Ukryte perełki Europy. 11 na 111 jubileusz
Europa
Dziś publikujemy 111 artykuł na naszej stronie!
Jak dotąd 92 artykuły na naszej stronie dotyczyły 20 krajów Azjatyckich, z czego aż 38 Indonezji. Żeby nie było, że Wiewiórki wędrują tylko po Azji, postanowiliśmy się trochę zrehabilitować i poświęcić ten wyjątkowy 111 post Wędrownych Wiewiórek naszej kochanej Europie. Ukryte perełki Europy wybraliśmy spośród tych mniej oczywistych atrakcji z wybranych 11 krajów Europy. Dlaczego 11 a nie 10, albo 20? Dlaczego 111 jubileusz, a nie 100? Bo 11 to dzień moich urodzin i liczba wyjątkowa, szczęśliwa i niebanalna. Zgodnie z pseudonaukową numerologią jest to symbol ogromnej mocy i pierwsza ze wszystkich liczb mistrzowskich. To tez po prostu moja ulubiona liczba.
Nie będzie to żadne Top Ten, (czy w tym przypadku top eleven) atrakcji danego kraju czy kontynentu. Wręcz przeciwnie. To będzie lista miejsc naszym zdaniem zbyt często pomijanych w planach podróży, chociaż warte są poświęcenia czasu, uwagi, pieniędzy. To przepis na dodanie jedenastej atrakcji do standardowej dziesiątki ‘zobaczyć koniecznie’.
Wybrane ukryte perełki Europy ułożone są w kolejności alfabetycznej, według kraju, w którym się znajdują. Atrakcyjność nie była kryterium ich lokowania.
1. Ukryta perełka Albanii. Bunkry
Albańskie bunkry to coś niesamowitego. W stolicy kraju, Tirana, znajdują się są te najbardziej popularne turystycznie. Przystosowane dla zwiedzających, z opisami i wprowadzeniem do całej ich historii. To punkt z listy ‘top ten’ czyli ‘zobaczyć koniecznie’. Jednak my polecamy te rozlokowane w terenie.
Na obszarze Albanii znajduje się średnio 5,7 bunkrów na każdy kilometr kwadratowy. W tym malutkim kraju doliczono się ich ponad 750 tysięcy. Są wszędzie. Na plażach, w górach, w lasach.
Odrobina bunkrowej historii
Bunkry zostały zbudowane przez komunistyczny rząd Envera Hoxha między 1960 a 1980. Hoxha, opętany paranoją po zerwaniu związków politycznych z Moskwą, panicznie bał się ataków Stalina, Jugosławii (Tito) i imperialistycznego zachodu. Nakazał więc budować wszędzie schrony. Szacuje się, że za równowartość budowy bunkrów można byłoby wybudować dwupokojowe mieszkanie dla każdej albańskiej rodziny. Koszt budowy 20 małych bunkrów to mniej więcej koszt budowy kilometra autostrady.
Zarówno mieszkań, jak i autostrad w Albanii brakuje do dziś, jednak bunkrów mają pod dostatkiem.
Każdy obywatel w wieku 12 lat plus, w ramach szkolnych zajęć, musiał przejść codzienne, godzinne szkolenie jak najszybciej dotrzeć do najbliżej znajdującego się bunkra i jak się w nim zachować.
Dorośli mieszkańcy okolicznego bunkra byli zobowiązani do utrzymywania ‘swojego’ bunkra w czystości. Musieli stawiać się tam przynajmniej dwa razy w miesiącu na szkolenia, jak z bunkra prawidłowo korzystać.
Publiczna użyteczność bunkrów
Bunkry nigdy się na nic nie przydały, a pochłonęły cały budżet państwa, które właściwie przymierało wówczas głodem.
W 1990 rząd odpuścił, przestał panikować i dbać o podziemny bunkrowy światek. Bunkry zaczęły popadać w ruinę. Obecnie przekształcane są w kafejki, sklepy z pamiątkami, magazyny, schroniska dla bezdomnych, a nawet hotele!
Dowiedzieliśmy się o tym niestety dopiero na miejscu. Przy kolejnej wizycie na pewno zatrzymamy się w bunkrze-hotelu. Więcej o takim sposobie na nocleg można przeczytać TUTAJ.
