Luang Prabang Laos - blog podróżniczy FanTOUR
Ostatnie wpisy
+48 605 24 24 20
fantour@fantour.eu
+48 605 24 24 20
Top
FanTOUR  / Nasze Podróże  / Laos  / Luang Prabang
Laos Mekong Luang Prabang - Luang Prabang

Luang Prabang

Laos Artykuły

MAG. Kobieta Potrafi

Luang Prabang Dzień po Dniu

 

Polsk, Gdańsk-Warszawa-Wietnam, Hanoi- Laos, Luang Prabang

07- 08 marca 2012

Nareszcie znowu w drodze! Naszym celem jest Luang Prabang w Laosie.

Taxi wiezie nas na lotnisko w Rębiechowie. Godzinny lot znienawidzonym ATR do Warszawy (za 199 PLN /os w obie strony) jakoś zleciał. Ku naszemu zdziwieniu możemy od razu nadać bagaże na samolot do Hanoi, chociaż nasz lot jest dopiero za kilka godzin. Wyzwoleni z ciężarów przechodzimy za bramki strefy dla pasażerów nowego, rozbudowanego terminalu lotniska Chopina, gdzie zabijamy czas czytając przewodniki po Laosie Wietnamie i relaksujemy się w knajpach z darmowym (albo raczej wliczonym w astronomiczne ceny konsumpcji) WI-FI. W końcu doczekujemy naszego lotu.

Załapaliśmy się na jeden z ostatnich kursów LOTu do Hanoi. Przewoźnik już zapowiedział, że wycofuje się z tej trasy bo jest mało opłacalna. No cóż, skoro sprzedał nam bilet za 1600 PLN / osoba w obie strony… W samolocie próbujemy jeszcze oglądać zgromadzone na netbooku filmy ale dość szybko zasypiamy. A przynajmniej ja, bo jak się potem okazuje, Seb nie mógł spać przez większość lotu. Budzi mnie mało smaczny posiłek. Jeszcze tylko chwila gapienia się w monitor monotonnie informujący o parametrach lotu i lądujemy w stolicy Wietnamu.

Na powitanie lekki stres: mój plecak strasznie długo nie pojawia się na taśmie bagażowej. Ale w końcu jest. Uff – pierwszy sukces. Zagubienie bagażu z tak napiętym grafikiem to istotne ryzyko projektu ‘podróż’: prawdopodobieństwo niestety spore, możliwość prewencji zerowa, a powaga konsekwencji dość bolesna.

Kolejna chwila prawdy: czy na lotnisku pojawi się przedstawiciel agencji Dan Viet Travel Co.Ltd, w której jeszcze z Polski kupiłam ‘mejlowo’ (sales@danviettravel.com) usługę zakupu z dostawą na lotnisko 6 biletów kolejowych (2x Vinh – Da Nang2x Da Nang – Na Trang2x Na Trang – Ho Chi Minh City). Zaryzykowaliśmy utopienie 270 USD po tym jak przeczytaliśmy, że zakup biletu na pociąg w dniu wyjazdu jest obarczony bardzo dużym ryzykiem a nasz plan podróży wyklucza taką możliwość, szczególnie na pierwszy pociąg, do którego wsiadamy w dniu przekroczenia granicy LaosWietnam. Musi być w tym trochę prawdy, bo nawet z kilkudniowym wyprzedzeniem nie udało się nam się już dostać biletów na kuszetkę. W pociągu Vinh – Da Nang będziemy musieli zadowolić się zwykłymi siedzeniami.

Od razu po wyjściu zauważamy Wietnamczyka z naszym nazwiskiem na kartce. Każe nam iść za sobą na parking do swojego busa i chce pakować nasze bagaże. Pytamy o co chodzi? Gdzie są bilety? Niestety kiepsko nam idzie komunikacja. Pan gdzieś dzwoni i podaje telefon Sebie. W słuchawce osoba mówiąca po angielsku bardzo przeprasza ale coś im się pomyliło… Obiecuje pojawić się na lotnisku z biletami w ciągu 15 min. Na szczęście rzeczywiście tak się dzieje i możemy ogłosić sukces numer dwa: ryzyko nie wykonania naszego planu z powodu braku biletów kolejowych także wyeliminowane.

