ miasta zamierzamy w tej krótkiej podróży omijać szerokim łukiem, wybraliśmy ją. Pierwsze wrażenie dość marne: brudno, głośno i po azjatycku chaotycznie. Jednak trzeba przyznać, że zmęczenie miało też duży wpływ na naszą percepcję. W końcu prawie nie spaliśmy po wczorajszej imprezie na Khao San, niemal cały dzień spędziliśmy w samolotach i na lotniskach. Jak je w końcu opuściliśmy, na dworze było już ciemno.

Skończyliśmy ten ciężki dzień w ekskluzywnej restauracji na dachu Scape Skydeck z widokiem na wodę i pięknie oświetlony most łączący wysepkę Lapu-Lapu z wyspą Cebu. Był to najwyższy i najbardziej oświetlony budynek w okolicy. Szliśmy tam jakieś 600 metrów po bardzo nierównych chodnikach usłanych śpiącymi psami, śmieciami w towarzystwie nieustannych ‘hello’ albo ‘good morning’ (chociaż było już zupełnie ciemno), ‘where you from mister?’ (kierowanych również do żeńskiej części ekipy 🙂 i szerokich, szczerych uśmiechów. Ludzie są tu bardzo przyjaźni białasom. Ogromnym zaskoczeniem był fakt, że  kierowcy przestrzegają tu przepisów! Jeżdżą wolno i uważają na pieszych. Dość nietypowo jak na Azję.

Na dachu trzynastopiętrowego budynku, wysoko nad ulicznym zgiełkiem, owiewani przyjemną morską bryzą z obsługą pierwsza klasa i pysznym jedzeniem nie mogło się już nam dłużej nie podobać. Tylko ceny kosmiczne: małe piwo 85 Peso, Hamburger 375 Peso (dzieliliśmy ówcześnie na 8). Chociaż komunikacja w języku angielskim nie była ich mocną stroną, obsługa dwoiła się i troiła, żebyśmy za szybko stamtąd nie wyszli. I nie wyszliśmy. Do naszego ’bosze-pożal-się’ hotelu wracamy grubo po 23.00.

Idziemy jeszcze do hotelowej restauracji kupić sobie coca-colę na rano i w spontanicznym odruchu postanawiamy zostać na jeszcze jednym piwie. Obsługa dobrze mówiła po angielsku i była bardzo nami zainteresowana, więc pogawędziliśmy sobie z trochę o FilipinachCebuLapu-Lapu i Polsce. Naprawdę przemili ludzie ci Filipińczycy!

Miło spędzony wieczór uratował więc męczący i w większej mierze kiepski dzień. Już w bardzo dobrych humorach kładziemy się spać.

 

Cebu, Lapu-Lapu – Bohol, Panglao

15 marca 2016

 

Wstajemy niestety nie wszyscy w takich dobrych humorach. Justyna w nocy musiała zmienić pokój, ponieważ nie dało się u niej spać. Coś ją pogryzło. My wstaliśmy wyspani, jednak zdecydowanie nie polecamy tego hotelu.

Zjadamy całkiem dobre (o dziwo!) hotelowe śniadanie i taksówką udajemy się do portu w Cebu, skąd wyruszamy do właściwego początku naszej podróży po Filipinach: wyspy Bohol. Konkretnie do jej malutkiej siostry, wysepki Panglao.

Z portu w Cebu do Tagbilaran na Bohol kursują codziennie szybkie promy Ocean Fast Ferries i Weesam Express. Rejsy startują od 6 rano co dwie-trzy godziny. Ostatni odpływa po 18-stej. Płyną półtorej godziny. Są też wolne promy,  jednak to już pięciogodzina przeprawa. Szybkie promy startują z mola numer 1 lub mola numer 4. Dokładny rozkład znajduje się w Internecie. Warto go sprawdzić jeszcze dzień przed planowanym rejsem, ponieważ potrafi się regularnie zmieniać. Można na przykład tutaj.