Pozaglądaliśmy do bunkrów w mijanych wioskach. Były super. Niektóre służyły jako kurniki, niektóre jako magazyny na rolne płody, inne stały zupełnie niewykorzystane, jeżeli nie liczyć dzieciaków spożywających w nich alkohol i kryjących się z papierosami. Nie sposób je przegapić przemierzając Albanię. Wejścia do nich nazywane są często ‘betonowymi pieczarkami’. I słusznie. Wyrastają znienacka jak grzyby po deszczu. Naprawdę warto zajrzeć!
Żeby bunkry odnaleźć nie potrzeba porad ‘jak dojechać’. One są po prostu wszędzie. Wystarczy się trochę porozglądać.
2. Ukryta perełka Anglii. Klify 7 Sióstr
Kredowe klify Seven Sisters zlokalizowane w hrabstwie Sussex, tuż przy słynnym kanale La Manche, są idealnie białe, perfekcyjnie piękne i bardzo niebezpieczne. Zanotowano wiele przypadków, kiedy turyści podchodząc zbyt blisko stromych krawędzi tracili równowagę i spadali kilkadziesiąt metrów w dół na kamienistą plaże. Krawędź klifów jest niestabilna. Każdego roku, w skutek erozji, traci około 40 centymetrów, więc podchodzenie do samego krańca jest bardzo ryzykowne. Klify są ulubionym miejscem samobójców. Ponoć co roku rzuca się z nich średnio 25 osób.
Klifów tak naprawdę jest osiem. Swoją nazwę otrzymały od siedmiu sióstr, które rzekomo mieszkały w okolicy, a każda z nich miała swoją posiadłość między sąsiednimi klifami.
Najwyższy klif, Beachy Head, mierzy 162 metry wysokości. Tuż pod nim na plaży znajduje się malownicza latarnia morska.
Dzięki swojej malowniczości klify zagrały w wielu filmach. Między innymi w ‘Robin Hood, książę złodziei’ z Kevinem Costnerem i Morganem Freemanem.
Ja się trzymałam bardzo daleko od krawędzi. Mój lęk wysokości sprawiał, że nawet po pochyłych zboczach wchodziłam na miękkich nogach. Jednak widoki oszałamiające. Można zejść na plażę, wykąpać w lodowatym oceanie, pogłaskać hodowlane zwierzaki, ponieważ teren wokoło to jedno wielkie pastwisko.
Przyjechaliśmy tu z Brighton, do którego można dotrzeć pociągiem z Londynu w około 1,5 godziny. Wypożyczonym samochodem do klifów dotarliśmy w niecałą godzinę (90 km). Malownicze klif to prawdziwe ukryte perełki Europy. Wycieczka naprawdę warta zachodu.
Więcej o tych wspaniałych klifach można poczytać TUTAJ.
3. Ukryte perełki Białorusi. Wioski. Talkowce. Miełowce. Koralicze.
Zapomniane wioski na Białorusi. Przypominają trochę ‘wioski duchów’ w Indonezji, z których przymusowo wysiedlono mieszkańców, ze względu na niebezpieczną aktywność wulkanów. Tylko stąd nikt nikogo nie wysiedlił. Mieszkańcy sami wyjechali do miast, do Polski, do innych krajów. Zostawili swoją ziemię, swoje domy, często też dobytek. W porośniętych bluszczem, chaszczami, chwastami domach ciągle stoją łóżka, szafy, walają się porzucone ubrania i zdjęcia. Szkoła z zabitymi deskami oknami ciągle ma szyld nad wejściem i tablice z kredą w salach z pustymi ławkami. Niestety nie ma tu już żadnych dzieci. Resztka staruszków, którzy nie porzucili ojcowizny, mieszka tak jakby z duchami. Przesiadujące na ławeczkach przy drodze babuleńki w chustach na głowach pamiętają o wszystkich i chętnie opowiadają historie. Wizyta każdego turysty jest niesamowitą sensacją. Mało kto ich tam już odwiedza.
Sam dojazd do wiosek jest atrakcją. Na ulicach zupełna pustka. Nie minął nas właściwie żaden samochód. Droga wiodła przez puste pola. Zupełnie jakby w świecie równoległym, tuż za rogatkami cywilizacji. Wyjątek stanowili rolnicy, ustawiający stragany z własnymi wyrobami przy drogach. Trochę się obkupiliśmy.
