Kambodża Angkor kompleks - FanTOUR
Ostatnie wpisy
+48 605 24 24 20
fantour@fantour.eu
+48 605 24 24 20
Top
FanTOUR  / Nasze Podróże  / Kambodża  / Angkor Wat
SANY0265 1 - Angkor Wat

Angkor Wat

Kambodża Artykuły

Wyjątkowo bliska naszemu sercu Kambodża

Siem Reap Dzień po Dniu

Tajlandia, Bangkok – Kambodża, Siem Reap 

06 marca 2010

Do Kambodżańskiej Siem Reap wyruszamy autobusem z Bangkoku.

Wstajemy o 5.30, dokańczamy pakowanie i schodzimy z bagażami na śniadanie. Seb reguluje rachunek i rezerwuje od razu nocleg na naszą ostatnią noc podróży, przed wylotem do kraju. Tym razem bierzemy pokój Superior – tak z ciekawości czy warto było oszczędzić 50 bth na różnicy miedzy pokojem standardowym. Punktualnie o 7.30 przyjeżdża po nas zamówiona opłacona z góry taksówka. Stała, hotelowa cena na dworzec autobusowy Morchit to 200 BTH. Przemiły pan taksówkarz w drodze puszcza nam na monitorku LCD reklamy rajskich wysp Tajlandii – już nie możemy się ich doczekać! Świat lazurowej wody, białych plaż i rastamańskiej muzyki. No ale przed nami jeszcze Kambodża i wspaniały Angkor Wat!

Na dworcu okazuje się, że nasz hotel nie zapłacił panu taksówkarzowi za nasz kurs – dajemy mu nasz kwit i każemy iść do naszego hotelu upomnieć się o pieniądze. Pan wygląda na bardzo smutnego, przepraszającym tonem mówi do nas: ‘one moment, one moment please… ‘ więcej pewnie nie potrafi. Wykonuje telefon, po którym kłania się i odjeżdża ale jakiś taki niepocieszony. Mam nadzieję, że to tylko nieporozumienie i go nie oszukali. My kupujemy dwa bilety w okienku 22 do Aranpraya i czekamy na podstawienie naszego autobusu. Dworzec jest rzeczywiście dość daleko od Khao San, ale nie było korków i dojechaliśmy o godzinę za wcześnie – w 20 min. W końcu podjeżdża nasz autokar.

Zgodnie z opisami w Internecie jest w nim rzeczywiście dużo miejsca na nogi, jest WC i steward ale autobus to stary i śmierdzący rzęch. Razem z nami z Bangkoku jadą prawie sami turyści, na 22 miejsc jest może 4 Tajów.

Klimatyzacja w trakcie drogi jakby osłabła, kierowca po drodze dobrał jeszcze chyba ze 20 Tajow, dla których miejsc siedzących nie wystarczyło, więc stali biedni miedzy siedzeniami ładnych parę godzin. Staruszkowie, matki z dziećmi na rękach… Czułam się nieswojo siedząc sobie wygodnie na fotelu kiedy oni musieli stać… Ale niestety duszna i śmierdząca atmosfera autobusu dała mi się bardzo we znaki. Większość czasu walczyłam z organizmem, żeby nie zwymiotować. Gdyby nie woda mineralna i głębokie oddechy nie wiem jak to by się skończyło – nie miałabym szans dopchać się do toalety. Seb jak zwykle spał jak dziecko – jak ja mu zazdroszczę tej umiejętności spania wszędzie i o każdej porze! Ogólnie podroż nie należała do przyjemności i zakończyła się ponad godzinnym opóźnieniem.