My celujemy na prom o 9.20. Dojeżdżamy na czas, jednak nie przewidzieliśmy jednego: procesu check-in.  Na prom nie można sobie wejść ot tak z buta. Żeby kupić bilet trzeba okazać paszporty, następnie przejść przez cały proces security, nadać bagaż i stanąć w kolejce po karty boardingowe. Prawie jak na samolot. No więc ze smutkiem pomachaliśmy naszemu promowi z okien pasażerskiej hali.

 

Filipiny 1 300x225 - Panglao

Prom na Bohol

 

Hala ogromna. Idziemy na pięterko coś zjeść. Mamy półtorej godziny czekania do odjazdu kolejnego promu. W poczekalni pracuje grupa niewidomych masażystów oferująca pasażerom masaże głowy, pleców i kończyn. Nawet sporo ludzi korzysta.

 

P3152842 300x225 - Panglao

Terminal promowy Cebu

 

W końcu przypływa nasz prom.

 

P3152847 300x225 - Panglao

Prom na Bohol

 

P3152848 300x225 - Panglao

Prom

 

Dopływamy do portu w Tagbilaran, skąd taksówką przedostajemy się na pobliską małą wysepkę Panglao. Z wyspą Bohol połączona jest dwoma mostami. Wysepka słynie ze znakomitych plaż, bogactw podwodnego świata i szerokiego wyboru dobrej jakości  restauracji i hoteli. Są ponoć prowadzone na bardzo wysokim, jak na Filipiny, poziomie w każdym przedziale cenowo-gwiazdkowym. My wybieramy Alona Beach. Tu szukamy noclegu. Uciekł nam poranny prom z Cebu na Bohol więc docieramy na Panglao później niż planowaliśmy.

Tradycyjnie zostajemy z Markiem w knajpie z bagażami, podczas gdy reszta towarzystwa idzie szukać noclegu. Nam to raczej obojętne. Wysyłamy zawsze najbardziej wymagającą i najbardziej oszczędną osobę. Jeżeli osiągną konsensus znaczy, że będzie dobrze 🙂

 

Filipiny 10 300x225 - Panglao

Panglao

 

Pierwszy raz w życiu pijemy dietetyczne piwo St. Migeuel. Tylko 100 kalorii! Genialny chwyt marketingowy! Dodatkowo jest leciutkie. Super na panujące upały. Ciekawe dlaczego nie rozprzestrzeniło się jeszcze na całą Azję.

 

P3152868 300x225 - Panglao

Piwo Light dobre na upały 🙂

 

Morze pięknie turkusowe.

Filipiny 2 300x225 - Panglao

Plaża Alona na wyspie Panglao

 

Jesteśmy w samym centrum. Wokoło zagłębie centrów nurkowych i knajp. Dużo łódek zacumowanych przy plaży. Jak dla mnie zbyt dużo.

 

Filipiny 46 300x225 - Panglao

Plaża Alona na wyspie Panglao

 

Dużo ludzi się kręci. Plaża wąziuteńka.

Filipiny 14 300x225 - Panglao

Plażą na wyspie Panglao

 

Towarzystwo wraca z rekonesansu okolicy raczej niezadowolone. Bungalowy na plaży się nie spodobały. Jedne zapuszczone, inne ciemne i nieprzytulne, jeszcze inne za drogie. Postanawiamy zostać w hoteliku z basenem zaraz koło knajpy, gdzie wyrzuciła nas taksówka. Pokoje duże i czyste, plaża tuż tuż.

 

Filipiny 43 300x225 - Panglao

Pokoje przy plaży Alona

 

Filipiny 44 300x225 - Panglao

Pokoje przy plaży Alona

 

Filipiny 45 300x225 - Panglao

Pokoje przy plaży Alona

 

Nazwy niestety nie zapisaliśmy, ale hotelik znajduje się kilkadziesiąt metrów w prawo (patrząc w kierunku morza) od szlabanu ograniczającego ruch motorowy, na tyłach własnej restauracji przy plaży.