Na Białoruś przyjechaliśmy własnym samochodem. Tak z Polski dojechać i następnie poruszać się po kraju chyba najwygodniej. Trzeba pamiętać o wizach! Na granicy się ich nie dostanie. Wnioski trzeba składać przed wyjazdem. Średni czas oczekiwania to 7 dni. Wioseczki to z pewnością ukryte perełki Europy. Błądziliśmy dosyć długo, zanim udało się nam odnaleźć.
4. Ukryta perełka Chorwacji. Modro Jezero Imotski
Jezioro Imotski ukryte jest w krasowym leju, jednym z najgłębszych nie tylko w Europie, ale też na świecie. Głębokość leja to około 300 metrów. Poziom wody zmienia się w zależności od pory roku. Wynosi 300 metrów, a może wynosić nawet zero. Wtedy, gdy wysycha, odbywają się tu mecze piłkarskie lokalnych drużyn Vilenjaci i Vukodlaci.
W czasie II wojny światowej w jaskiniach okalających lej ukrywali się mieszkańcy podczas bombardowań.
Zeszliśmy w głąb leja, żeby się wykąpać w krystalicznie czystej i chłodnej wodzie. Jezioro miało wtedy około 100 metrów głębokości. To najpiękniejsze górskie jezioro, jakie widzieliśmy. Dodatkową zaletą był brak turystów. Było nas tam może jakieś 20 osób na przestrzeni 500 na 800 metrów. Każdy miał swój kawałek skały. Rewelacja! Nigdy wcześniej nie kąpałam się w takich krajobrazach, w tak czystej i przyjemnej wodzie. To naprawdę było coś! Widoki – prawdziwe ukryte perełki Europy.
5. Ukryta perełka Francji. Paryskie Katakumby
Pod koniec osiemnastego wieku w Paryżu zabrakło miejsc do pochówku zmarłych. Ówczesne władze postanowiły przenieść kości zmarłych z cmentarzy do podziemi na ówczesnych peryferiach miasta. Tak powstały paryskie katakumby. Wykopane kości zostały zrzucone na stosy i ułożone jak popadnie w podziemnych jaskiniach. Można je obecnie podziwiać ułożone w przedziwnych kompilacjach w podziemnych korytarzach. Spacer korytarzami wyłożonymi czaszkami i kośćmi jest lekko dziwaczny.
Przeżycie trochę jak z horroru, jednak niesamowite. Dreszczyk na plecach i fascynacja w oczach. Warte i czekania i kosztu biletu, który można sprawdzić TUTAJ.
Kolejki, żeby się tam dostać wycenione na trzy godziny plus. Można wykupić studentów jako staczy. Chyba warto. My staliśmy te trzy godziny, ale ostatecznie nie żałujemy. Chociaż, gdybyśmy mieli wrócić, wykupilibyśmy staczy. Paryż ma dużo innych atrakcji do zaoferowania, warto cenić swój czas. Odkryliśmy je dopiero przy trzeciej wizycie w Paryżu. Katakumby to dobrze ukryte perełki Europy.
6. Perełka festiwalowa Holandii. Amsterdamska Parada Równości
Niby każdy wie, że najsłynniejsza Parada Równości odbywa się w Amsterdamie. Jednak nie każdy planuje zwiedzanie Holandii wtedy, kiedy parada ma się w najlepsze. A na pewno warto! My trafiliśmy na Paradę Równości zupełnie przez przypadek. Trafił się akurat tanie bilety lotnicze z Gdańska na weekend do Amsterdamu. Trzeba było wykorzystać punkty uzbierane na karcie kredytowej. W rezultacie wyszło coś niesamowitego! Zatłoczone ulice roześmianymi i przeszczęśliwymi ludźmi. Pilnowali ich przyjaźnie nastawieni do wszystkich policjanci. Zaobserwowaliśmy zero agresji, idealny przykład ochrony obywatela przez służby porządkowe, wszechogarniającą i zaraźliwą radość. Tam policja naprawdę służyła bawiącym się w najlepsze ludziom. Ja w takim kraju chciałabym żyć. Tam naprawdę króluje miłość, tolerancyjność i szacunek do drugiego człowieka. VIVA LOVE PARADE! Dlatego polecamy odwiedziny w holenderskiej stolicy właśnie w ten konkretny weekend. Jest się od kogo uczyć.
Kiedy się to ponownie wydarzy można przeczytać TUTAJ.