Po opuszczeniu autobusu wzięliśmy Tuk Tuka – ustalona cena stała dla wszystkich wysiadających z nami turystów to 80 bth. Standardowo kierowca, zamiast zawieźć nas od razu na granicę, skręca z prostej jak drut drogi do jakiegoś pawilonu (na szczęście tylko jakieś 50 m od drogi właściwej) gdzie jacyś przebrani za pracowników granicznych Tajowie witają nas w Kambodży i wręczają karty wyjazdowe do wypełnienia. Nie chcemy nawet słuchać ich wyuczonych na pamięć formułek i ostrym głosem mówimy kierowcy, żeby zawiózł nas na granice, zgodnie z umowa, bo w przeciwnym razie nie zapłacimy mu całej ustalonej kwoty. Kierowca posłusznie odjeżdża, wiec na cały ten cyrk straciliśmy maksymalnie 3 minuty. Za nami podjeżdżają 3 następne tuk tuki z turystami, którzy jechali z nami autobusem. Niestety nie mamy jak się z nimi porozumieć i mamy tylko nadzieje, ze zostali ostrzeżeni przed takimi sztuczkami i nie dadzą się naciągnąć na jakieś fikcyjne opłaty graniczne.

Na prawdziwej granicy kolejki jak diabli. Do tego nieziemski bałagan. Granica w ogóle nie przypomina granicy – pełno tu handlarzy, pomocników wizowych, ludzi oferujących transport, drewnianych prostych konstrukcji do przewożenia bagaży turystów, którzy są zmuszeni do pieszego pokonania kilkuset metrów ziemi niczyjej…

Trochę się gubimy i nie zauważamy budynku wizowego,  gdzie czekać ma na nas umówiony przez właściciela zarezerwowanego przez nas guest house’u ‘kontakt’. Nasz kontakt ma nas zaprowadzić do odpowiedniej, zamówionej wcześniej u właściciela guest house’u taksówki, która za 35$ ma nas zawieźć do Two Dargons Guest House Siem Reap.

Idziemy za jakimiś innymi turystami, niewłaściwą stroną mostu i dochodzimy już do wyjścia. Musimy więc wrócić kilka set metrów, a upał jest koszmarny, plecaki ciąża nam na plecach, zmęczenie podróżą powoduje niepotrzebne podenerwowanie… Ale wracamy, szczęśliwie znajdujemy nasz kontakt – czyli Kambodżanina Sambatha, który wypełnia za nas papiery, bierze mój plecak (uff!) i prowadzi do wyjścia. Tu znowu koszmarna kolejka. Stojąc w niej podziwiamy żółte znaki zakazujące sikania na granicy :-).

Kontrola paszportów w budce wielkości i o wyglądzie toalety publicznej trwa wieki. Strasznie smutni i poważni panowie w okienkach kilka razy wertują paszporty, sprawdzają cos w komputerze, znowu podziwiają pieczątki w paszportach, potem sprawdzają wizy… a upal niemiłosierny. W końcu nasze paszporty i e-wizy jednak okazują się prawdziwe i zostajemy wpuszczeni na teren Kambodży. Sambath najpierw prowadzi nas do autobusu, który wiezie nas na dworzec autobusowy, gdzie my przesiadamy się w końcu do klimatyzowanej taksówki, a reszta pasażerów zostaje chyba w oczekiwaniu na lokalny PKS.

2h podróż do Siem Reap jest niesamowita – to co się widzimy za oknem to dla nas zupełna egzotyka. Domy sklecone naprawdę z byle czego, wszędzie biegające raczej rozebrane dzieciaki, wychudzone zwierzęta, jakby świat się tu zatrzymał bardzo dawno temu. Samochodów nie ma za wiele – napotykamy kilka starych Toyot z kierownicą po lewej stronie – znak, że przyjechały z bogatej Tajlandii – w Kambodży ruch jest prawostronny. Mijamy za to co chwile obładowanych niesamowitymi rzeczami rowerzystów i motocyklistów przewożących dosłownie wszystko i to w nieprawdopodobnych ilościach! To, że utrzymuję z takim towarem równowagę to prawdziwy cud. Od czasu do czasu mijamy też małe pick-up’y przewożące całe masy upakowanych ludzi (chyba rolników wracających z pola). To ile ludzi jest w stanie pomieścić taki pick-up jest wręcz nie do uwierzenia. Przez chwile czuje się niepewnie: jeżeli coś się tu nam stanie, z dala od cywilizacji – to jak sobie poradzimy???