Miasteczko jak miasteczko. Do złudzenia przypomina kurorty nad polskim morzem. Wszędzie sklepy z ciuchami, plażowym sprzętem i pamiątkami. Restauracyjki i biura podróży. Włóczą się biali turyści. Włóczą się też na szczęście lokalesi.

 

Filipiny 16 300x225 - Panglao

Miasteczko na wyspie Panglao

 

Kolację jemy w restauracji naszego hoteliku, położonej nad samym morzem.  Tu wynajduje nas koleś od wynajmu łódek na całodzienną wycieczkę po kilku pobliskich wyspach, czyli tzw.  Island Hopping. Nie chce nam się już dziś łazić i porównywać ofert. Zgadzamy się na jego propozycję i, spokojni o plany na kolejny dzień, oddajemy się bezwstydnej konsumpcji aż do samej północy.

 

Filipiny 15 300x225 - Panglao

Knajpa przy plaży Alona

 

Morze pięknie szumi, knajpa zapakowana po korek lokalesami i białasami, grają na gitarach i śpiewają międzynarodowe hiciory. Łóżko 20 metrów dalej. Jest dobrze 🙂

 

Panglao

16 marca 2016

Wstajemy jeszcze przed wschodem słońca. Nasze Island Hopping zaczyna się od obserwacji delfinów, które są najbardziej skore pokazać się turystom wcześnie rano.

 

W towarzystwie chyba ze dwudziestu łodzi pełnych białasów płyniemy do miejsca, gdzie delfiny ponoć codziennie skaczą pięknie do turystycznych zdjęć.

Nasza łódź jest mniejsza, wynajęta jedynie dla naszej piątki. Obok płyną takie załadowane nastoma albo i dwudziestoma-plus turystami, obsługiwane zapewne przez biura podróży.

 

Filipiny 17 300x225 - Panglao

Island hopping

 

Delfiny rzeczywiście dopisują. Pojawiły się właściwie jak na zawołanie. Jest ich cała masa. Skaczą popisowo, dokładnie tak jak na delfiny przystało.

Następnie, niestety oczywiście razem z prawie wszystkimi innymi łódkami, płyniemy na turystyczną wysepkę Balicasag otoczoną rafą koralową.

 

Filipiny 19 300x225 - Panglao

Island hopping – wyspa Balicasag

 

Filipiny 27 300x225 - Panglao

Island hopping – wyspa Balicasag

 

Oj jaki jest tu turystyczny tłok! Wszyscy z Alona, jeżeli nie nurkują, płyną właśnie tam. Przedsiębiorczy lokalesi zdarli z nas około 30 PLN za bardzo średnie śniadanie. Za to zaserwowane na plaży pod palmami, na drewnianych ławach przykrytych ceratą. Pomimo wszystko było fajnie.

 

Filipiny 26 300x225 - Panglao

Island hopping – wyspa Balicasag

 

Rafy przeciętne, za to kolorowych rybek całkiem sporo. Jeszcze więcej kolorowych płetw, masek i fajek innych białasów.

Nie zobaczyliśmy jedynie żółwi. Natychmiast zjawia się przedsiębiorczy lokales, który za dopłatą około 20 PLN za osobę, obiecuje zawieźć nas w miejsce, gdzie będą na pewno. Ciekawe dlaczego od razu nas tam nie zawieźli… Układ był taki:  będą żółwie – płacimy, nie będzie żółwi – nie płacimy. Zgodziliśmy się. A właściwie zgodzili się wszyscy oprócz mnie. Zaczęło mnie niepokojąco wiercić w żołądku i stwierdziłam, że wolę się trzymać blisko toalety, a właściwie szałasu z bambusa i liści bananowca z porcelanowym kiblem wbitym bezpośrednio w glebę oraz beczką z wodą i plastikowym rondlem do spłukiwania. Lepsze to niż nic, więc pomachałam tylko reszcie na pożegnanie.

