Malezja Cameron Higlands blog - FanTOUR
Ostatnie wpisy
Top
 / Nasze Podróże  / Malezja  / Cameron Highlands
Malezja Cameron Highlands blog plantacja herbaty

Cameron Highlands

Kuala Lumpur – Cameron Highlands

02 marca 2011

Dziś jedziemy do Cameron Highlands. Wstajemy o 6.00, pakowanie i chwila na Skype – nie wiemy jak będzie dalej z dostępem do Internetu. Seba zauważa, że na naszych autobusowych biletach wypisana jest godzina odjazdu: 8.30, a nie jak umawialiśmy się wczoraj 10.00. Nieco zaniepokojeni pokonujemy znaną nam już trasę na tymczasowy dworzec. Idziemy do tej samej budki i pytamy o autobus o 10.00.

Pani patrzy na bilety i z miną ‘Kretyni, macie bilety na 8.30’ mówi, że autobusu o 10.00 nie ma. Mówię jej, że sama mi wczoraj powiedziała (chociaż nie wiem, czy to była ona czy ktoś inny – ciągle nie potrafię odróżnić Azjatów), że mamy być na 10.00! Na co ona kiwając z politowaniem głową z miną pt. ‘Ci biali to chyba rzeczywiście debile’ woła inną panią, która prowadzi nas do jakiegoś autobusu, każe wsiadać, autobus zaraz odjeżdża, jest 9.20….Do dziś pojęcia nie mam o co chodziło – ale radzę sprawdzać co jest napisane na bilecie. Werbalna komunikacja bywa zawodna.

Autokar, chociaż z zewnątrz normalnej wielkości, ma w środku tylko 8 rzędów siedzeń w kombinacji 2 i 1. Dlatego fotele są tam ogromnie szerokie, rozkładane, wygodne, z dużą przestrzenią na nogi.

Na początku jedziemy 2h autostradą, gdzie towarzyszy nam raczej monotonny krajobraz lasów palmowych.  Interesująco zaczyna się robić po zjeździe z autostrady w wąską jedno-pasmówkę. Najpierw oglądamy małe miasteczka – zabarwione tym wytęsknionym azjatyckim smakiem, którego zabrakło nam w KL. Potem jeszcze prostsze wioseczki drewnianych chatek na palach. Aż w końcu wjeżdżamy w góry, gdzie droga wije się jak serpentyna omijając liczne przepaści. Zakręty są czasem tak ostre, że nasz kierowca musi się zatrzymywać i przepuszczać samochody jadące z naprzeciwka – inaczej autobus by się nie zmieścił.

Roślinność jest tu niesamowita – zbocza porastają ogromne paprocie, palmy, przeróżne liściaste drzewa we wszystkich odcieniach zieleni, niektóre złamane żółcią, pomarańczą, czerwienią kwiatów. To chyba przedsmak tego co zobaczymy w dżungli – już nie mogę się doczekać! Widoki z okna przepiękne. Soczystą zieleń przecinają przydrożne stragany zbudowane z bambusa i liści bananowca na których sprzedawane są głównie duże zielone strąki czegoś co wygląda jak przerośnięty bób. Mijamy przepiękny wodospad – szkoda, że nie możemy zatrzymać się na zdjęcie. Wspinamy się coraz wyżej pod górę. Lokalni mieszkańcy sprzedający towary na przydrożnych straganach są o wiele ciemniejsi niż Malajowie z KL – później dowiadujemy się, że to lokalni Aborygeni. Radośnie machają do naszego autobusu. Na straganach zmienia się asortyment: strąki zastępują butelki z cieczą w różnych odcieniach brązu i czegoś czego nie mogę zidentyfikować: brązowa podstawa z czuprynką – wygląda to trochę jak jakiś grzyb.

Malezja Cameron Highlands aborygeni sklep 300x169 - Cameron Highlands

Stragany górskich Aborygenów

Droga coraz bardziej kręta. Kierowca zwolnił chyba do 10 km/h –  i bardzo dobrze – o wypadek tu pewnie nietrudno a przepaści głębokie i niezabezpieczone. W końcu pojawiają się wzgórza porośnięte herbatą – na prawdę niesamowity widok!

