Nagarkot
Nepal Artykuły
Nagarkot Dzień po Dniu
Katmandu – Nagarkot
10 lutego 2015
Z Katmandu pojechaliśmy taksówką do Nagarkot, malutkiej górskiej miejscowości położonej 30km na zachód od Katmandu na wysokości 2200 metrów. Przy dobrej pogodzie można z niej zobaczyć nawet Mont Everest. Można tam dojechać za grosze dwoma autobusami miejskimi, jednak zajęłoby to nam pół dnia a bardzo chcieliśmy jeszcze połazić po okolicznych wioskach. Załatwiona przez właściciela hostelu Om Tara taksówka kosztowała nas 3500 rupieci.
Wynajęliśmy polecony przez naszego kierowcę pokój z dwudziestometrowym tarasem i widokiem na Himalaje w Green Land Hotel
Z zewnątrz wyglądał jak rudera.
Jednak w środku był bardzo przyzwoity.
No i ten taras z widokiem. Położony jest na stoku stromego zbocza, więc nic nie blokuje widoków.
Wybraliśmy się na krótki trekking po okolicy.
Chociaż Katmandu jest magiczne, wyjątkowe i jedyne w swoim rodzaju przypomniałam sobie, że jednak od dużych miast wolę te mniejsze i … wiochy
Łażą kury, panie obierają warzywa na obiad, ganiają dzieciaki
Zrobiliśmy krótką trasę Nature Walk sugerowaną przez przydrożny znak
Bardzo było przyjemnie
Odwiedziliśmy malutką świątynie.
Do której wspinaliśmy się w towarzystwie starszych pań
dźwigających na szczyt … cegły!
Świątynia bardzo prosta i urocza.
Dotarliśmy do swojskiej lokalnej restauracyjki na szczycie okolicznej góry.
Zjedliśmy lokalne smaczne jedzenie
Z takimi oto widokami
Pogoda była przepiękna!
Można z niej zobaczyć Dhaulagiri (8 167m), Kanchenjunga (8 586 m), Ganesh Himal (7406m) Langtang Lirung (7246m), Shisha Pangma (8012m), Dorje Lakpa (6975m) i Gauri Shankar (7146m) a nawet Everest!
Widoczność całkiem dobra, niestety Everest przysłoniły nam akurat chmury.
A knajpka naprawdę urocza. Jakby nas ktoś zaprosił do domu.
Kolację zjedliśmy w naszym hotelu Green Land.
Akurat trwała impreza ze śpiewami, mocno zakrapiana alkoholem. Właściciela odwiedziła dawno niewidziana rodzina. Panowie bardzo chcieli się integrować, jednak my na kolejny dzień zaplanowaliśmy bardzo wczesną pobudkę, żeby wschód słońca zastał nas na oddalonym o kilka kilometrów punkcie widokowym więc pożegnaliśmy się i zniknęliśmy w naszym pokoju.
Nikt nie chciał od nas pieniędzy ani za pokój, ani za kolacje, ani za wypite piwa odkładając regulowanie rachunków na ‘tomorrow’. Za bardzo byli rozbawieni, żeby myśleć o takich przyziemnych szczegółach.
Nagarkot – Bhaktapur
11 lutego 2015
Kolejnego dnia jeszcze po ciemku wyruszyliśmy na całodniowy trekking do miejscowości Dhulikhel Cały spacer przewidziany był na 8 godzin górskiego marszu.
Na początku dnia małe zaskoczenie: recepcja, restauracja – wszystko zamknięte na cztery spusty, ani żywej duszy w około i jak tu zapłacić za nocleg i posiłki? Po krótkiej naradzie stwierdziliśmy, że nie czekamy, bo spóźnimy się na wschód słońca na punkt widokowy a pieniądze przekażemy najwyżej przez właściciela hostelu w Katmandu, który zorganizował nam taksówkę i najpewniej znał tutejszego właściciela, a już na pewno taksówkarza, który nas tu przywiózł i twierdził, że właściciel to jego brat.