 

Filipiny 22 300x225 - Panglao

Island hopping – wyspa Balicasag

 

Filipiny 21 300x225 - Panglao

Island hopping – wyspa Balicasag

 

Łodzie z białasami też odpłynęły, więc miałam wyspę właściwie tyko dla siebie.

 

Filipiny 20 300x225 - Panglao

Island hopping – wyspa Balicasag

 

Ekipa wraca bardzo zadowolona i jeszcze bardziej rozbawiona. Zobaczyli cztery żółwie. Justa, wyskakując z łodzi, zdołała ją wywrócić i wrzucić wszystkich do morza. To nie lada wyczyn, ponieważ filipińskie łodzie mają stabilizacyjne płozy po obu stronach. A jednak Polak potrafi! 🙂 Ponoć magik od łódki był przerażony! Jednak nic się nikomu nie stało, nic się nie pogubiło i była tylko kupa śmiechu.

Kolejną traume naszemu magikowi zafundował Marek. Wdrapując się z wody do łódki chwycił się ławeczki, która okazała się być nieprzymocowana i nabił nią sobie ogromnego guza. Magik już się przestał od tej pory uśmiechać, chyba obawiał się, że go pozwiemy, albo, co najmniej, nie zapłacimy za wycieczkę.

Płyniemy dalej na łachę białego piaseczku, czyli Virgin Island, zlokalizowanej gdzieś po środku morza Mindanao.

 

Filipiny 18 300x225 - Panglao

Island hopping – wyspa Balicasag

 

Filipiny 28 300x225 - Panglao

Island hopping

 

Atakują nas tam sprzedawcy pereł. Bardzo nachalni, co w naszym przypadku przynosi zawsze skutek odwrotny do oczekiwanego. Nic więc nie kupiliśmy.

 

Filipiny 38 300x225 - Panglao

Island hopping – Virgin Island. Sprzedawca pereł.

 

Filipiny 31 300x225 - Panglao

Island hopping – Virgin Island. Sprzedawcy pereł.

 

Za to łacha urocza!

Filipiny 34 300x225 - Panglao

Island hopping – Virgin Island

 

Filipiny 33 300x225 - Panglao

Island hopping – Virgin Island

W około bieluśkiego piasku tylko turkusowa woda i zarys wysepek gdzieś w oddali.

 

Filipiny 32 300x225 - Panglao

Island hopping – Virgin Island

 

Filipiny 41 300x225 - Panglao

Island hopping – Virgin Island

 

Woda płyciusieńka i ciepła jak w wannie, więc się trochę w niej moczymy.

 

Filipiny 36 300x225 - Panglao

Island hopping – Virgin Island

 

Filipiny 39 300x225 - Panglao

Island hopping – Virgin Island

 

Każdy rasowy turysta musi mieć tu zdjęcie, więc mam i ja! 😀

 

Filipiny 35 225x300 - Panglao

Island hopping – Virgin Island

 

Żeby popłynąć dalej musimy wyplątać łódkę z płoz innych łódek, które w międzyczasie zacumowały do łachy. Strasznie tu dużo turystów.

 

Filipiny 42 300x225 - Panglao

Island hopping – Virgin Island

 

Płyniemy posnorklować, posmażyć się na słoneczku i zjeść lunch na kolejną bezludną wyspę. Podczas gdy my pływamy magicy od naszej łódki grillują dla nas świeże ryby i przygotowują świeże owoce.

 

 

Filipiny 30 300x225 - Panglao

Island hopping – Virgin Island

 

Najedzeni wracamy na Panglao.

Idziemy w miasto szukac kierowcy na obwózkę po wyspie Bohol kolejnego dnia. Odwiedzamy kilka biur podóży. Jednak nie decydujemy się na standardowy produkt. Wycieczki standardowe robią pętle: zaczynają się i konczą na Panglao. Nam nie chce się już tu wracać. Trochę tu za biało jak dla nas. Wymyśliliśmy, że po objeździe murowanych punktów zwiedzania na Bohol chcemy zostać na przeciwległym końcu wyspy na rajskiej i ponoć bezturystycznej plaży Anda. 