7. Ukryta perełka Polski. Wzgórze Grabarka na Podlasiu
Na świętej górze Grabarka jest magicznie. Usłane jest krzyżami, które przynieśli tu ludzie z prośbami o pomoc i łaskę od Boga. Krzyże są różne. Zazwyczaj proste. Zbite z dwóch desek, dwóch patyków, gałęzi, są też misternie rzeźbione. Są duże, ale też małe, kilkucentymetrowe. Forma jest nieistotna. Najważniejsza jest intencja, w jakiej je wbito w zbocza Grabarki. Stoi ich już tam kilkanaście tysięcy.
Legenda głosi, że podczas epidemii cholery w 1710 roku jeden z mieszkańców pobliskiej wioski doznał objawienia i usłyszał głos nakazujący mu zaprowadzić ludność na wzgórze, gdzie płynęła lecznicza, boska woda. Dla ocalenia mieli się w niej obmyć i się nią poić. Całe wsie poszły za nim na Grabarkę niosąc ze sobą krzyże. Kroniki donoszą, że w dobie pandemii ocalało ponad 10 tysięcy pielgrzymów, którzy posłuchali mesjasza. Wbili na wzgórzu przyniesione krzyże w podziękowaniu za ratunek.
Można się napić słynnej, uzdrowicielskiej wody nawet dziś. Tryska w tym samym miejscu, gdzie kiedyś ocaliła okolicznych mieszkańców od zarazy.
Obecnie na szczycie Grabarki stoi też klasztor żeński Świętych Marty i Mari oraz trzy cerkwie z 1974 roku.
Jednak najbardziej magiczny jest ciągle okalający wzgórze las krzyży.
Znamy bardzo niewielu Polaków, którzy odwiedzili te miejsce. Jednak, ci, którzy krzyże widzieli, zgadzają się w 100%, że są to ukryte perełki Europy.
8. Ukryta perełka Rosji. Moskiewskie Metro
Położone pod ziemią stacje moskiewskiego metra to z pewnością ukryte perełki Europy. Pierwsze stacje oddano do użytku w 1935 roku. Obecnie jest ich ponad 200. 44 z nich zostały wpisane na listę kulturowego dziedzictwa Rosji. I nic w tym dziwnego. Wyglądają bardziej jak sale balowe w królewskich pałacach, niż jak obiekty użytku publicznego, którymi przecież są. Codziennie z metra moskiewskiego korzysta ponad 7 milionów pasażerów i jest głównym środkiem komunikacji w stolicy.
Na takich stacjach jak Belorusskaya, Novoslobodskaya, Prospekt Mira, Kmosolskaya, Kurskaya, Kijewskaya, Park Pobiedy pod sufitami wiszą kryształowe żyrandole, podłogi wyłożone są kolorowym marmurem, ściany udekorowane reliefami i rzeźbami. Nieciekawe pociągi, wjeżdżające co chwile na perony, zupełnie tam nie pasują.
Zwiedzaliśmy moskiewskie metro w niedziele bardzo wcześnie rano, właściwie jeszcze w nocy. Idealna pora. Było wtedy jeszcze pusto. Im bliżej południa, coraz ciężej było się poruszać, a nawet wyjąć aparat z plecaka. Gęsty tłum idealnie nas opatulał i kazał przemieszczać się w tym samym tempie i kierunku, co reszta.
Metro zorganizowane jest perfekcyjnie. Pociągi podjeżdżają co 1-2 minuty. Nawet w niedzielę o tak wczesnej porze. Wszędzie pełno ławek, na których, na dobrą sprawę, nawet nie ma kiedy usiąść. A jednak oblegane są mocno przez śpiących imprezowiczów i plotkujących znajomych. Moskiewskie metro jest popularnym miejscem spotkań na pogaduchy. I ma to sens. W końcu jest ciepło, czysto, ładnie i każdemu po drodze.
9. Ukryta perełka Szkocji. Wyspa Staffa
To niezamieszkała wysepka, wyglądająca jakby wyrzeźbili ją kosmici. Przypomina konstrukcje z bazaltowych kosmicznych klocków lego o sześciokątnym przekroju. Naukowcy twierdzą jednak, że jest wynikiem wulkanicznej aktywności sprzed 60 milionów lat.
Nazwę Staffa wyspie nadali Wikingowie, w których języku oznacza ‘kolumnowa’ i nawiązuje do bali, z których budowali swoje tradycyjne chaty.