Trekking łatwy, chociaż czasem słabo oznakowany i musieliśmy pytać miejscowych rolników o drogę.
Widoki za to cudne.
Na horyzoncie ośnieżone 6-7 tysiączniki. Niestety sam Everest ponownie zasłoniły chmury. Luty to nienajlepsza pora na dobre zdjęcia.
Mijaliśmy pola uprawne
małe górskie wioseczki
Lokalesów przy pracy
Solidne i mniej solidne chałupki
Przez cały dzień nie spotkaliśmy ani jednego białasa, za to my byliśmy sporą atrakcją
Na nasz widok dzieciaki wybiegały z domów i odprowadzały nas chociaż kawałek zadając te kilka pytań, które potrafiły zadać po angielsku.
Jeden chłopczyk nawet próbował zaciągnąć nas do swojej szkoły, chyba w charakterze ciekawostki.
Inne poczęstowały zielonym groszkiem, jeszcze inne orzechami.
Mijaliśmy pojedyncze wiejskie i 'miasteczkowe’ domki. Przy tych bardziej wypasionych obowiązkowo stała kapliczka.
Doszliśmy jednak tylko do miejscowości Banepa.
Usiedliśmy sobie tu na murku
i chyba godzinę przyglądaliśmy się paniom na klepisku segregującym skrawki materiału. Nie mogliśmy dojść, po co to robią. Kolorami? NIE, Jakością materiału? Już bliżej. W końcu nas oświeciło: panie tną stare ubrania, segregują na grubsze i cieńsze i wypychają nimi materace!
Dalsza droga do Dhulikel miała prowadzić głównie po asfaltowej ulicy z jeżdżącymi po niej samochodami. Kawałek się nią przeszliśmy, jednak frajdy nie było. To już nie to samo, co górskie wioski i piaszczyste trasy.
Ostatecznie postanowiliśmy wsiąść w miejski autobus i pojechać stąd do kolejnej byłej stolicy Nepalu: Bhaktapur
Jednak najpierw jeszcze lokalna świątynia Chandeshwori. Poleciła nam ją przemiła pani windykator, która piechotą obchodziła domy dłużników w dolinie zbierając pieniądze. Mówiła całkiem dobrze po angielsku i bardzo zachęcała do jej odwiedzin. I rzeczywiście wiedziała, co mówi.
Położona jest na obrzeżach miasteczka. Krąży o niej legenda, że Chandeshwori, bogini matka, pokonała w tym miejscu demona Chanda. Demon otrzymał od boga Sziwy dar bycia niepokonanym. Mogła pokonać go jedynie kobieta. Brahma poradził nękanym bogom, żeby zwabili go podstępem do lasu w okolicy Banepa, gdzie mieszkała bogini matka. Kiedy Chanda przybył do Banepa z armią demonów, bogowie zamienili się natychmiast w ptaki i odlecieli. Została jedynie bogini matka. Ukryła się w drzewie, jednak Chanda ją dostrzegł i drzewo ściął. Nie mając wyjścia powróciła na ogromnym lwie i rozpoczęła się straszliwa walka. Niestety Chanda nie miał szans w pojedynku z tak potężną boginią i poległ.
Wracając ze świątyni pokręciliśmy się jeszcze chwilę naszym zwyczajem po zakamarkach miasteczka.
Pozaglądaliśmy ludziom w podwórka
I wsiedliśmy do autobusu miejskiego do kolejnej dawnej stolicy Nepalu: Bhaktapur.
Trekking naprawdę udany. Widoki super. Ludzie ciekawscy i uśmiechnięci. Częstowali nas produktami ze swoich pól. Zapraszali na swoje posesje. Bardzo chcieli nas poznać i porozmawiać, jednak nie wystarczyło umiejętności językowych. Musiało wystarczyć nam podglądanie ich wiejskiego życia. Wybierając się w takie rejony warto nauczyć się chociaż podstawowych zwrotów w lokalnym języku. Następnym razem tak właśnie zrobimy.
Gdyby jeszcze tylko widoczność była lepsza byłoby idealnie.
O magicznym Bhaktapur można poczytać tutaj