Już zupełnie szczęśliwi i wyluzowani rozglądamy się, gdzie wylądowaliśmy. Wietnam powitał nas mżawką i mgłą – pogoda raczej mało zachęcająca. Pocieszamy się, że może to tylko dziś… Jak tu wrócimy za kilka dni na pewno będzie już pięknie i słonecznie. Wypijamy lokalne piwko Hanoi w lotniskowej knajpie i pakujemy się znowu do ATRa Lao Airlines. O dziwo był to jeden z najprzyjemniejszych lotów tej podróży – wszystko szybko sprawnie i jak po maśle. Posiłek na pokładzie (chociaż to tylko godzinny lot) pyszny: świeża sałatka, owoce, ciasteczko i Lao Beer. W samolocie przewaga białych backpackerów. Azjatów można policzyć na palcach jednej ręki. Zadowoleni wysiadamy w Luang Prabang i ustawiamy się w kolejce po wizę. W kilka minut paszporty są już owizowane, plecaki czekają na podłodze na środku hali (a raczek mini-halki). Z dziury, z której powinny wyjechać na bagażowej taśmie, wychodzi mała dziewczynka – heh, nieruchoma taśma była chyba wspomagana ludzką siłą.

Płacimy przy taksi-ladzie cenę z wywieszonego cennika 50 000 Kip za dowóz do centrum i jedziemy do oddalonego o ok. 6km jazdy miasteczka. Podajemy nazwę pierwszego lepszego hotelu z przygotowanej listy. Kierowca chyba nie wie gdzie to jest. Wysadza nas przy wąskiej uliczce, na którą nie można wjechać samochodem i pokazuje, żeby iść w tamtą stronę. Nie wiemy jakie były rzeczywiste jego intencje (możliwe, że po prostu chciał się nas jak najszybciej pozbyć) ale wybór doskonały. Uliczka jest wąziutka i urocza, po obu stronach guesthousy. Od razu pojawia się Laotańczyk z propozycją pokoju. Idziemy obejrzeć Hoxieng Guest House II  – pokój wypasiony więc ja się od razu zakochuję :-). Koszt 200 000 Kip. Seba jak zwykle marudzi, że drogo (można przyzwoicie spać i za 1/3 tego), ale ja już jestem kupiona i nigdzie dalej nie idę.

Luang Prabang Laos hotel 300x225 - Luang Prabang

Hoxien Guest House

Zostawiamy plecaki i idziemy rozejrzeć się gdzie jesteśmy. Po wyjściu z uliczki wpadamy na Nocny Targ. Czyli mieszkamy w samym centrum. Super!

Laos Luang Prabang night market 300x226 - Luang Prabang

Nocny market

Robimy sobie krótki spacer. Atmosfera na głównej ulicy podobna do Khao San Road w Bangkoku ale bardziej ‘azjatycka’. Będzie nam się tu podobało. Jemy pyszna kolację w jakiejś restauracji dla ‘białasów’- lokalną laotańską sałatkę z pysznym orzechowym sosem i Spring Rollsy. Jesteśmy już porządnie zmęczeni. Zwłaszcza Seb, który źle spał w samolocie. Luang Prabang też powoli się wyludnia. Czas spać.

 

Luang Prabang

9 marca 2012

Rano nie możemy się dobudzić. Zwlekamy się ostatkiem silnej woli dopiero o 10.00. Okazuje się, że mieszkamy też rzut beretem od Mekongu więc tam kierujemy się na śniadanie.

Laos Luang Prabang Mekong 300x225 - Luang Prabang

Mekong w Luang Prabang

Po drodze zachodzimy do pierwszej napotkanej agencji turystycznej i kupujemy wycieczkę Mekongiem do jaskini Pak Ou i Whiskey Village na kolejny dzień (180 000 kip 2 os).

Laos Luang Prabang agencja turystyczna 300x225 - Luang Prabang

Agencja turystyczna w Luang Prabanag

Po śniadaniu z widokiem na rzekę idziemy na spokojny spacer po miasteczku.