Wszystkie obawy się rozpływają w momencie, gdy dojeżdżamy do zarezerwowanego jeszcze z Polski Guesthouse’u Two Dragons prowadzonego przez Amerykanina –  Gordona .

Kambodża Siem reap Two Dragons Guest House 300x225 - Angkor Wat

Two Dragons Guesthouse w Siem Reap

Wszystko tu takie zorganizowane i przyjazne. Obsługa mówi świetnie po angielsku, sam Gordon zna odpowiedz na każde pytanie, w pokoju leży segregator z opisanymi zasadami, możliwościami i wszystkimi ‘dos and don’ts’ – to lubię. Decydujemy się na lepszy pokój za 22$ (zarezerwowany wcześniej standard za 17$). Lepsze pokoje mają w cenie Internet Wi Fi w pokoju i są ponoć większe.

Kambodża Cambodia Siem Reap Two Dragons Geust House 300x228 - Angkor Wat

Two Dragons Guesthouse

Załatwiamy wszystko organizacyjnie w ciągu jednego wieczoru, a ściślej w ciągu max 10 min rozmowy z recepcjonistką. Czy można w Kambodży spać taniej? Na pewno można! Czy warto na to tracić czas? Uważam, że nie warto. Poza tym patrząc jak Gordon traktuje zatrudnione w swoim pensjonacie osoby, jak pracownicy go szanują oraz jak on szanuje ich – chce się tu zostawić pieniądze.

Codziennie wrzucamy napiwki do skrzyneczki wystawionej na barze w recepcji. Codziennie zamawiamy śniadania i kolacje coś w guesthouse’owej restauracji. Nie chcemy mieszkać w miejscu,  gdzie napiwki doliczone są do serwisu a obsługa nie widzi ich na oczy. Pracownicy Gordona wydaja się być szczerze ze sobą zaprzyjaźnieni, weseli i uczciwi. Po hoteliku kręcą się jego dzieci, teściowa – i pewnie ich dalsza rodzina. Zaprzyjaźnieni Tuk Tukarze przed guesthousem to pewnie ich mężowie, bracia, synowie. Codziennie obserwujemy jak przywożą zakupy, opiekują się dzieciakami Gordona, podwożą go gdzieś czy pomagają w recepcji. Naprawdę czujemy się tu bardzo dobrze.

Jesteśmy bardzo zmęczeni podróżą, szczególnie ja po autokarowych traumach, więc wybieramy się tylko na krótki spacer po okolicy, jemy kolację w guesthousie i spędzamy wieczór na skype rozmawiając z rodziną. Jutro na 9.30 zamówiliśmy w recepcji Tuk Tuka, który ma nas obwieźć po najsłynniejszych świątyniach Angkoru.

Siem Reap – Świątynie Angkoru

07 marca 2010

Za wynajęcie tuk tuka na cały dzień płacimy 15 dolarów. Sami wyznaczamy godzinę, o której ma się pojawić (Angkor można zwiedzać już od 6 rano!). My chcemy zacząć o 9.30 – chcemy spokojnie się wyspać po podroży, zjeść śniadanie i wyruszyć. Idzie nam jednak trochę sprawniej więc o 9.05 wstajemy od stolików, żeby zapytać w barze o kierowcę ale on już biegnie machając do nas i zapraszając do tuk tuka. Przyjechał wcześniej i czekał po drugiej stronie uliczki. Na Tuk Tuku jest naklejona mapa kompleksu Angkor, na której kierowca pokazuje nam proponowana trasę. Ponieważ pokrywa wszystkie świątynie, które zaplanowaliśmy obejrzeć, plus jeszcze inne, bonusowe, zgadzamy się od razu. Bilety jednodniowe do kompleksu kosztują 20 dolarów. Panie w kasie drukują je na miejscu ze zdjęciami, które nam wcześniej zrobiły. Bilety trzeba mieć przez cały dzień przy sobie, bo jeszcze kilkakrotnie nam je sprawdzają.