Epicentrum niewiarygodności natury jest Grota An Uamh Binn (Jaskinia Muzyczna) znaną też jako Fingal’s Cave. Według legendy Fingal był gaelickim gigantem, który wiecznie walczył innym gigantem z Ulster. Żeby w końcu zwyciężyć Fingala, gigant z Ulster wybudował ogromy most między Irlandią a Szkocją. Podczas ich kolejnych starć most został roztrzaskany, a Staffa stanowi jego pozostałość.
Czarne skalne kolumny i sklepienia wyglądają tak dziwacznie, że to aż nieprawdopodobne, że jaskinie wyrzeźbiła natura. Prawdziwe geologiczne cudo. Jaskinia przypomina bardziej jakąś diabelską kaplicę. Przez wieki inspirowała artystów i naukowców. Odwiedziły ją takie sławy jak królowa Wiktoria, Juliusz Vern, Walter Scott, Robert Louis Stevenson. Natchnęła samego Mendelssohna do napisania w 1830 roku uwertury Hebrydy.
Te kosmiczne skaliste kolumny, dziwaczne jaskinie to ukryte perełki Europy w pobliżu wyspy Mull, na którą najprościej dotrzeć promem z Lochaline, w pobliżu Fort Williams. Dla tych preferujących transport lotniczy, trzeba szukać połączeń do lokalnego lotniska w Oban, skąd promem można dostać się do miejscowości Carigurn na wyspie Mull.
10. Ukryta perełka Szwecji. Sztokholmski Ice Bar
Spędziliśmy tu godzinę w dniu moich czterdziestych urodzin. Dostaliśmy kubraczki wyglądające prawie tak jak przeciwpromienne kapoki. Ciężkie, niewygodne, srebrne. Jednak bar ma pewien urok. Kieliszki, do których nalewają lokalne koktajle, są z lodu. Stołeczki przy lodowym barze, są z lodu. Właściwie wszystko jest z lodu. Nie jest to miejsce, w którym chciałoby się spędzić cały wieczór, jednak czas na dwa szoty warto na niego przeznaczyć.
Wystawiane są tam też lodowe rzeźby – dla koneserów sztuki. Jak dla nas lekko tandetne, oświetlane kolorowymi światełkami.
Tańców nie było. Zimno było. Jednak warto odwiedzić, dla samego doświadczenia. Przecież o kolekcjonowanie doświadczeń w życiu chodzi. Drinki paskudne (jeden w cenie biletu wstępu) i paskudnie drogie. Jednak polecamy. Można nie lubić, należy się jednak osobiście przekonać, czy rzeczywiście się nie lubi.
My nie żałujemy.
Więcej o barze można przeczytać TUTAJ.
11. Ukryta perełka Włoch. Ogrody Tarota w Toskanii
To było coś naprawdę dziwacznego. Artystka Niki de Saint Phalle, twórczyni ogrodu, urodziła się w 1930 roku. W 1953, w wieku zaledwie 22 lat przeżyła załamanie nerwowe i w ramach terapii w zakładzie psychiatrycznym zaczęła malować. W 1955 odwiedziła Barcelonę, gdzie zafascynowała się twórczością Gaudiego. Odtąd skupiła się na rzeźbie. Ogród Tarota to był dom jej marzeń. Rzeczywiście tam mieszkała. Centralny budynek w kształcie popiersia kobiety, czy też bardziej czarownicy, mieści jej sypialnię (w jednej z piersi), salon z kominkiem, kuchnie, łazienkę, pokoje gościnne. Wszystko wyłożone jest kolorowymi szkiełkami, nierówne, powyginane, błyszczące. Można tam dostać właściwie zawrotu głowy.
W ogrodzie stoją dziwaczne figury z talii kart Tarota. Jest tam naprawdę lekko przerażająco. Wszystko razem sprawia wrażenie wytworu bardzo mocno chorej wyobraźni.
Nie mniej jednak bardzo nam się podobało. Pomimo ciarek na plecach podczas zwiedzania. Dodatkowo okolica przepiękna. Morze, urocze kamienne miasteczka, winnice. W końcu to Toskania. Jedna z najpiękniejszych krain w Europie.
Więcej o Ogrodzie Tarota można poczytać TUTAJ.
Dojechaliśmy tam prywatnym samochodem i to chyba jedyna opcja. Ogrody Tarota to z pewnością ukryte perełki Europy.
Te miejsca nie kwalifikują się zwykle do Top Ten atrakcji danego kraju. A szkoda! Sprawdźcie sami, czy rzeczywiście są warte pominięcia.