Stare miasto Luang Prabang od 1995r znajduje się na liście światowego dziedzictwa UNESCO, czemu zawdzięcza zakaz ruchu autobusów i ciężarówek. Samochodów tyle co kot napłakał. Jest sennie, spokojnie i cicho. Czas płynie tu jakby wolniej. Nikt za nami nie chodzi, żeby sprzedać swój towar, nikt nie wciąga do mijanych knajp. Nawet Tuk-Tukarz, który chce nas zawieźć nad wodospad proponuje to jakoś nieśmiało. Zero nachalności. Dziwne to jak na Azję. Przypominamy sobie, że wczoraj na targu było tak samo – panie sprzedawczynie spokojnie siedziały obok swoich towarów i czekały aż sobie sam człowiek wszystko obejrzy i wybierze.

Laos Luang Prabang tuk tuk 300x225 - Luang Prabang

Tuk tuk

Oczywiście wszędzie biało od turystów ale oni też jacyś wyciszeni i senni. Snują się tak jak my bez pośpiechu po mieście, ewentualnie mijają nas na rowerach ale większość siedzi w knajpkach lub na balkonach swoich hoteli czytając książki albo drzemiąc. Najbardziej dziwi nas średnia wieku białych: jakieś 50 lat! Pewnie stąd ten spokój, brak głośnych klubów i wszyscy w łóżkach o 22.00.

Laos Luang Prabang lodki Mekong 300x225 - Luang Prabang

Mekong w Luang Prabang

Spacerując w cieniu palm wzdłuż Mekongu trafiamy na urokliwy Bamboo Bridge.

Laos mnisi Mekong 300x225 - Luang Prabang

Mnisi nad Mekongiem

Za 5000 Kip /os przechodzimy na drugi brzeg rzeki Khan i siadamy na Beer Lao w malowniczym miejscu u zbiegu rzek Khan Mekongu. Oj jak nam błogo.

Laos Lao Beer 300x225 - Luang Prabang

Piwo Lao nad Mekongiem

Nie chce nam się jechać nad wodospad, chociaż tak nakazuje nasz dzisiejszy plan. Wolimy popatrzeć na piękne górskie krajobrazy nad Mekongiem i leniwie posnuć się po miasteczku.

Wchodzimy dla przyzwoitości do paru świątyń, ale nie robią na nas już takiego wrażenia jak te, które widzieliśmy w Birmie czy w Tajlandii. Jednak bardzo ładnie komponują się z kolonialnymi budyneczkami, wąskimi uliczkami i egzotyczną zielenią. Była stolica Laosu ma w sobie coś magicznego.

Laos Luang Prabang temple 300x225 - Luang Prabang

Ulice Luang Prabang

Zjadamy pyszny obiad ponownie w restauracji dla ‘białasów’ – Seba zarzeka się, że ostatni raz jemy w takiej knajpie – chce na ulicy z lokalesami! Ale mnie skusiło Wi-Fi.

Po obiedzie kupujemy sobie na straganie słynną Lao Coffee z zagęszczonym słodzonym mlekiem i lodem (wiemy, że nie wolno z lodem – ale gorąco było…) po czym kierujemy się w stronę stumetrowego wzgórza Phu Si(bilet 20 000 Kip / os).

Laos Luang Prabang schody 300x225 - Luang Prabang

Schody do świątyni

Stoi na nim 24 metrowa pozłacana stupa That Chomsi i rozciągają się przepiękne widoki na miasteczko. W pewnym momencie robi mi się słabo. Nie daję rady tego opanować i wymiotuję gdzieś za stupą. A co na to mój mąż? Wije się ze śmiechu i ROBI MI ZDJĘCIA! To się nazywa empatia. Mieliśmy potem ubaw do końca dnia, bo nie zwracał się do mnie już inaczej niż ‘mój ty zarzygańcu’.

Schodzimy ze wzgórza schodami po drugiej stronie gdzie podziwiamy posążki leżącego Buddy, oraz gigantyczny odcisk stopy Buddy sugerujący, że miał on albo z 10 metrów, albo słoniową stopę.