Nasz autokar pnie się coraz bardziej w górę a zakręty robią się coraz większe i częstsze.

Welcome to CAMERON HIGHLANDS – czyli na herbacianej wyżynie Cameron – położonej na wysokości między 1300 m a 1829 m. Ten górski rejon turystyczny był popularny już w czasach kolonialnych. Temperatura jest tu znacznie chłodniejsza niż w pozostałej części kraju, więc znakomicie nadaje się jako azyl i wytchnienie od upalnego i wilgotnego powietrza. Średnio w dzień jest tu jedynie 21 stopni w nocy temperatura spada nawet o 10!!!

Teren został nazwany imieniem brytyjskiego geodety, Williama Camerona,  który w 1885 zmapował wyżyny. W 1931 zakończono budować drogę przez dżunglę do odkrytych wyżyn i do tej pory jest to najwyższe miejsce w Malezji, do którego można dojechać samochodem.

Dojeżdżamy do TANAH RATA, czyli kilkudziesięciu budynków i hoteli skupionych wokół górskiej drogi.

Malezja Cameroh Highlands 300x169 - Cameron Highlands

Centrum Tanah Rata

Uroku to miasteczko nie ma za grosz. Naganiacz zawozi nas do Hill View Inn Hotel – rodzinnego pensjonatu 3 min spacerem od dworca a raczej miejsca gdzie podwiózł nas autobus i głównego ciągu sklepów i restauracji. Domek jest uroczy. W ogrodzie stoliki, zadbane kwiatki i krzaczki. W środku na każdym piętrze coś w rodzaju salonu z kanapami i TV.

Malezja Cameron Highlands View Inn pokoj 300x225 - Cameron Highlands

Lobby hotelu Hill View Inn

 

Malezja Cameron Highlands View Inn ogrod 300x169 - Cameron Highlands

Ogród hotelu Hill View Inn

Właściciel pokazuje nam różne pokoje – wybieramy narożny i najsympatyczniejszy ze wszystkich, z dwoma balkonami – za 99 Ryngitów. Seb trochę marudzi, że znowu drogo – ale w Tanah Rata ponoć nie ma tanich miejsc. Widzieliśmy parę backpackerskich hosteli w centrum ale ja jednak wolę nasz Hill View.

Malezja Cameron Highlands View Inn 300x169 - Cameron Highlands

Widok na hotel Hill View Inn

To centrum jest strasznie duszne i mało klimatyczne – wszystko skiszone w dwóch rzędach budynków z restauracjami, bankami, sklepami, hotelami i mieszkaniami w jednym – na dodatek przy głównej, jedynej drodze przez góry. W naszym hotelu w ogromnej księdze meldunkowej wpisują się goście. Trzeba wpisać zawód (!?) i wiek. Seb szybko obliczył, że średnia wieku gości to jakieś 45 lat – he, he – a najpopularniejsze zawody: pielęgniarka i elektryk – turyści głównie z Niemiec i Niderlandów. Byliśmy pierwszymi (przynajmniej na tej stronie) Polakami.

Właściciel zapytał, czy Polska jest ciągle komunistycznym krajem. W sumie miło, że w ogóle kojarzy kraj ale doedukowaliśmy go trochę o sytuacji polityczno-ekonomicznej. Na przeciwko hotelu stoi niedokończona budowla – a właściwie szkielet czegoś co miało być hotelowcem lub centrum handlowym. Porośnięta jest już trawą więc pewnie stoi już tak dość długo – naprawdę szkoda. Gdyby nie ta maszkara hotel Hill View miałby idealny widok: zieleń i góry na horyzoncie. W okropnej budowli mieszkają sobie 4 beztroskie psy – mają chyba największą budę na świecie.