Świątynie można tez zwiedzać na rowerze – w naszym guest housie wynajęcie ich kosztowało 3$ za dzień. Jednak nie polecamy tej opcji. Jazda w upale, miedzy tuk tukami, samochodami, busami, autobusami z innymi turystami nie może być przyjemna a odległości między świątyniami liczy się w kilometrach. Poza tym kierowca zna skróty – nie marnujemy ani minuty i o nic się nie musimy martwic.  Z drugiej strony szybsze samochody, autobusy i busy nie są tak klimatyczne, jak nasza moto-riksza. Nasz kierowca jedzie w bezpiecznym tempie, owiewa nas miły wiaterek – ogólnie Tuk Tuk to, naszym zdaniem, najlepsza opcja, na zwiedzanie Angkoru.

Kambodzą Cambodia Siem Reap Angkor Wat tuk tuk 300x225 - Angkor Wat

Nasz środek transportu po Angkor Wat

Zaczynamy od wizytówki Kambodży i największej świątyni starożytnego miasta czyli Angkor Wat. Została zbudowana na początku XII wieku i jest największą budowlą religijną na świecie. Została, chyba sprawiedliwie, okrzyknięta majstersztykiem architektury i najpiękniejszą budowlą khmerskiej architektury na świecie. Jest miasteczkiem i świątynią dedykowaną Vishnu w jednym. Nietypowo ma wejście zwrócone na zachód (zwykle świątynie mają wejścia od wschodu) stąd podejrzenie, że planowana była na grobowiec.

Kambodzą Cambodia Siem Reap Agnkor Wat 1 300x225 - Angkor Wat

Świątynie Angkor Wat


Kambodza cambodia Angkor wat 4 300x225 - Angkor Wat

Angkor Wat

 

Kambodza Angkor wat 300x225 - Angkor Wat

Angkor Wat

 

Kambodza cambodia Angkor wat 2 1 300x225 - Angkor Wat

Angkor Wat

 

Kambodza cambodia Angkor wat  300x225 - Angkor Wat

Kambodża Angkor Wat

 

Kambodza cambodia Angkor wat 7 300x225 - Angkor Wat

Angkor Wat

 

Kambodza cambodia Angkor wat 02 225x300 - Angkor Wat

Angkor Wat

Świątynia ma 1.5 km długości i 1,3 km szerokości i symbolizuje wszechświat – mikrokosmos hindu. Basen przed świątynią przedstawia mityczny ocean, otaczający ziemie, a kolejne galerie przedstawiają łańcuchy górskie wokół góry Meru – mitycznej siedziby bogów. Wieże symbolizują szczyty gór, a wdrapywanie się do centralnej i najwyższej rangi rzeczywiście przypomina wspinaczkę się na prawdziwą górę. Reliefy pokrywające zewnętrzne mury świątyni są najsłynniejszym khmerskim dziełem. Maja 600 m długości i 2 m wysokości. Przedstawiają epiki hinduskie: Ramayana i Mahabharata opisujące walki miedzy dwoma rywalizującymi klanami: Pandavas i Kauravas.

Kambodza cambodia Angkor wat 1 300x221 - Angkor Wat

Reliefy na ścianach Angkor Wat

Wyjątek stanowią reliefy przedstawiające niebo i piekło wykute na zachodnich i wschodnich ścianach galerii południowej oraz historyczne walki Krola Suryavarmana II. Aż dziw bierze, że taka świątynia pozostawała ukryta w dżungli przez tyle wieków.