Laos Luang Prabang budda 300x225 - Luang Prabang

Luang Prabang

 

Laos Luang Prabang budda w otoczeniu uczniow 300x225 - Luang Prabang

Budda w otoczeniu uczniów

Po zejściu ze wzgórza jeszcze trochę się kręcimy w okolicach nocnego marketu i wracamy do naszego hotelu. Słońce od południa zaczęło bardzo mocno grzać a my nie zabraliśmy ze sobą nakryć głowy zmyleni poranną dość niską temperaturą. Z temperaturami w Luang Prabang – przynajmniej pod czas naszego pobytu – jest dość dziwnie. Rano słońca brak i zimno, w dzień upał niemiłosierny, wieczorem znowu ziąb. Różnice potrafiły sięgnąć od 16 stopni wieczorem do 36 w dzień.

Po godzinnej regeneracji w pokoju wracamy na Night Market na zakupy. Odkrywamy przy okazji, że jedna z uliczek prostopadłych do nocnego targu wypełniła się ulicznymi garkuchniami. Zapachy zwabiają nas do środka i nie możemy się oprzeć. Za 10 000 Kip dostajemy talerz i możemy do niego nałożyć wszystko, co się tylko zmieści w dowolnych kombinacjach.

Laos Luang Prabang gar kuchnia 300x225 - Luang Prabang

Gar kuchnia w Luang Prabang

Pani to potem podgrzewa na patelni i gotowe. Nie mam pojęcia co jadłam – ale było pysznie. Nie zaryzykowałam tylko mięsa – w Laosie popularne są nietoperze a z komunikacją w znanych nam językach ciężko. Siada się na drewnianych ławach przykrytych ceratami i obsadzonych gęsto przez lokalesów i backpakerów. W skrzynkach z zimną wodą chłodzi się Beer Lao. Atmosfera jest, azjatycki syfek jest: postanawiamy, że jemy już tylko tutaj. Zadowoleni z odkrycia po kolacji i laotańskim piwku idziemy spać.

Luang Prabang

10 marca 2012

Rano znowu ogromne problemy ze wstaniem – śpimy tu jak kłody. Ale dziś nie ma zmiłuj się. Przed rejsem do jaskini Pak Ou chcemy zobaczyć przemarsz mnichów przez główną ulicę miasteczka: Sisavangvong. Na dworze jest jeszcze ciemno – miasto śpi. Ale zgodnie z info z Lonely Planet akcja zaczyna się o 5.30. Gdy po kilkudziesięciu metrach marszu po głównej arterii miasta nie spotykamy żywej duszy zaczynamy trochę wątpić. W końcu z ulgą zauważamy dwie sylwetki. Niestety biali, pewnie też czytali Lonely Planet. Przez dobre pół godziny nic się nie dzieje. Seb już zaczyna kombinować, że może to nie na tej ulicy… Ale przecież widzieliśmy tu wczoraj klasztor Wat Xieng Thong – największy klasztor w Luang Prabang – a to tam mieszka największa mnisia społeczność. W końcu zaczynają się schodzić Laotanki i rozkładać na chodniku matki i koszyczki z ryżem – więc jednak dobrze trafiliśmy. Za plecami otwiera nam się sklep – chyba już niedługo się zacznie.

Mnisi, zgodnie z buddyjską tradycją, wychodzą o wschodzie słońca ze swoimi żebraczymi misami dając buddystom możliwość wrzucenia doń ryżu i owoców a tym samym wytworzenia dobrej karmy. Widok pomarańczowego sznurka mnichów ciągnącego się przez całe miasteczko bezcenny.

Laos Luang Prabang mnisi obchod 300x225 - Luang Prabang

Pochód mnichów

Niestety to, co wyprawiają turyści, których w międzyczasie przybywa wręcz geometrycznie do upływu minut, jest po prostu żałosne. Wkładają mnichom lufy lustrzanek między oczy. Mnisi już pewnie na to zobojętnieli – ten pochód to w końcu główna atrakcja Luang Prabang – ale poszanowanie samego rytuału wymaga chyba odrobinę dyskrecji.

Laos Luang Prabang mnisi 225x300 - Luang Prabang

Poranny przemarsz mnichów

Ciężko mi się wbić zoomem pomiędzy plecami tych z zapędami paparazzi więc zdjęcia wychodzą kiepskie a przez to, że duży zoom i mało światła – w większości poruszone. Szkoda.