Malezja Cameroh Highlands budowa 300x161 - Cameron Highlands

Niedokończona budowa przed hotelem Hill View Inn

Po spacerze i obiedzie w mieście (w tym lodach w panierce!) wracamy do pokoju. Zaplanowana na dziś misja została wykonana: w recepcji za 88 Ryngintów za osobę wykupiliśmy całodniową wycieczkę na jutro po okolicy; w agencji przy głównej ulicy za 45 Ryngitów /os wykupiliśmy bilet na bus do Gua Mussang na pojutrze. Przy okazji ustalamy, że nie zdążymy na prawdziwy Jungle TrainDo Gua Mussang jedzie się 2-2,5h, autentyczny Jungle Train odchodzi o 9.15 rano. Najwcześniejszy autobus z Tanah Rata jest o 7.30. Trudno – pojedziemy ekspresem –  przynajmniej zobaczymy widoki i przejedziemy przez dżunglę.

Trochę nam szkoda tego słynnego folkloru, kur i zwierząt jako współpasażerów, lokalnych sprzedawców jaj i pociągu jadącego 20km na godzinę ale skoro się nie da do się nie da :-(W końcu czas na małe lenistwo. Po pierwsze musimy wreszcie odespać zmianę czasu i zbyt krótki odpoczynek po intensywnym zwiedzaniu. Po drugie, w Tanah Rata praktycznie nie ma co robić. No i jeszcze jedno, zrobiło się na prawdę chłodno. W dzień pogoda przypominała gorące lato w Polsce – wilgotność powietrza i zaduch gdzieś zniknęły. Ale wieczór już tylko chłodził i chłodził. Siedząc na balkonie musiałam ubrać polar, legginsy i ciepłe skarpety. A po 20.00 już tak podmarzłam, że musiałam schować się do pokoju pod kocyk i kołderkę. Za to spało się bosko!

Cameron Highlands

03 marca 2011

Najpierw kawa w ogrodzie (2 Ringity za kubek). Punktualnie podjeżdża busik z kierowcą i zabiera nas, 2 Holenderki i starszego Niemca na wycieczkę po okolicy.

Zaczynamy od FARMY MOTYLI –  dość dziwaczne miejsce. Sklecone z byle czego – jakby na prędce. Właściciele zupełnie nie zadbali o estetykę. Motyle ładne, ale mało i jakieś nieruchawe. Oprócz motyli egzotyczne rośliny, skorpiony, patyczaki, kameleony, jaszczurki, żółwie, żaby… Wstęp 5 Ryngitów – dobrze, że tylko tyle, bo do super atrakcji to miejsce z pewnością nie należy.

Malezja Cameroh Highlands ogrod motyli 300x198 - Cameron Highlands

Farma motyli

 

Malezja Cameroh Highlands ogrod motyli 2 300x169 - Cameron Highlands

Farma motyli

 

Malezja Cameroh Highlands ogrod motyli 1 300x169 - Cameron Highlands

Farma motyli

 

Malezja Cameroh Highlands butterfly garden 300x169 - Cameron Highlands

Farma motyli

Schodzimy kawałek piechotą do szlaku kładek przez MOSSY FOREST – czyli malowniczy las obrośnięty mchem. Rosną w nim mięsożerne egzotyczne rosiczki, dzikie orchidee, drzewa herbaciane i rododendrony. Widzimy też drzewo cynamonowe – przewodnik zrywa i gniecie dla nas listki – rzeczywiście pachnie cynamonem, ale, jak tłumaczy, znajome nam cynamonowe rurki wyrabia się z pnia a nie z liści. Na końcu kładki schodzimy z Sebą kawałek w las. Jest bardzo wilgotno, ślisko i błotniście – ale pięknie.

Malezja Cameroh Highlands Mossy Forest 169x300 - Cameron Highlands

Mossy Forest. Las obrośnięty mchem

Wracamy tą samą kładką do busa i jedziemy do Fabryki Herbaty BOH.  Założył ją w 1929r, czyli jeszcze w czasach kolonialnych, Brytyjczyk J.A. Russell. Na Cameron Highlands są jeszcze dwie plantacje – malajskie. Widoki herbacianych pól po drodze są coraz bardziej powalające. Krzaczki herbaciane obrastają zbocza wzgórz w miarę równych rzędach, między którymi chodzą zbieracze z nożycami lub trochę bardziej zaawansowanymi ‘kosiarkami’ ścinając górne świeże listki herbaty – tylko takie nadają się do obróbki. Listki odrastają co 3 tygodnie więc zbieracze przenoszą się regularnie między wzgórzami. Te właśnie dojrzewające młodziutkie listki na wierzchu kontrastują swoim jaskrawo zielonym kolorem z połaciami ciemno zielonych już oberwanych krzaczków. Są też połacie w kolorze brązu – przewodnik tłumaczy, że co 3 lata trzeba obcinać krzaczki do gałęzi, żeby nie rosły za wysokie. Śmieje się, że wtedy robotników trzeba by było importować ze Skandynawii – Malajowie są niscy a najmłodsze listki rosną na czubku krzaczków.

Robotnicy zarabiają 20 centów za 1 kg zebranych liści. Mieszkają w chatkach na plantacji – widzimy kilka takich skupisk – za małe, żeby nazwać je wioskami.

Zrywamy trochę liści – w ogóle nie przypominają w zapachu herbaty a w smaku są gorzkie.

Malezja Cameroh Highlands plantacja herbaty 300x169 - Cameron Highlands

Plantacja herbaty

Zdjęcia wychodzą różne – słońce co chwilę zakrywają chmury i mgły. Czasem to kwestia sekund, żeby się udały.

Malezja Cameroh Highlands herbata plantacja 300x169 - Cameron Highlands

plantacja herbaty

Żeby zapewnić świeżość herbacianych produktów BOH posiada fabrykę obróbki zebranych liści, przy swoim głównym herbacianym ogrodzie.

Malesia Cameroh Highlands BOH factory 300x169 - Cameron Highlands

Fabryka herbaty BOH

Darmowy przewodnik oprowadza nas po halach opowiadając o kolejnych etapach produkcji. Najpierw widzimy maszynę rolującą z 1935 r. Maszyna potrząsa liśćmi i kruszy ich komórki, uwalniając soki do fermentacji. Następnie podfermentowane liście jadą taśmociągiem do suszarki, w której w temperaturze sięgającej prawie 100 stopni Celsjusza. Wysoka temperatura zatrzymuje fermentacje, redukuje zawartość wody do 3% i krystalizuje soki. Suszenie trwa około 20 min. Przewodnik opowiada, że w suszarce palą drewnem kauczukowym – najbardziej kalorycznym z lokalnych drzew i produkującym najmniej dymu. Z suszarki kolejnym taśmociągiem czarne liście, wyglądające już jak znana nam herbata, jadą do maszyn, które odsiewają listki od gałązek i włókien. Każda część herbaty ma swoje przeznaczenie, gęstość i smak. Z liści produkuje się droższą wersje herbaty. Gałązki są drobno mielone i trafiają do ekspresowych torebek. W tej fabryce produkowana jest jedynie czarna herbata. Wszystkie smakowe wersje wykonywane są poza fabryką.

Malezja Cameroh Highlands produkcja herbaty 300x169 - Cameron Highlands

Linia produkcyjna herbaty BOH

Z fabryki idziemy do kafejki dosłownie zawieszonej nad plantacją. Z tarasu rozciągają się nieziemskie widoki na plantacje i góry.

Malezja Cameroh Highlands herbata plantacja restauracja 300x187 - Cameron Highlands

Restauracja z widokiem na plantacje herbaty

Jemy kanapki i pijemy herbatkę. W sklepie z suwenirami kupujemy kilka pudełek liściastego produktu i tą samą krętą drogą jedziemy na Farmę Pszczół. Wąska i kręta droga między plantacjami jest co jakiś czas reperowana przez uśmiechniętych Malajów. Zasypują białymi kamykami poszarpane brzegi drogi i zalewają smołą grzaną w metalowych beczkach.

FARMA PSZCZÓŁ

To jest dopiero zaskoczenie! Jest to zwykła działka z rzędami skrzynek ustawionych na metrowych palach pełniących funkcję uli udekorowana ogromnymi tandetnymi plastikowymi pszczołami. Nie ma tam kompletnie nic do obejrzenia czy choćby sfotografowania. Ale po wyjściu już wiemy o co chodzi: sprzedaż! Jest sklep z różnymi odmianami świeżutkiego naturalnego miodu.

Malezja Cameroh Highlands pszczoły 300x225 - Cameron Highlands

Farma pszczół

Z farmy pszczół jedziemy na FARMĘ TRUSKAWEK. Po drodze mały incydent wyprzedzająca nas Malajka na skuterze przewraca się na zakręcie. Nasz kierowca zatrzymuje się i sprawdza, czy nic się jej nie stało, holuje jej motorek na pobocze. Kobieta jest trochę w szoku ale po ochłonięciu nawet wstaje o własnych siłach. Pojawia się pielęgniarka lub lekarz – zostawiamy więc panią pod dobrą opieką i odjeżdżamy.

Truskawki na farmie hodowane są w plastikowych workach z ziemią ułożonych na kilkupoziomowych metalowych stojakach do których doprowadzone są rureczki z wodą i nawozem. Truskawki pyszne ale całą farmę można zwiedzić w 3 minuty. Kupujemy kilka słoiczków dżemu truskawkowego lokalnej roboty – dla śmiechu raczej – nikt się nie spodziewa takiego prezentu z Azji 🙂

Malezja Cameroh Highlands farma truskawek 300x169 - Cameron Highlands

Farma truskawek

Dojeżdżamy do niby wioski aborygenów – plemiona Semai – a tak na prawdę do kramu dla turystów. Aborygeni jak najbardziej naturalni – ale opłaceni przez agencje turystyczne. Takich prawdziwych kramów jest bardzo dużo wzdłuż drogi – aborygeni schodzą tu z górskich osad i sprzedają wyprodukowane przez siebie towary. Ale ten konkretny jest skomercjalizowany. Mamy pokaz tańca – tańczący aborygen jest chyba mocno nawalony – widocznie źle znosi wygłupy przed turystami.

Strzelamy z lufy do misia przyczepionego do tarczy – to akurat jest fajna rzecz – nawet trafiam w tarczę, a Seb w samo serce misia :-). Niesamowite z jaką siłą leci strzałka napędzona jedynie siłą naszych wydmuchów. Ponoć aborygeni cały czas używają tej broni polując na ptaki i małpy.

Malezja Cameroh Highlands plemie 2 300x187 - Cameron Highlands

Pseudo wioska malezyjskich Aborygenów. Nauka strzelania do misia


Malezja Cameroh Highlands plemie 3 169x300 - Cameron Highlands

Było blisko…


Malezja Cameroh Highlands plemie 169x300 - Cameron Highlands

Strzelanie strzałkami z tykwy

Możemy też kupić naturalny miód, koraliki z wysuszonych nasion roślin wyglądających jak muszelki oraz Golden Chicken – czyli to brązowe coś z czuprynką, czego nie mogłam rozpoznać z autokaru. Jest to ponoć korzeń paproci, który jest wykorzystywany jako lekarstwo na wszystko, a czuprynka świetnie tamuje krew, więc jest stosowana do opatrunków. Na koniec inny, trzeźwy aborygen prowadzi nas do wodospadu.

Pstrykamy zdjęcia i wracamy do busika ponieważ zaczyna padać. W drodze powrotnej już leje jak z cebra. Droga momentami zamienia się w rwącą rzekę. Ze skał płyną wodospady, nanoszą na drogę gałęzie, liście, kamienie i błoto. Wycieraczki naszego busa ledwo dają radę. Kierowca mówi, że o tej porze roku pada praktycznie codziennie. Ponoć marzec i listopad to miesiące o największej ilości opadów. Na szczęście gdy dojeżdżamy do Tanah Rata deszcz ustaje i możemy wyjść na kolacje na miasto. Po kolacji idziemy spać – jutro znowu wczesna pobudka i pakowanie

Polecane książki

Nie było możliwe pobranie danych na temat książki.

Nie było możliwe pobranie danych na temat książki.

Nie było możliwe pobranie danych na temat książki.

Przepraszamy, ale obecnie brak jest możliwości komentowania.

×

Cześć,

Jak możemy Ci pomóc?

×