 

Kambodza cambodia Angkor wat 2 177x300 - Angkor Wat

Relief na ścianie Angkor Wat

 

Kambodza cambodia Angkor wat 6 228x300 - Angkor Wat

Reliefy na ścianach Angkor Wat

 

Kambodza cambodia Angkor wat 010 300x214 - Angkor Wat

Angkor Wat

 

Kambodza cambodia Angkor wat 5 225x300 - Angkor Wat

Relief na ścianach Angkor Wat

Po wyjściu z Angkor Wat atakuje nas grupa dzieci sprzedających książki, obrazki, biżuterię, pocztówki. Ponieważ nie mamy jeszcze przewodnika po Kambodży decydujemy się go kupić. Za przewodnik Lonely Planet oraz Pol Pot Regime (Seb bardzo zainteresował się tą historią i ma zamiar zgłębić ją w szczegółach) płacimy 10 dolarów. Później okazuję się, że oczywiście przepłaciliśmy – w markecie obok naszego pensjonatu identyczny przewodnik kosztuje 3 dolary. Jednak nie ma książki o zbrodniach Pol Pota, więc ostatecznie można uznać, ze decyzja była nie była najgorsza a pieniądze i tak przecież śmieszne.

Kambodzą Cambodia Siem Reap Angkor Wat dzieci sprzedajcy pocztowki 300x225 - Angkor Wat

Dzieci sprzedające pamiątki i przewodniki

 

Kambodzą Cambodia Siem Reap Agnkor Wat 6 196x300 - Angkor Wat

Dziewczynka sprzedająca pamiątki

Wracamy do miejsca, gdzie czeka na nas nasz tuk tuk. Nagle zdajemy sobie sprawę, ze nie mamy pojęcia jak go odszukać. Pod Angkor Wat stoją dziesiątki tuk-tuków a Kambodżanie są do siebie strasznie podobni. Na szczęście nasz kierowca pewnie dobrze o tym wie i macha na nas już z daleka. Ciągle niepewni, czy to na pewno on, sprawdzamy czy na oparciu kanapy rikszy jest reklama naszego guesthausu. Wszystko się zgadza ale na przyszłość zapamiętujemy kolory rikszy oraz numer rejestracyjny na kamizelce naszego kierowcy. Tak na wszelki wypadek.

Wyruszamy w dalszą trasę i przejeżdżamy po przepięknym moście z rzędami posążków po obu stronach do Angkor Thom, jednego z największych miast khmerskich o powierzchni 9 km 2.

Kambodzą Cambodia Siem Reap Agnkor Wat 5 300x225 - Angkor Wat

Posążki na moście do Angkor Thom

W jego centrum zwiedzamy naprawdę przepiękną, chociaż znacznie mniejszą niż Angkor Watt, świątynie Bayon, zwaną świątynią twarzy. Jest w niej 37 wież pokrytych kamiennymi twarzami – z  każdego niemal kąta i kamienia patrzy na nas jakaś rzeźbiona twarz. Ogromne twarze patrzące w cztery strony świata na centralnych prangach to twarze albo Loksvary, czyli współczującego buddyjskiego mnicha, albo Buddy i Króla Jayavarmana VII – nie ma co do tego zgodności opinii. Świątynia jest kilku poziomowa, z wieloma komnatami, tarasikami i korytarzami – można w niej zrobić na prawdę piękne zdjęcia.

Kambodza cambodia Angkor wat 10 300x225 - Angkor Wat

Świątynia Bayon

 

Kambodza cambodia Angkor wat 9 300x232 - Angkor Wat

Świątynia Bayon

 

Kambodza cambodia Angkor wat 8 212x300 - Angkor Wat

Świątynia Bayon

 

Kambodza cambodia Angkor wat 03 255x300 - Angkor Wat

Świątynia Bayon

Następnie przechodzimy obok posagu buddy na tarasie słoni do świątyni Baphuon, do której prowadzi wąski chodnik nad zbiornikiem wodnym. Świątynia w czasie naszej wizyty była zamknięta z powodu renowacji.

Mijamy jeszcze parę innych ruin i basenów, w których kąpią się kambodżańskie dzieci i dochodzimy do tarasów Trędowatego Króla, gdzie umówiliśmy się z naszym

Kambodzą Cambodia Siem reap Angkor Wat kapiel 300x225 - Angkor Wat

Kąpiel dzieci w jednym z basenów na terenie kompleksu Angkor

kierowcą.  Ładujemy się do tuk tuka i przejeżdżamy miedzy Prasats Suor Prat w kierunku świątyni Ta Keo. Świątynia jest zbudowana na kształt góry – wchodzi ją oglądać jedynie Seb. Ja boję się bardzo stromych, wąskich i wyślizganych schodów. Spaceruje sobie wokół po pozostałościach murów podczas gdy Seb podziwia ponoć rewelacyjne widoki z najwyższego tarasu. Pozostaje mi wierzyć mu na słowo.

Kambodza cambodia Angkor wat 04 300x211 - Angkor Wat

Świątynia Ka Teo w kompleksie Angkor

Odwiedzamy jeszcze parę innych, mniejszych świątyń. W jednej z nich Kambodżanin sprzedający brzdąka językiem migowym kazał zrobić zdjęcie płaskorzeźbie przestawiającej kogoś na słoniu – chyba coś ważnego, ale przez barierę komunikacyjną nie udaje się nam dowiedzieć co to. W kolejnej ogolona na łyso mniszka zawiązała Sebie czerwoną nitkę na przegubie. Jak się później dowiadujemy to talizman chroniący przed złymi duchami. W jeszcze innej w małej komnacie omal nie rozdeptujemy śpiących na posadzce turystów, znużonych widocznie zwiedzaniem. Każda świątynia jest trochę inna, każda ma swój urok, ale po kilku godzinach zaczynają się nam już trochę nudzić.

W końcu dojeżdżamy do Ta Phrom – świątyni nie wydartej jeszcze dżungli. W niej odzyskujemy zapał i siły. Świątynia jest najpiękniejsza ze wszystkich, jakie widzieliśmy. Ma wiele zakamarków, kapliczek, posążków. W 1860 roku pierwsi europejczycy zobaczyli ją dokładnie w takim stanie i postanowili nie oczyszczać jej z drzew wrośniętych w jej mury. Ogromne korzenie drzew podtrzymują walące się mury świątyni i opiekuńczo ją oplatają. Spacerujemy w niej dłuższą chwilę i wychodzimy po przeciwnej stronie wejścia, żeby zobaczyć ostatnią już tego dnia atrakcję, Światynie Banteay Kdei.

Kambodza cambodia Angkor wat 08 225x300 - Angkor Wat

Świątynia Ta Phrom w kompleksie Angkor

 

Kambodzą Cambodia Siem Reap Angkor Wat 03 225x300 - Angkor Wat

Świątynia Ta Phrom

 

Kambodzą Cambodia Siem Reap Angkor Wat korzenie 300x225 - Angkor Wat

Świątynia Ta Phrom w kompleksie Angkor

 

Kambodzą Cambodia Siem Reap Angkor Wat 05 300x225 - Angkor Wat

Świątynia Ta Phrom w kompleksie Angkor

Świątynia jest bardzo malownicza. Wejście do niej znajduje się pomiędzy dwoma zarośniętymi zbiornikami wodnymi o przepięknym ostro zielonym kolorze.

Na koniec jeszcze Srah Srang – zbiornik wodny ozdobiony schodkowymi tarasami z lwimi ornamentami – nad którym daleko w oddali miedzy drzewami widać miejsce gdzie rozpoczęliśmy dzisiejsze zwiedzanie: Angkor Wat.

W prawie każdej świątyni dzieci sprzedają pocztówki, biżuterię, szale, kapelusze, flety i mnóstwo innych pamiątek. Wszędzie tez można kupić zimna pyszna wodę – nieodzowna rzecz przy zwiedzaniu Angkoru. Wszystko kosztuje 1 dolara. Kupujemy magnesy na lodówkę, kapelusz dla Sebcia – z dużym rondem, żeby nie dostał udaru. Buffy chronią czubek głowy, ale niestety nie chronią twarzy przed palącym słońcem, oraz dużo dużo wody. Wszystko oczywiście za ‘one dollar’. Dobrze, ze przezornie wzięliśmy ze sobą spory plik jednodolarówek.

Do pensjonatu wracamy wykończeni spacerami w pełnym słońcu – pot leje się po nas dosłownie strumieniami. Nasz tuk-tukarz koniecznie chciał nas jeszcze zawieźć na jedzenie – w końcu wynajęliśmy go na cały dzień a to dopiero 15.00! Ale nie mamy już siły nigdzie jechać. Marzymy, żeby się wykąpać i choć na chwilę schować w klimatyzowanym pokoju. Jedziemy więc prosto do naszego pensjonatu i tam też, po odświeżeniu, jemy pyszny obiad i ochładzamy się zimnym piwem. Chwilę zastanawiamy się co zrobić z resztą dnia. Jedną z opcji jest Old Market, gdzie zawożą wszystkich turystów, ale szybko rezygnujemy – nie zamierzamy tu za wiele kupować a jeżeli sprzedawcy tam będą nawet tylko w połowie tacy męczący i nachalni tak jak dzieci w Angkorze to bardziej się umęczymy niż przyjemnie spędzimy czas.

Postanawiamy więc iść po prostu na spacer po okolicy guesthousu. Jednak Kambodżańskie słońce dało się nam dziś we znaki mocniej niż się spodziewaliśmy. Spędzamy dosłownie chwile w pokoju czytając zakupione przewodniki i …. Sebcio w mig zasypia. Widocznie nawet zakupiony w Angkorze kowbojski kapelusz z dużym rondem go nie uratował – musimy odpocząć. Podczas, gdy Seb regeneruje siły ja zapisuję to, co zapamiętałam z dzisiejszego dnia.

Seb budzi się gdy na dworze już szaro – więc ze spaceru nici. W Kambodży prąd jest bardzo, bardzo drogi wiec nie ma latarni miejskich. O zmroku Kambodżanie zamykają swoje sklepy, stragany i chowają się gdzieś w domach, które nie maja zbyt wiele okien wiec, nawet jeżeli te bogatsze rodziny stać na elektryczność, ulice otaczają niemal totalne ciemności. Tak przynajmniej jest w okolicy, w której znajduje się nas pensjonat. Nie pozostaje nam nic innego jak wrócić do naszej knajpki i dalej czytać zakupione przewodniki, szperać w necie przy sajgonkach, talerzu egzotycznych owoców i piwku Angkor.

O 22.00 wracamy do pokoju – następnego dnia o 7.30 wyjazd na jezioro Tolne Sap, żeby zobaczyć pływające wioski. Wyjazd, zorganizowany przez Gordona i jego znajomych tuk-tukarzy, miał naszą dwójkę kosztować 80 dolarów, jednak w trakcie kolacji podeszła do nas pani recepcjonistka z pytaniem, czy mamy coś przeciwko, żeby na wycieczkę z nami pojechała jeszcze inna para turystów. Cena spada wtedy do 50 dolarów. Godzimy się, na tą propozycję

O naszej wyprawie nad jezioro Tonle Sap można przeczytać tutaj

 

Polecane książki

Przewodnik Lonely Planet po Kambodży kupisz TUTAJ.

Przepraszamy, ale obecnie brak jest możliwości komentowania.