Gdy wracamy do hotelu wszystkie sklepy i knajpy już otwarte. Jak widać Luang Prabang chodzi wcześnie spać, ale też bardzo wcześnie wstaje. Bierzemy prysznic i idziemy do agencji turystycznej, skąd Tuk Tuk zabiera nas na przystań. Dostajemy przydział kierowcy łodzi i razem z czwórką Koreańczyków pakujemy się do drewnianej, długiej slow-boat. Wody w Mekongu o tej porze roku mało więc lawirujemy pomiędzy sterczącymi żółciutkimi skałami. Z każdej strony kłębią się wiry. Szczerze podziwiam śmiałków, którzy (czasem nawet bez kasków) zasuwają z zawrotną prędkością na speed-boats po tym torze przeszkód. Moje standardy bezpieczeństwa w Azji spadają dość mocno – ale jednak nie do tego poziomu.

Po 1.5h rejsie zatrzymujemy się na chwilę w Ban Xang Hai czyli Whiskey Village.

Laos Whisky Village stragan 300x249 - Luang Prabang

Whisky Village

Jest to skomercjalizowana do granic możliwości wioska, w której każdy dom to cepelia sprzedająca tekstylia i ową ryżową laotańską ‘whiskey’.

Laos Whisky Village whisky z wezami 300x225 - Luang Prabang

Whisky z wkładką

Jak na turystów przystało kupiliśmy kilka buteleczek tego specjału jak również ryżowego czerwonego wina i popłynęliśmy dalej już prosto do jaskini Pak Ou.

Laotańczycy wierzą, że jaskinię zamieszkują dobre duchy. Na pewno zamieszkują ją tysiące posążków buddy przyniesionych przez wiernych i umieszczonych na każdej dostępnej skalnej półce.

Laos jaksinia posazki buddy 300x225 - Luang Prabang

Jakinia Pak Ou

Trzeba się do niej wspinać po wysokich i stromych schodach więc mój lęk wysokości dał mi trochę popalić. W jaskini tłok niemiłosierny. Wszystkie łódki z turystami zjeżdżają tu mniej więcej o tej samej porze więc w sumie czemu się dziwić. O dobrych zdjęciach można zapomnieć – na każdym znajdzie się jakaś Helga, John czy Guisseppe. A szkoda, bo jaskinia ma trochę czarodziejski klimat. Po wizycie w jaskini wspinamy się na sam szczyt wapiennej skały żeby obejrzeć kolejną, znacznie mniejszą i ciemną grotę oraz podziwiać piękne widoki na Mekong.

Laos schody do jaskini 300x225 - Luang Prabang

Schody do jaskini

W drodze powrotnej Mekong się rozfalował, naszą łódką nieźle buja, trochę też chlapie. Krajobraz dość nużący więc podróż się trochę dłuży. Koreańczycy na chwilę odżyli i zaczęli częstować nas czymś, co ze względu na barierę językową, nazywali Korean Whiskey, ale koło whiskey to nawet nie leżało. Miało raczej smak słodkiego, taniego i mocnego wina, ale z grzeczności wypiliśmy po nalanym kubku (wypłukanym wcześniej w Mekongu!!!).

W końcu dobijamy do brzegu. Seb od samego rana trochę źle się czuje – czyżby wczorajsze gar-kuchnie dały się we znaki? Ja czuję się świetnie, ale wracam z Sebciem do pokoju i rezygnuję z planu odwiedzenia Fibre 2 Fabric, gdzie chciałam spróbować herbatki z odchodów jedwabnika.

Wieczorem Seb czuje się lepiej a ja padam z głodu więc wychodzimy na kolejny atak gar-kuchni. Zamawiam znowu talerz ulicznych rozmaitości. Seb pozwala sobie jedynie na świeżo upieczone ryżowe dietetyczne babeczki (nota bene przepyszne!), które pani pakuje nam w śliczne pudełeczko z liści bananowca. Robimy pożegnalne zakupy-prezenty na nocnym targu, zachodzimy na pożegnalne Beer Lao do knajpki na naszej uliczce i idziemy spać. Kolejnego dnia wczesna pobudka, żeby złapać autobus do Phonsavan zorganizowany przez recepcjonistę naszego hotelu.

O relacji z wyprawy na tajemniczą równinę dzbanów w Phonsavan można przeczytać tutaj

Polecane książki

Przepraszamy, ale obecnie brak jest możliwości komentowania.