Kierowcę znajdujemy na parkingu. Za dość przyzwoitą cenę zgadza się zawieźć nas wszędzie, gdzie chcemy i odstawić na drugim końcu wyspy. Umawiamy się na wyjazd na kolejny dzień. Gość idzie z nami do hotelu, żeby sprawdzić, skąd ma nas jutro odebrać. Oczywiście nikt z nas nie pamięta, jak nasz hotelik się nazywa.

Na pożegnalną kolację idziemy na Sea Food na piasku. Wieczorem plaża Anda zamienia się w restauracje. Lokalesi rozstawiają stoły, zapalają kolorowe lampki, świece, rozstawiają sceny oraz akwaria i miski z żywymi jeszcze owocami morza.

 

Filipiny 273 300x225 - Panglao

Owoce morza

 

Wybieramy swoje ryby, krewety i chomary. Jest drogo. Jest PRZEPYSZNIE!

Wszystko by było wręcz idealnie, gdyby nie wyjce. Na Filipinach wszyscy śpiewają i przekonani są, że potrafią to robić. Jest tu niezliczona liczba barów karaoke. W każdej restauracji obowiązkowo musi być jakiś ‘artysta’ na stanie.  Tak więc zamiast wsłuchiwać się w szum fal jesteśmy zmuszeni słuchać fałszowania (niestety!) lokalnej wokalistki, występującej w naszej restauracji. W wyczekiwanych przez nas przerwach jej występów, słuchamy występów  z sąsiednich restauracji. Każda restauracja ma tu swojego własnego wyjca, dlatego też ważna jest moc głośników. Ci obok nie mogą być przeciez głośniejsi niż ci właściwi. W rezultacie czujemy się jak na jakimś wiejskim weselu. Jeszcze, żeby to był lokalny folklor, ale nie. Słuchamy szlagierów typu ‘Pretty woman’ czy ‘I will always love you’.

Niemniej jednak wieczór uważamy za udany. Takiego pysznego seafoodu chyba jeszcze nigdy wcześniej nie jedliśmy.  A z kolejnymi St. Migeulami wyjce zaczęły się nam nawet podobać 😀

Dnia kolejnego wyruszamy na podbój wyspy Bohol.

Podsumowując: wysepkę Panglao i plażę Alona można ominąć.  Alona Beach to głównie sypialnia nurków. Chociaż jeżeli nurkujecie to może być Wasz raj. Przybrzeżnych atrakcyjnych raf dla snorkfeleronów, takich jak my, nie ma, więc jedyne wyjście to wynajęcie łodzi na cały dzień lub smażenie się na wąskich plażach i zażywanie morskich kąpieli między przycumowanymi gęsto łodziami, które akurat na ten dzień nie zostały wynajęte.

Można się udać się na spacer na puste i bezłódkowe plaże oddalone nieco od centrum. Ogólnie nie jest tu źle. My wspominamy to miejsce bardzo dobrze. Była to pierwsza plaża, na której wylądowaliśmy podczas tego urlopu, więc uśmiechy nie schodziły nam z ust przez 24 godziny na dobę. Odpoczęliśmy i naładowaliśmy baterie słoneczne na kolejne dni podróży. Jednak w okolicy są znacznie fajniejsze miejsca. Jeżeli czasu ma się dużo – polecamy. Jeżeli deficytowe urlopowe dni ograniczają – lepiej jechać dalej od tego turystycznego epicentrum. Co by jednak nie mówić, restauracje z owocami morza były tu najsmaczniejsze ze wszystkich odwiedzonych przez nas na Filipinach miejsc.

O kolejnej odwiedzonej wyspie, Bohol, można poczytać tutaj

Polecane książki

Zostaw odpowiedź: