
Beppu
Japonia
Artykuły
15 Największych Japońskich Dziwactw według Gajdżina
Nagasaki. Godzina w której Zatrzymał się Czas
Beppu Dzień po dniu
Yakushima – Kagoshima – Beppu
03 października 2016
Do Beppu przyjeżdżamy Shinkansenem z Kagoshimy. Ten odcinek podróży trwał około 4 godzin. Wcześniej dwie i pół godziny płynęliśmy speedboatem z wypy Yakushima, uciekając przed nadchodzącym tajfunem Megi, pustoszącym obecnie Tajwan i zbliżającym się w szalonym tempie do wybrzeży Japonii. Ucieczka z wyspy była chyba dobrą decyzją, ponieważ już rano na wyspie było ponuro, padał deszcz i zerwało się wietrzysko. Do speedboat’a ustawiła się spora kolejka innych białasów. Na szczęście my wystawiliśmy porannego stójkowego i zaklepaliśmy bilety jako pierwsi.
Beppu to najsłynniejszy kurort z gorącymi źródłami w całej Japonii. Odwiedza je rocznie ponad 12 milionów turystów. Gorących źródeł jest tu tyle, że całe miasto bez przerwy zasłonięte jest parą. Biały dym wydobywa się ze studzienek kanalizacyjnych, z rur, z praktycznie każdej szczeliny w ziemi. Całe miasto kopci jak jedna wielka kotłownia.
Z każdej strony coś syczy, paruje, zawiewa. Biegnące pod i nad chodnikiem rury oraz dziwne urządzenia hydrauliczne dudnią jak basy z rockowego koncertu. Czujemy się trochę jak w piekle. Jest naprawdę dziwacznie.
Gorąca woda ze źródeł jest wykorzystywana do gotowania i ogrzewania mieszkań zimą. Ilość onsenów na metr kwadratowy jest tu największa w całym kraju.
Dziś idziemy tylko na krótki spacer po okolicy i na kolację. Resztę wieczoru spędzamy w naszym hostelu. Pierwszy raz całą dziesiątką!
Beppu
04 października 2016
Kolejnego dnia wyruszamy na ‘Jigoku Meguri’ czyli dosłownie ‘piekielną wycieczkę’. Od starożytnych czasów ludzie bali się tych wiecznie bulgoczących miejsc, uważali je za przeklęte, stąd wzięła się ich potoczna nazwa: piekło.
W Beppu znajdują się dwa rodzaje gorących źródeł: onseny, służące do zażywania leczniczych i relaksujących kąpieli oraz jigoku, czyli piekiełka, służące jedynie do podziwiania, ze względu na temperatury, w których człowiek mógłby się najzwyczajniej ugotować lub stopić.
Wszystkie gorące źródła w Beppu każdego dnia wypluwają na powierzchnie ponad 100 milionów litrów gorącej wody. My postanawiamy obejrzeć te ‘do podziwiania’.
Bilet do ośmiu piekiełek kosztował nas 2200 Jenów. Sześć z nich położonych jest w dzielnicy Kanawa, gdzie dostajemy się piechotą, do dwóch ostatnich musimy dojechać autobusem.
Rozpoczynamy zwiedzanie od Umi Jigoku czyli ‘morskiego piekiełka’. To przepiękny turkusowy staw z wrzącą niebieską wodą o temperaturze 98 stopni Celciusa, spowity kłębami gęstej, białej pary. Powstał około 1200 lat temu po erupcji wulkanu Tsurumi.
Otoczony jest bujną zielenią, na tle której pięknie wyglądają czerwone bramy tori.
Kąpiel w piekiełkach wykluczona. Woda ma tu blisko 100 stopni – można tylko powdychać minerałowe opary.
To właściwie cały turystyczny kompleks, na którym znajdują się też inne stawy. Mały staw, wypełniony pomarańczową błotnistą wodą.
Oraz staw pokryty liśćmi wodnych lilii, tak wielkimi, że są wstanie udźwignąć ciężar dziecka.
W stawie gotują się jajka. Można je sobie potem kupić i zjeść z solą i sosem sojowym. Ja nie skorzystałam. Seb i owszem. Każde ugotowane w piekielnych wodach jajo przedłuża ponoć życie o lat 7 więc może się opłacało.
Można też skorzystać z kąpieli stóp w gorących, zmineralizowanych źródełkach. Ogólnie, gdyby ktoś miał czas tylko na jedno piekiełko, to będzie najprawdopodobniej najlepszym wyborem. Koszt do jednego przybytku to 400 Jenów.
Kolejne piekiełko to Oniishibouzu Kigoku, czyli ‘piekło demonicznego mnicha’. Nazwane zostało tak, ze względu na to, że bulgoczące szare błota przypominają rzekomo ogolone głowy mnichów.
Są jednak znacznie większe, stąd ,demoniczny’ przydomek.
To piekiełko wygląda chyba najbardziej kosmicznie. ,Głowy mnichów’ ruszają się jak galaretowate pulpy, bulgocząc i wypuszczając bąble w centralnym miejscu ,czaszki’.
Wejścia do Kamado Jigoku, czyli ‘piekielnego pieca’ strzeże kolorowa rzeźba demona.
Nazwane zostało tak, ponieważ niegdyś gotowano tu ofiarne posiłki, składane bogom strzegących świątyni Kamado Hachimangu.
Obecnie można spróbować przekąsek przygotowanych w specjalnych piecach, wykorzystujących naturalną gorącą parę ze źródeł. Temperatura pary sięga 90 stopni Celsiusa. Serwowane są ryby, warzywa i ryż.
Można też napić się źródlanej wody.
Kolejne piekiełko to Oniyama Jigoku, czyli ‘piekło górskiego diabła’. Od 1923 roku hodowane są tu krokodyle, którym podobno bardzo odpowiada klimat podgrzewany przez 98 stopniową wodę oraz minerały gorących źródeł. Jednak bestie nie wyglądały na szczęśliwe. Chociaż w sumie nie wiem jak wygląda szczęśliwy krokodyl. Wnioskuje po fakcie, że właziły na siebie nawzajem, jakby miały zbyt ciasno.
W następnym piekiełku, Shiraike Jigoku, ‘piekiełko białego stawu’, rzeczywiście znajduje się staw z prawie mlecznobiałą wodą.
Otoczony jest bardzo przyjemnym ogrodem zen. Całość przedstawia się bardzo ładnie, gdyby nie pomieszczenia z mocno zaniedbanymi i ciasnymi akwariami po sąsiedzku.
Piekiełko Yama Jigoku, ‘górskie piekiełko’ sobie darowaliśmy, ponieważ czytaliśmy, że jest tam Zoo z dużymi zwierzętami, więzionymi w zbyt ciasnych klatkach.
Do kolejnych dwóch piekiełek musieliśmy podjechać 3 km autobusem miejskim (16/16A lub 26/26A) z pobliskiego przystanku. Wszystko jest pięknie narysowane na biletach.
Pierwsze z nich, ’Chinoike Jigoku’, czyli ‘krwista sadzawka’, powinno mieć, zgodnie z opisem, kolor krwi, uzyskany dzięki czerwonej glinie, zawierającej związki żelaza. To miało być najbardziej fotogeniczne ze wszystkich piekiełek, ale coś mu się chyba stało, bo było raczej mało czerwone, bardzo buro-gliniaste.
Jest tu też duży sklep z pamiątkami w całkiem rozsądnych cenach.
Drugie, ‘Tatsumaki Jigoku’, ‘tornado’, to mały gejzer, który co pół godziny (z dokładnością co do kilku minut) wybucha na jakieś 5-10 minut, ku uciesze zgromadzonych widzów. Gdy przyszliśmy gejzer spał. Musieliśmy poczekać.
Dookoła rozciągają się zadbane ogrody, gdzie można umilić sobie czas, czekając na wybuch.
Wybuchu przegapić się nie da, ponieważ tuż przed erupcją obsługa puszcza głośny sygnał dźwiękowy, informujący, że najwyższy czas usadzić się na widowni. W końcu wybucha.
Widowiskowe to zbytnio nie jest. Najciekawszy jest sam fakt, że tak regularnie wybucha.
Zwiedzanie piekiełek zajęło nam może jakieś 3 godziny.
Ponieważ mocno zgłodnieliśmy udaliśmy się do pobliskiego Jigokumushi Kobo Steam Cooking Centre, gdzie można zamówić sobie gotowane na parze z piekielnych źródełek posiłki. Znajduje się kilka minut drogi od terminalu autobusowego na Kannawa. Można nawet przynieść swoje własne produkty i jedynie wynająć ‘steam chamber’ na 30 minut za 510 Jenów. Każde dodatkowe 10 minut to koszt 150 Jenów. Po zjedzeniu trzeba odnieść naczynia i posprzątać po sobie stół. To nie jest zwykła restauracja. Pracujący tam ludzie, to wolontariusze.
Kolejnym punktem programu miał być wjazd kolejką górską na górę Tsurumi (1375 metrów), żeby obejrzeć sobie to niesamowite, dymiące miast z wysoka, jednak pani w kasie informuje nas, że kolejka nie kursuje, ze względu na zbliżający się tajfun Megi. Ma dotrzeć do miasta w ciągu najbliższych godzin. No i znowu mamy pecha! Na dodatek pani straszy, że Shinkanseny mogą być również odwołane. No więc znowu musimy uciekać. Prześladuje nas ten tajfun…
Najbardziej jednak żałujemy, że nie udało się nam zakopać po szyję w gorącym, wulkanicznym piasku na plaży Shoningahama i zażyć słynnej piaskowej kąpieli sunayu. Naprawdę na to czekałam.
Cóż, wracamy do hotelu, pakujemy się i jedziemy do zupełnie nieplanowanego miasta w tej podróży: Kobe.
Niektóre Shinkanseny rzeczywiście już odwołane. Jesteśmy zbyt daleko od Tokio, żeby ryzykować, że się stąd nie wydostaniemy i nie zdążymy na samolot do kraju.
Przeklęta Megi…